Największy wpływ na moją decyzję odnośnie sięgnięcia po "Zapach prawdy", miała okładka książki. Cudowna orchidea z czaszką imitującą środek kwiatostanu. Kilka tygodni temu kupiłam piękną roślinę doniczkową zwaną monsterą. Niektórzy mogą ją znać pod nazwą Filodendron. Pewnego dnia odwiedziła mnie koleżanka i spytała, czy nie boję się trzymać trującej rośliny w domu, gdzie mieszka dwójka małych dzieci. Co prawda jedno jest zainteresowane tylko mlekiem, jednak drugie zjadłoby konia z kopytami a co dopiero mięsiste liście. Monstera wylądowała w mojej sypialni, gdzie dostępu dzieciom broni klucz, a ja przeżywam kolejną z moich fascynacji, tym razem toksycznymi roślinami. Można więc powiedzieć, że książka z "zabójczym" storczykiem trafiła do mnie w odpowiednim czasie. Nie wiedziałam co prawda czy to roślina zabija, czy jest obecna na miejscu zbrodni za to jedno wiedziałam na pewno : będzie się działo. I miałam rację.
W środku lasu odnalezione zostaje ciało, znanego botanika i wykładowcy na Uniwersytecie Wrocławskim, doktora Adama Korczyńskiego. W wyniku policyjnego śledztwa okazuje się, że zarówno miejsce zbrodni jak i zadane rany postrzałowe, były upozorowane. Mężczyzna zginął od pchnięć nożem, które później zostały przestrzelone. Z domu ofiary zniknął cenny atlas botaniczny. Policjanci przypuszczają, że mordercą może być członek najbliższej rodziny denata. Konflikty na linii ojciec syn były tutaj na porządku dziennym. W śledztwo angażuje się również Anita Herbst, adwokatka, która spędza urlop w rodzinnym pensjonacie Biały Dwór, który graniczy z posiadłością Korczyńskich.
Iga Herbst w jednym z wywiadów powiedziała : "Moje powieści z założenia mają pasować do charakterystyki współczesnego odbiorcy ? człowieka żyjącego w kulturze zdominowanej przez obrazy, nie przez teksty. Dlatego też staram się pisać w prostym, przejrzystym i dynamicznym stylu (...)". I dokładnie taka jest najnowsza powieść autorki : prosta i dynamiczna. Po pierwsze, oprócz paru wzmianek o życiu naszych bohaterów (dosłownie jest to parę zdań), nie mamy tutaj praktycznie żadnej warstwy obyczajowej. Tylko akcja, dialog, akcja, dialog, trup. Po drugie nasi bohaterowie są narzędziem do rozwiązania zagadki. Ani razu nie potraktowałam ich jak osoby z "krwi i kości". To typowe roboty, bez uczuć, nastawione na konkretny cel. Chyba jeszcze nigdy nie spotkałam się z książką, w której charakterystyka bohaterów byłaby ograniczona do zera. Na dobrą sprawę to nawet nie wiem jakiego koloru mieli włosy. Nieobecna jest również warstwa psychologiczna. Bohaterowie działają, jednak nie analizują swoich czynów. Krok po kroku dążą do celu, a jedyne rozmowy jakie ze sobą prowadzą dotyczą śledztwa. "Zapach prawdy" to kryminał w stu procentach zorientowany na rozwikłanie zagadki. Autorka nie owija w bawełnę, bohaterowie są bo muszą być, jednak najważniejszą osobą jest ofiara. Jeśli w książce pojawiają się jakieś przymiotniki to jedynie odnośnie nieżyjącego już Korczyńskiego : ponoć był "dobrym" człowiekiem i "wrednej" pani prokurator. Już po przeczytaniu książki, spędziłam trochę czasu zastanawiając się, czy taka w zasadzie bezosobowa powieść, trafia w moje gusta. I muszę przyznać, że tak. Jest podobnie jak w przypadku oglądania filmu. Dostajemy ogólny zarys fabuły, a życiorysy bohaterów, ich uczucia i myśli, musimy odgadnąć sami. Anita czy Michał w mojej wyobraźni będą zupełni inni od tych jakich stworzą inni czytelnicy. W pewien sposób autorka zezwala na dowolność interpretacji. Nie możemy co prawda zmienić fabuły, ani wpłynąć na wynik śledztwa, jednak jest nam dane stworzenie od podstaw głównych bohaterów. W moim przypadku była to świetna zabawa.
