- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.apotykając żadnego oporu. Sam miałem w kieszeni okulary słoneczne firmy Okey. Kupiłem je w Irkucku od Chińczyka za sto rubli, czyli trochę więcej niż dziesięć złotych. Nie mogłem oderwać oczu od tych chłopców w przejściu. Wyglądali tak, jakby ubierali się po ciemku. Żółte z fioletowym. Różowe z niebieskim. Za duże. Cudze. Wyruszyli z Bałkanów, żeby zasiedlić tutejsze doliny. Zanim zbudowali swoje cerkwie i wsie, pokonali tysiące kilometrów. Często wyobrażałem sobie tę wędrówkę. Szli gdzieś z Gór Dynarskich, pokonywali dolinę Dunaju i wkraczali w Karpaty. Mieszanina krwi dackiej, iliryjskiej i trackiej wypędzona w góry przez nadciągających z północy Słowian. Gnali swoje owce, barany i bydło w poszukiwaniu pastwisk. Szli tam, gdzie była trawa. W skórach cuchnący tak jak ich bydlęta i niestrzyżeni, porozumiewali się łaciną pełną wspomnień po swoich starych obumarłych językach. ,,Pochodzili z barbarzyńskich mętów, z odpadków wielkich Inwazji, z hord, co rozpłaszczyły się wzdłuż Karpat i Dunaju, aby się skulić, zapaść w drzemkę, z masy dezerterów włóczących się po rubieżach Imperium, motłochu, który łacińskości liznął tyle co brudu za paznokciem", jak chciał ich potomek Émile Cioran. Ale lubiłem sobie ich wyobrażać, jak wędrują w głąb kontynentu. Coraz dalej od ciepłych wiatrów znad Śródziemnomorza. Tysiąc lat powolnej wędrówki. Morlachowie, Arumuni, Kucowołosi. Zapomniane albo wymarłe plemiona. Z upływem wieków odchodzące w niepamięć lub w coraz wyższe góry w ucieczce przed Słowianami, Tatarami albo Turkami. Dawni Rzymianie w szałasach, w kierpcach, w deszczowe dni uwalani owczym gnojem, gdy musieli pod gołym niebem doić swoje stada. Wiecznie niewyspani, bo w Karpatach wilków i niedźwiedzi było wtedy więcej niż ludzi, więc musieli palić ognie i czuwać. Tysiąc lat, zanim dotarli tutaj, już bez pamięci drogi, którą przybyli. Bez pamięci Rzymu, Ilirii i Dacji. Ściśnięci w dolinach płot w płot, chałupa przy chałupie, w cieniu drewnianych cerkwi przypominających kształtem murowane kościoły katolików. Po drodze zruszczyli się i nasiąkli słowiańszczyzną, wiedli na pokuszenie mijane ludy, które wypuszczały się z nimi na wędrówkę. Karpaty były wtedy niemal bezludne. W nocy było ciemno, a w dzień pusto. Mleko, ser, czasami mięso i jakieś podpłomyki. Wyobrażam sobie to wszystko, żeby nie zaginęło. Doliny po wysiedlonych wsiach zarasta las. Kamienne resztki pochłania ziemia. Po prostu znikają w jej wnętrzu, a ona przyrasta jak żywe ciało. Wystarczyło sześćdziesiąt lat i prawie nie ma śladów. Łuny na niebie, zgliszcza, swąd spalenizny. Zaprzęgi i ludzie ciągną bez końca na północ, do stacji kolejowych i obozowisk pod gołym niebem. ,,Nie mogliśmy zabrać ani psów, ani kotów, ani kur. Jeszcze dziś widzę psa przywiązanego do budy i słyszę jego wycie". Wojsko pilnuje, by ludzki wąż pełzł w stronę przeznaczenia. Na fotografiach, które zostawił po sobie Jan Gerhard, żołnierze mają peemy, pepesze, zwykle kabeki. W tle wstają płomienie. Jest gorąco, więc chłopcy podwinęli rękawy i porozpinali mundury. W kwietniu czterdziestego siódmego zaczął się ostatni etap wędrówki podjętej tysiąc lat temu na Bałkanach. Pierwszy raz przyjechałem tutaj wiosną osiemdziesiątego trzeciego. Wysiadłem z jasielskiego autobusu w dawnej wsi Rozstajne, z której została tylko nazwa i murowana kapliczka przy moście. Było ciepło. Obok kapliczki kwitły żonkile. Autobus odjechał. Zrobiło się zupełnie cicho. Ruszyłem wzdłuż Wisłoki. Na starej drodze leżał jeszcze gdzieniegdzie asfalt. Nic tutaj nie było, ale pejzaż wydawał się w jakiś sposób uporządkowany. Dno doliny było rozległe i płaskie, a droga prowadziła prosto jak strzelił. Ta geometryczność po dwóch kilometrach raptem się urwała, przepadły resztki asfaltu, a droga zaczęła meandrować zgodnie z pierwotnym ukształtowaniem terenu. Ale po prawej na trawiastym wzgórzu widać było regularną, prostokątną siatkę dawnych miedz. Przy drodze stało kilka kamiennych krzyży. Nieco dalej święta rodzinna. Kilkuletni Jezus miał obłupaną twarz. Kamienisty trakt prowadził w głąb minionego. Pomiędzy ledwo widoczne znaki opuszczenia. Potem nauczyłem się je rozpoznawać: prostokątne chałupiska, zarysy podmurówek, kopulaste sklepienia piwnic, zdradliwe zapadliska w miejscach, gdzie kiedyś były studnie, kępy zdziczałych śliw i jabłoni. Na początku smakowałem tę poetykę wyludnienia na sposób sentymentalny. To były po prostu ruiny, wspomnienie, wynik działania obojętnego czasu albo losu. Dopiero z upływem lat dotarło do mnie, że w tych spustoszonych dolinach, w Radocynie, w Lipnej, w Regietowie, działała tektonika, której epicentrum znajdowało się zupełnie gdzie indziej. Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.
Szczegóły | |
Dział: | Książki |
Promocje: | nagrody literackie, Nike |
Kategoria: | Literatura faktu, publicystyka, książki o Bieszczadach, Książki o górach |
Wydawnictwo: | Czarne |
Oprawa: | miękka |
Okładka: | miękka |
Rok publikacji: | 2022 |
Wymiary: | 130x210 |
Liczba stron: | 304 |
ISBN: | 9788381915717 |
Wprowadzono: | 14.10.2022 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.