Dawno nie czytałam książki, której fabuła krążyłaby wokół biblioteki. Książka pełna książek, archiwizowania, układania, czyli zwykłej pracy kustosza, czy jego asystentki. Nie wiedziałam, że brak mi takiej książki, że chciałabym się w niej zatopić i pomarzyć, że sama zasiadam z nowym egzemplarzem książki, w skórzanej oprawie, pachnącej atramentem. Oczywiście nie zabrakłoby wygodnego fotela i łagodnego światła z lampy. Nie chcielibyście się do mnie przyłączyć i zasiąść w fotelu obok? Jeśli tak to zachęcam was w magiczną podróż z książkami w tle, w którą chce nas zabrać Lin Rina, w książce "Zakurzona kronika Animant Crumb". Jeśli jeszcze was nie skusiłam na ten tytuł, może uda mi się, gdy powiem wam, że historia toczy się w epoce wiktoriańskiej, a akcja dzieje się w Królewskiej Bibliotece Uniwersyteckiej w Londynie. Panna Animant Crumb, to dziewiętnastoletnia dziewczyna, która kocha czytać książki, każdą wolną chwilę spędziłaby najchętniej w starym fotelu, nieniepokojona przez nikogo. Jednak inne plany ma jej matka, która w kółko poszukuje swojej córce męża. Ani nie myślała, że jej matka dążąca tylko do jednego celu, zapomni o tym, czego tak naprawdę chce jej córka. Z opresji ratuje ją jej stryj, który proponuje jej pracę w Londynie. Miałaby się zająć tym, co kocha, czyli książkami. Jednak jej praca nie byłaby taka łatwa, jej przełożonym byłby młody pan Reed, który przez ostatnie miesiące przegonił niezliczoną ilość asystentów. Gburowaty i posiadający źle maniery pan Reed staje się solą w oko Animant, która jednak nie ma zamiaru tak szybko się poddać. Spotkaliście się z książką, która jest nowością wydawniczą, a jedno co przychodzi wam do głowy podczas jej lektury to wspomnienia świetnych klasyków, np. Duma i uprzedzenie? Praktycznie od pierwszych rozdziałów "Zakurzonej kroniki Animant Crumb" autorstwa Lin Rina, poczułam klimat tej książki, tak bardzo kojarzył mi się z Dumą i uprzedzeniem, że nie mogłam się wyzbyć tego odczucia do samego końca książki. Pewnie wiele z was pomyśli, że to nie książka dla was, że romanse, bądź historie osadzone w epoce wiktoriańskiej są dla was za nudne, lub po prostu nie trafiają w wasze gusta. Też tak myślałam, jednak dla przepięknej okładki, jestem w stanie przeczytać coś, co zazwyczaj nie czytam. Jednak nie zrozumcie mnie źle, książka ma magiczny klimat, który porywa nas w świat biblioteki uniwersyteckiej, a romans, który się rozgrywa, między regałami książek medycznych a regałami z księgami prawniczymi jest dodatkiem do tej historii, oczywiście w moim odczuciu, bo może być tak, że was porwie właśnie ten romans, młodej dziewczyny, która ucieka od matki, podejmuje pracę, by tylko kochana rodzicielka dała jej spokój z ciągłym zmuszaniem jej do zamążpójścia. Tematy poruszane w tej książce, krążą nie tylko wokół ksiąg u biblioteki, bardzo często poruszany jest temat braku dostępu do wiedzy i nie chodzi mi tu o osoby uboższe, które nie mogą sobie pozwolić na studiowanie, a chodzi mi o kobiety, które w tamtych czasach nie miały dostępu do studiów, czy pracy. Ich zadaniem było zamążpójście i rodzenie dzieci, które byłoby przetykane różnymi robótkami ręcznymi spotkaniami towarzyskimi. Przez chwilę również zagłębiliśmy się w temat ubóstwa, co też mi się bardzo spodobało. Mam jednak małe, ale, co do tej książki, główna bohaterka za dużo buja w obłokach i te przydługie przemyślenia niekiedy mnie nużyły. Nie znajdziecie w tej książce wartkiej akcji, czy malowniczo przestawionych scen walk jednak dostaniecie magiczny klimat wiktoriańskiej biblioteki i bardzo ciekawy romans pewnego pana zrzędy i młodej, upartej i wyszczekanej panny Animant Crumb.
Opinia bierze udział w konkursie