Ludu mój, ludu! Przed Wami książka, o jakiej się Wam nie śniło! O jakiej byście, drodzy moi, nie pomyśleli, że powstać może spod pióra Czecha nie-Hrabala! Pierwsze to moje spotkanie z Vieweghem i nie ostatnie, tego jestem pewna.
Niecałe dwieście stron literackiej uczty, dwieście stron, które mogą stać się przyczyną długotrwałego szaleństwa. Pozornie banalna opowieść, napisana jednak w tak przewrotny, tak cwany sposób, że oderwać się od niej jest czynnością niemożliwą. Czynnością nie do wykonania. Przez cały czas, straszliwie krótki, bowiem powieść czyta się jednym tchem, przez cały ów czas zachodziłam w głowę, cóż za czort siedzi w tej książce, że nie potrafię jej odłożyć? Tak po prostu przerwać jakże chwalebną czynność, zwaną czytaniem?
„Wychowanie dziewcząt w Czechach” pozycją jest wyborną. Wielką, choć nie ukrywam, bywały książki wyższych lotów, o, w to nie wątpię, ta jednak ma w sobie to coś, co nakazuje rzeszom czytelników podążać ślepo za słowem pisanym przez Viewegha. Każda stronniczka kipi rządkami liter i znaków interpunkcyjnych, układających się w stada zdań, które osobnik czytający chłonie, niczym życiodajną wodę. Bzdurą jest, że do życia potrzeba nam powietrza i pożywienia, do egzystencji potrzeba nam takich książek!
Cóż w niej jednak niezwykłego? Nauczyciel, mafioso, dziwaczne korepetycje, które powadzą do… romansu, choć powieść nie jest żadnym tanim romansidłem, a szczupłą, niestety, niestety, wspaniałą opowieścią, nasączoną, i to nader obficie, cytatami przeróżnych literackich autorytetów. Mnóstwo dialogów, okraszonych złocistym humorem, karykaturalne opisy czeskiej szkoły i cudaczne życie zwykłego nauczyciela – oto w skrócie zarys jakże nurtującej lektury. W żadnym, broń Boże, wypadku nie rekompensata za nieciekawy fragment literackiej rzeczywistości. Rubaszność, ironia, nierzadko groteska – to narzędzia, jakimi operuje czeski prozaik. Niby nic nadzwyczajnego, chwyty stosowane od wieków w owym rzemiośle, jakim jest pisanie ksiąg dla ludu, a tak zachwyca, tak za serce łapie!
Długo bym się mogła jeszcze rozpisywać, zanudzając być może najwytrwalszych, którzy dotarli aż do tego miejsca mojej pochwalnej pieśni. Nie chcę dłużej słodzić, ażeby nie zniechęcić potencjalnych czytelników nadmiarem miodu, wszak co zbytnio się klei, choćby i złocistą barwą, odstręcza – więc zakończę. Książkę polecam. Po prostu.
Opinia bierze udział w konkursie