Przyjaźń to najpiękniejszy dar jaki możemy otrzymać od wszechświata. Często rodzi się nieproszona- podobnie jak miłość, jednak jest od niej odporniejsza na wszelkie perturbacje, mniej wymagająca, bowiem nie oczekuje pełnej uwagi każdego dnia i bardziej wyrozumiała. Bywa i tak, że tworzy więzi silniejsze niż te rodzinne, tworząc na swój sposób jedną, wielką rodzinę z przyjaciół i ich bliskich, choć nie są złączeni żadnymi więzami krwi. I w ten sposób grupy obcych sobie ludzi tworzą ze swoich osobowości witraże- różne, wielobarwne, uwydatniające wraz z biegiem czasu inne części, lecz niezmiennie trwałe i godne podziwu. I o ostatnim spisanym etapie zmian w życiu bohaterów opowiada najnowsza książka Agnieszki Lis. Choć po zakończonej lekturze mocno wierzę, że poza jej kartkami czeka na nich jeszcze wiele wyzwań, przygód, a przede wszystkim kolejnych zmian.
Patrycja mieszka z babcią, która mniej ingeruje w jej sprawy aniżeli Sandra. Stara się znaleźć swoją drogę i siebie, bowiem wczesne macierzyństwo wywarło na niej wiele zmian. Musi jedynie je uzewnętrznić, upewnić się w nich i spróbować podążać mniej utartą ścieżką. A przede wszystkim przestać się bać- rozwoju, miłości i wyzwań. Luiza dalej święcie wierzy w swoje przekonania odnośnie mężczyzn w jej życiu i twardo stoi przy dawno obranej ścieżce. Ani myśli o emeryturze, choć nauczyła się odrobinę zwalniać i polegać na innych. Czas jeszcze by porzucić pewne przekonania dotyczące życia prywatnego. Sandra z kolei musi w końcu dojrzeć do jednej z trudniejszych decyzji- co zrobić z Piotrem? Choć wiara czyni cuda, a nadzieja umiera ostatnia, to w życiu zdarzają się takie rzeczy, na które ani wiara ani nadzieja ani nawet miłość nie są w stanie nic poradzić. Kacper spełnia się w korporacji, choć kosztuje go to wiele nerwów i zdrowia. Doskonale wie, że nie znajdzie tam przyjaciół, musi jedynie zrobić to, co do niego należy i wrócić do domu. A tam czeka na niego niesforna i słodka Zosia oraz Sandra, która miota się między tym, co powinna zrobić ze swoim życiem (lub też czego oczekuje jej matka), a tym czego sama by chciała. Agata mierzy się ze stagnacją i nudą, czuje się niepotrzebna i osamotniona. W odróżnieniu od Darka, który większość czasu spędza w kolejnych delegacjach i jest tylko gościem w swoim domu. Julita ze Zbyszkiem z kolei muszą opanować swoje domowe nastolatki, poradzić sobie z biznesem i przede wszystkim przetrwać. Jednak gdy mają siebie wiedzą, że są w stanie wyprostować wszelkie sprawy, w końcu nie pierwszy raz stoją przed nimi wyzwania.
"Witraże" to swoiste domknięcie serii "Czas na zmiany", wywołujące najwięcej emocji i nostalgii. Trudno rozstać się z bohaterami, gdy było się świadkiem tylu ich przygód i wyzwań, które stawiało przed nimi nie tylko samo życie ale i oni sami. Nie wszystko zawsze szło po ich myśli, nie zawsze było łatwo- ba, wręcz przeciwnie, ale to wszystko scaliło ich jeszcze bardziej. Autorka zręcznie ukazuje jak silna relacja wytworzyła się przez lata między tymi ludźmi, jak mogą na siebie liczyć- każde z nich, o każdej porze, jak mimowolnie wprowadzali do swego grona kolejne istoty. Śledząc ich perypetie nie sposób zauważyć wewnętrznej walki, jaką każdy z nich stoczył z samym sobą- i pewnie jeszcze wiele takich odbędzie w przyszłości. Jak te walki na nich wpłynęły, jak szukali pustych sloganów o marzeniach, wolności, szczęściu, nie dostrzegając tego, co mają oraz wszystkich możliwości jakie roztacza przed nimi świat każdego dnia. Czy w pełni to zauważyli i docenili? Pewnie nie, ale są na dobrej drodze. Czy zakończyli swoje zmiany? Z całym przekonaniem- też nie, bowiem one będą im towarzyszyć do końca życia, z większym lub mniejszym natężeniem. Czy docenili przyjaźń i rodzinę i ujrzeli to, co najważniejsze? Tak, i oby tego się trzymali. Koniec końców, to była inspirująca i ciekawa podróż, pełna rzeczywistych sytuacji i problemów, zwyczajnie życiowa, z którą każdy czytelnik może w jakiś sposób się utożsamiać. Tym razem okraszona pięknymi cytatami z "Kubusia Puchatka".
Opinia bierze udział w konkursie