ZAPOBIEC MASAKRZE
Jedno duże wydarzenie zakończyło się niedawno w linii wydawniczej ?Punkty zwrotne?, nadeszła pora na drugie. Tym razem padło na ?Masakrę mutantów? i nadchodzący ciąg dalszy w postaci ?Fall of the Mutants?. Czyli widać, że Egmont, zamiast kontynuować współczesne opowieści, sięgnął po klasykę i na razie w tej klasyce pozostanie. No i dobrze, bo świetne to historie, bo nadal robią wrażenie, a i graficznie jest tu na co popatrzeć. I tylko pozostaje mieć nadzieję, że już tą klasyką będą ?Punkty zwrotne? stały i potem dostaniemy ?Inferno?, ?X-Tinction Agenda?, ?X-Cutioners Song? i ?Onslaught?. A na razie mamy ?Masakrę? i jest się z czego cieszyć, bo kawał dobrego to komiksu. I jednego z najbardziej zabójczych dla X-Men.
Poznajcie Morloków. Tu mutanci, ale nie tacy, jakich znamy ? ci zrezygnowali z normalnego życia, ze świata i bliskich i żyją pod powierzchnią miasta we własnej społeczności. Ale komuś są oni nie w smak, ktoś chce ich zabić i wynajmuje do tego odpowiednich ludzi. Tak zaczyna się wielka masakra Morloków, którą przerwać próbują X-Men. Problem w tym, że nawet oni mogą nie być w stanie tego zrobić. A na dodatek to, co stanie się tam ich udziałem, już zawsze będzie ich prześladowało?
Chociaż wiele było opowieści o zagładzie mutantów, choćby w ?New X-Men? mieliśmy wymordowanie całej wyspy przez nich zaludnionej, a wciąż to ?Masakra mutantów? uchodzi za jedną z najmocniejszych historii tego typu. Czy jednak tak ją ocenicie, czy nie ? kwestia gustu ? trudno jest znaleźć tu coś, co mogłoby się nie podobać. Chris Claremont może i najwybitniejsze historie miał już wówczas za sobą ? kiedy ta historia ukazywała się w 1986 roku i kilka lat minęło i od ?Sagi Mrocznej Phoenix? i od ?Dni minionej przyszłości? ? ale wciąż był u szczytu swoich możliwości. Pisał lekko i treściwie, budując wszystkie najważniejsze idee i wątki, powielane potem przez innych. I miał niesamowite pomysły. To on wprowadził podróże w czasie chociażby do tej serii. Całą tę mroczną przyszłość. I to on zaczął crossovery i wewnętrzne eventy ? ?Masakra mutantów? była pierwszym z nich. Niby nic takiego, to zawsze była seria drużynowa, ale jednak każdy mutancki tytuł miał swój własny charakter i podążały oddzielną drogą, a tu splatają się w jedno, pokazując dobrze, że wszystko to jedna wielka rodzina.
Wiadomo, jak na komiks z tamtych lat przystało, rzecz jest przegadana, norma, standard. Ale jednocześnie jest dynamiczna, mnóstwo tu akcji, a treści jeszcze więcej. Bo każdy zeszyt, choć standardowej grubości, przez całe to rozmawianie więcej ma w sobie wątków i obejmuje większy zakres fabularny. A że Claremont robi to świetnie (a partnerują mu w dobrym stylu Louise Simonson, Walter Simonson i Ann Nocenti), z miłością, bo kochał tą serię i te postacie całym sobą, przekłada się to na tym większą przyjemność płynącą z lektury. A przecież świetnie to jest narysowane ? Romita Jr. jeszcze operujący klasyczną kreską, ale już coraz bardziej ciążący do tego, co miał nam pokazać w latach 90. i niezapomniany Barry ?Weapon X? Barry Windsor-Smith oraz Sal Buscema graficznie kradną cały show, dobrze robiąc naszym oczom.
I dobrze robi cały ten album. Świetna to rzecz, sentymentalna, wypełniająca też lukę w ?X-Men? od TM-Semic, gdzie została pominięta i przede wszystkim po prostu kawał bardzo dobrego komiksu. Także na początek przygody z mutantami Marvela. Warto. Ze wszystkich wydanych w tym roku w naszym kraju ?X-Men? to obok ?Rodu M / Potęg M? najlepsza rzecz.