"Zapach prawdy" to książka, którą charakteryzuje dynamika oraz galopujące tempo akcji. Zdecydowanie jest to bardziej kryminał niż thriller. Pomimo krwawego morderstwa i faktu, że sprawca jest wciąż na wolności, na ma tutaj mrocznego, dusznego i klaustrofobicznego klimatu, który kojarzy mi się z małymi miejscowościami. Przypuszczam, że wpływ na to miał język jakim posługuje się autorka. Zdecydowanie postawiła na dialogi, dzięki czemu nie dość, że całość się czyta błyskawicznie, to bohaterowie mieli większe pole do popisu dla swoich zdolności erudycyjnych i co? I postawili na żarty. Tych jest tutaj pełno. Żartuje się praktycznie z wszystkiego łącznie z nieszczęsną ofiarą czy z żuchwą innego znalezionego nieboszczyka. Choć nie mam nic przeciwko humorowi w książkach to w przypadku powieści kryminalnych trzeba używać go z rozwagą, gdyż bardzo łatwo jest przesadzić. Tak niestety było w tym przypadku. Często było to po prostu niesmaczne.
To zazwyczaj w literaturze skandynawskiej spotykam się z detektywami czy innymi przedstawicielami służb mundurowych, którzy narzekają na niedofinansowanie ich działów. Iga Karst zwraca również uwagę na ten problem na naszym podwórku. Już od dawna wiadomo, że budżet służb mundurowych jest niewystarczający. Brak podwyżek, niepłatne nadgodziny, skracane bezpłatne urlopy, wszystko to sprawia że chętnych do pracy w policji jest coraz mniej. A jak wiadomo brak ludzi ma poważne konsekwencje. Śledztwa trwają dłużej a przemęczeni funkcjonariusze pracują mniej wydajnie i często popełniają błędy. Cieszę się, że ktoś w końcu zwrócił na to uwagę. Czytając tę książkę odnosiłam wrażenie, że jest satyrą na współczesne służby mundurowe, a konkretniej na rządowych decydentów rozdzielających fundusze. Miejmy na uwadze, że jeśli policja nadal będzie cierpieć na braki kadrowe i budżetowe, to coraz częściej będą się ziszczać książkowe scenariusze jak chociażby ten, kiedy prokurator robi wszystko po łebkach byle tylko zakończyć sprawę. Przykre.
Zazwyczaj pisząc recenzję, dużo miejsca poświęcam książkowym bohaterom. Choć autorka sypnęła nimi jak z rękawa, to tym razem wszyscy zlali mi się w jednolitą masę. Do samego końca musiałam się zastanawiać kto jest kim. Nie pomagały wszędobylskie dialogi. Jedyną postacią, która dała się poznać, choć była martwa, to Adam Korczyński. Właśnie tacy ludzie nie powinni być mordowani. Oczywiście najlepiej by było, gdyby świat był w ogóle wolny od zabójstw, jednak z innym podejściem się czyta książkę, gdzie ofiara miała parę grzeszków na sumieniu, niż jak zabito "dobrego" człowieka a do tego bezsilnego staruszka. Korczyński to człowiek, który miał jedną życiową pasję, a były nią storczyki. To właśnie przez te kwiaty założył dobrze prosperującą firmę, która po kilkudziesięciu latach na rynku stała się bardzo dochodowym przedsiębiorstwem. Również to kwiaty były powodem ciągłych kłótni z najbliższymi. Miłość do egzotycznych orchidei doprowadziła do tragedii. Adam Korczyński jest typowym przykładem uczciwego biznesmana, którzy w dzisiejszych czasach są trudniejsi do spotkania niż smoki. Cały czas się zastanawiałam co było powodem śmierci profesora. Czy była to zazdrość, przypadek a może zemsta za wydarzenia z przeszłości? Jedno jest pewne, Iga Karst, zaserwowała mi zakończenie nie dość, że dobre to jeszcze zaskakujące.
"Zapach prawdy", choć nie okazał się powieścią o krwiożerczych orchideach, jest pozycją która całkowicie zaspokoiła mój apetyt na "botaniczny" kryminał. Jest to typ książki dla czytelników, którzy się śpieszą, dla tych których nużą długie opisy a rozterki wewnętrzne bohaterów nie są w kręgu ich zainteresowań. Autorka podarowała nam, skondensowaną na niespełna 400 stronach, esencję powieści kryminalnej. Istną kroplówkę, w której rolę soli fizjologicznych i składników odżywczych pełni akcja, śledztwo, dedukcja i zagadka. Zdecydowanie było to dla mnie nowe doświadczenie. Wam też polecam tak się doświadczyć.
Opinia bierze udział w konkursie