Dwudziestoletnia Love Porter właśnie rozpoczęła wojnę ze swoim sąsiadem, trzydziestoczteroletnim znanym w Kolorado psychologiem Ryderem Callahanem.
W odpowiedzi na dwuznaczne hałasy dochodzące zza ściany postanowiła uraczyć mężczyznę głośną muzyką. W odwecie Ryder pojawił się w jej sypialni. To był dopiero początek. Kolejne psikusy, które zaczęli sobie wzajemnie robić, doprowadziły do zaognienia i tak napiętej już sytuacji.
Od nienawiści jest tylko jeden krok do czegoś zupełnie innego. Między Love i Ryderem pojawia się silne przyciąganie, jednak mężczyzna zdaje sobie sprawę z tego, że dziewczyna jest dla niego za młoda.
Ryder odkrywa też, że Love dręczą koszmary z przeszłości. Czy młoda sąsiadka pozwoli mu sobie pomóc?
To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, słyszałam dużo dobrego o poprzednich książkach Martyny z serii diabłynevady, nie miałam jednak okazji ich czytać, więc kiedy tylko zobaczyłam, że na rynku wydawniczym pojawiła się kolejna zapowiedź powieści autorki, wiedziałam, że będę po nią sięgnąć! "Goodbye, Love" rozpoczyna serię winterlove. Styl i język jakim posługuje się Martyna jest bardzo lekki i przyjemny, co sprawia, że książkę czyta się z dużym zainteresowaniem i naprawdę sprawnie, ja pochłonęłam ją w jeden wieczór, a w zasadzie to zarwałam dla niej nawet kawałek nocy. Znajdziemy tutaj motyw hate - love, enemies to lovers oraz sporą różnicę wieku pomiędzy bohaterami. Fabuła książki została w bardzo ciekawy sposób nakreślona i równie dobrze poprowadzona, a bohaterowie w bardzo interesujący, ale również tajemniczy i intrygujący sposób wykreowani, dodatkowo jestem pewna, że z powodzeniem moglibyśmy się z nimi utożsamić w niektórych kwestiach, dzieląc podobne przeżycia i troski. Historia ta została przedstawiona z perspektywy obojga bohaterów, co pozwoliło mi lepiej ich poznać, dowiedzieć się co czują, myślą, z czym się mierzą, a tym samym lepiej zrozumieć ich postępowanie oraz decyzję. Muszę przyznać, że motyw hate - love został tutaj świetnie zaprezentowany, relacja między bohaterami oraz ich potyczki słowne wielokrotnie sprawiały, że na mojej twarzy gościł uśmiech, czasami nawet w głos parsknęłam śmiechem! Mogłoby się wydawać, że Ryder i Love, są totalnymi przeciwienstwami i nic nie powinno ich łączyć, jednak po dokładniejszym zagłębieniu się w ich historię mogę śmiało powiedzieć, że oni po prostu musieli na siebie trafić, żeby zrozumieć i spojrzeć na pewne rzeczy z zupełnie innej perspektywy, otworzyć się na życie, przyszłość i chociaż spróbować zamknąć pewne rozdziały swojego życia. Przez bohaterami nielada wyzwanie, los postawił na ich drodze sporo przeciwności, które okażą się pod każdym względem naprawdę trudne do pokonania i które wywołują natłok skrajnych emocji, udzielających się również czytelnikowi. Autorka porusza tutaj szereg ważnych i ponadczasowych kwestii, które dodatkowo potęgują chęć dalszego czytania powieści i skłaniają do głębszych przemyśleń nad własnym życiem i wyborami jakich dokonujemy. Nie zabraknie oczywiście tajemnic, intryg, chemii, pożądania i zwrotów akcji, szczególnie mowa o zakończeniu tego tomu... Tego się kompletnie nie spodziewałam! Na już potrzebuje kolejnego tomu Martyna! Naprawdę świetnie spędziłam czas z tą książką i jej bohaterami i czekam na więcej! Polecam! Moja ocena 9/10.
Opinia bierze udział w konkursie