Główną bohaterką jest Róża, opiekunka w domu dziecka, którą już mieliśmy okazję poznać w pierwszej części cyklu. Kobieta całkowicie poświęciła się swojej pracy, która tak naprawdę przestała być obowiązkiem, a stała się sposobem na życie. Jej podopieczni są dla niej całym światem, dba o nich jak o własne dzieci, na piedestale stawia ich potrzeby, całkowicie zapominając o sobie. Okazuje się jednak, że na szczęście nigdy nie jest za późno, a do serca kobiety nareszcie zawitała miłość.
Jej wybranek, również pracownik domu dziecka, oświadczył się i został przyjęty, a akcja książki rozpoczyna się właśnie w dniu ślubu pary. Nie jest to typowe głośne przyjęcie, ale z pewnością prześciga pozostałe pod względem miłości, życzliwości czy serdeczności. Róża wprowadza się do mieszkania męża, ale zabiera z sobą także Ludmiłę, chorą siostrę, którą się opiekuje. Partner jednak dostrzega, iż bliska jego żony wcale nie wymaga całodobowej opieki, jest na tyle samodzielna, że mogłaby podarować im trochę więcej prywatności, by mogli nacieszyć się wspólnym czasem. Niestety główna bohaterka nie potrafi nawet na krótki czas rozstać się z Miłką, już sama taka myśl wywołuje u niej poważne stany lękowe.
Czy Róża na pewno jest w pełni szczera wobec męża?
Czy pilnowanie siostry ma jedynie związek z jej chorobą?
I czy odważy się wyznać Tadeuszowi całą prawdę o przykrej przeszłości?
"Róża całe życie poświęciła dzieciakom z domu dziecka, zapominając o własnych potrzebach. Po prawdzie każda z nich ofiarowała najmłodszym dużą część swego serca, ale tylko Róża podarowała im absolutnie wszystko, co posiadała, zupełnie nie dbając o życie prywatne, którego z resztą praktycznie nie miała."
Pierwszą częścią cyklu byłam całkowicie zachwycona, dlatego nie mogłam doczekać się kontynuacji. Muszę wam natomiast zdradzić, że najnowsza książka Magdaleny Majcher przerosła moje najśmielsze oczekiwania, a zaskakująca trudna tematyka po prostu mnie zmiażdżyła.
Po raz kolejny autorka poruszyła niełatwe kwestie, problemy zwykłych ludzi, które mogą spotkać każdego z nas, tym razem jednak przed szereg wysuwają się ludzkie demony i mroczne sekrety, dlatego fabuła pochłania błyskawicznie i wpędza czytelnika niemal w hipnotyzujący trans, z jakiego nie ma szans się wyrwać.
"Kiedyś w mojej rodzinie zamieciono pod dywan bardzo ważną, ale też trudną sprawę. Nikt nigdy nie wrócił do tamtych wydarzeń, myślałam, że trupy siedzą zamknięte w szafie, ale one zaczynają z niej wychodzić..."
Znajdziemy tu przede wszystkim genialne portrety psychologiczne. Dwie siostry, które są swoim całkowitym przeciwieństwem, połączył je jednak na zawsze tragiczny wypadek z przeszłości, tajemnica, która od wielu lat nie daje im spokoju. Ich relacja jest niezwykle trudna. Nie da się ukryć, iż w przeszłości Róża wiele wycierpiała przez siostrę. Rodzice zawsze dużo od niej wymagali, musiała zajmować się Miłką, pomagać jej w lekcjach, spadło na nią więcej obowiązków niż powinno. Często także niesłusznie karano ją za przewinienia siostry, która jak się okazało nie zawsze była w porządku, potrafiła wykorzystywać swój stan i manipulować emocjami matki. Autorka nie ocenia jednoznacznie postępowania rodziców, ale pozwala nam dokładnie zapoznać się z całą sytuacją, być świadkami niesprawiedliwego traktowania obu dziewczynek. Mimo wszystko Róża kochała Miłkę i wiedziała, że musi o nią dbać.
Tylko przed czym naprawdę, a może przed kim, pragnie ją chronić?
Nie potrafię zebrać odpowiednich słów, by opisać, jak bardzo pochłania ta historia. Często wam pisałam, iż od jakiejś pozycji niełatwo się oderwać, ale z takim zapałem naprawdę rzadko kiedy zdarzyło mi się pożerać kolejne strony. Dowodem na to jest fakt, że czytałam ją do późnych godzin nocnych, a właściwie już porannych, a odkąd pracuję, nie jestem w stanie zarywać nocy dla lektury. W tym wypadku nawet pobudka o czwartej rano nie była mnie w stanie powstrzymać przed kontynuowaniem, za wszelką cenę musiałam jak najprędzej poznać finał tej opowieści.
Ta książka to przede wszystkim silne, skrajne emocje, które przeżywamy razem z bohaterami. To zasługa znakomitego pióra autorki. Styl Magdaleny Majcher jest nie tylko niezwykle lekki i przystępny, ale i niesłychanie sugestywny. "Wszystkie pory uczuć. Zima" to historia, która angażuje wszystkie zmysły, z zapartym tchem śledzimy losy bohaterów i silnie przeżywamy ich problemy, rozterki. Należy również wspomnieć o głębokich przemyśleniach, zadumą, jakie wywołuje fabuła. Wielokrotnie zastanawiamy się, jak pozornie błahe decyzje mają ogromny wpływ na ludzkie życie, analizujemy także nasze postępowanie.
Zakończenie książki szokuje i pozostawia czytelnika w totalnym osłupieniu. Pojawia się też niedosyt spowodowany finałem. Osobiście już nie mogę się doczekać następnej części, już zastanawiam się, czym tym razem zaskoczy mnie autorka i kto odegra główną rolę w jej kolejnej wspaniałej historii.
Podsumowując "Wszystkie pory uczuć. Zima" to niesamowicie poruszająca, wciągająca, słodko-gorzka opowieść z tragedią w tle. Ta emocjonalna bomba urzeka swą prawdziwością i skłania do wielu głębokich refleksji. Nie tylko uczy, że absolutnie każdy ma prawo do szczęścia i miłości, ale także uzmysławia, że nic nie jest do końca takim, jakim się zdaje, nie można oceniać po złudnych pozorach. Doskonale nakreślone portrety psychologiczne, niepokojące sekrety, trudne wybory, bezgraniczne poświęcenie, a wszystko dopieszczone klimatem PRL-u, to razem tworzy spójną, zachwycającą całość, którą zapragniecie przeczytać jednego wieczoru. Dla tak wyśmienitej uczty literackiej warto nawet zarwać całą noc! Ta powieść skradnie wasze serca!
Gorąco polecam!
Opinia bierze udział w konkursie