Po cykl wakacyjny autorstwa Natalii Sońskiej chciałam sięgnąć już rok temu, ale jakoś tak wyszło, że musiałam skupić swoją uwagę na innych pozycjach. W tym roku jednak postanowiłam sobie, że przeczytam te książki - postanowienie to jeszcze mocniej zostało podkreślone przez premierę najnowszej części (ale o tym wkrótce). Czy historia Oli i Marcina przypadła mi do gustu i sprawiła, że poczułam miłość do włoskiego klimatu? O tym w tej recenzji.
Ola pracuje w jednym z włoskich kurortów. Obiecała sobie i swojemu ukochanemu, że to ostatnie lato, jakie spędzi za granicą - sama ma dosyć związku na odległość i chciałaby być blisko swojego chłopaka. Z utęsknieniem czeka na niego w gorącej Italii i wierzy, że będzie to cudowny urlop. Pewnego dnia poznaje tajemniczego Marcina. Mężczyzna od początku ją intryguje, ale dziewczyna dusi swoje wszelkie chęci nawiązania znajomości w zarodku. Przecież to nie jest w jej stylu! Jak potoczy się dalej ta niespodziewana relacja? Czy Krzysiek, chłopak Oli, w końcu podaruje jej ten najbardziej wyczekiwany prezent? Ola szybko przekona się, że los lubi płatać figle, a życie ma do zaoferowania o wiele więcej...
Zaczynając lekturę tej książki, nastawiona byłam na dość prostą powieść obyczajową, w której nie zabraknie romansu. No i poniekąd tak właśnie było - choć sama historia bardzo mnie zainteresowała, to jednak nie dostarczyła nic, czego bym już wcześniej nie znała. Po jej skończeniu natomiast... nie potrafiłam dojść do siebie. Prawdopodobnie, gdybym nie sięgnęła od razu po inny tytuł, wpędziłabym się w zastój czytelniczy. Tak, ta książka zdecydowanie zaskoczyła mnie moją własną reakcją.
Główną bohaterkę bardzo polubiłam już z samego początku. Ola to ułożona dziewczyna, która ma jasno określony cel i jego właśnie się trzyma. Stara się wykonywać zaplanowane rzeczy, nie dopuszczając do siebie zbyt dużych odstępstw. Momentami ta jej miłość do planowania wszystkiego wzbudzała we mnie irytację, jednak szybko zdałam sobie sprawę z tego, że przecież sama tak postępuję. Myślę, że to dlatego tak dobrze było mi czytać o Oli i jej życiu - po prostu znałam ten temat. W każdym razie Ola to naprawdę dobrze wykreowana bohaterka, którą da się lubić i która powolutku odkrywa przed czytelnikiem swoje prawdziwe ?ja? - o którym sama nie do końca wiedziała.
Autorka bardzo ciekawie przedstawiła początku znajomości Oli i Marcina. Jedna z początkowych scen, gdy mężczyzna okazuje się w połowie Polakiem... no kocham. To był dopiero zwrot akcji, którego mogłam się spodziewać, ale który okazał się pewnego rodzaju urozmaiceniem całej powieści (i idealnym wstępem tak w ogóle). Do gustu przypadło mi również to, że zarówno Ola, jak i Marcin nie są idealni ? Natalia Sońska nadała im takie cechy charakteru, które nie są wyidealizowane i przerysowane, a po prostu prawdziwe. Nie wspominając już o tym, jak bardzo autorka zadbała, bym podczas czytania oprócz słodyczy odczuwała gorycz z powodu tego, co czują bohaterowie i jakie mają doświadczenia. Ta książka... mimo moich przemyśleń na początku, nie była wcale aż taka lekka.
Natalia Sońska ma bardzo dobre pióro, a tą książką tylko udowodniła moje przemyślenia na ten temat. Może nie wszystkie powieści autorki okazują się aż tak wciągające i świetne, jednak bez wątpienia lektura Włoskiego love story przeniosła mnie chociaż na chwilę do słonecznej Italii, gdzie można po prostu żyć - bez względu na troski i problemy pozostawione w Polsce.
Cieszę się, że mogłam przeczytać tę książkę i jeśli poszukujecie wciągającej powieści obyczajowej z romansem w tle, to koniecznie sięgnijcie po ten tytuł. Nawet i jesienią - w końcu odrobina słońca jesienią też nie zaszkodzi.
Opinia bierze udział w konkursie