,,Zapiski dyletanta" to opis Ameryki widziany oczami Leopolda Tyrmanda po ucieczce z Polski w 1966 roku. Początkowo jest zafascynowany Ameryką, ogromną, pochłaniającą, gdzie koniecznością jest posiadanie samochodu, by móc się przemieszczać. Wszystko jest tam większe niż w Europie-pomidory i stoły bilardowe, autostrady i pasja życia. Ameryka to masa, wielkość, bezimienność, łatwo w niej zniknąć, przepaść w bezmiarze bez pozostawiania śladów. Na każdym kroku widać obfitość wszystkiego, cechą charakterystyczną społeczeństwa jest uśmiech i zwracanie się do siebie bez owijania w bawełnę. Dla przybysza z Europy nie jest oczywiste, że czarny policjant nosi broń, bo na Starym Kontynencie od wieków istnieje problem mniejszości narodowych. Po lepszym poznaniu Ameryki Leopold Tyrmand dochodzi do wniosku, że społeczeństwo nie docenia wartości wolności i nie wierzy w jego utratę. Ludzie, którzy zawsze cieszyli się wolnością nie mają pojęcia, czym jest brak wolności. Wolność jest niepodzielna, nie ma stopni i odcieni, jest jedna i to determinuje jej istnienie. Świat ulega zmianom, ale nie aż tak szybko. Od samego początku Ameryka szczyci się szybkością w zastępowaniu poszczególnych dóbr i wartości. Rozpad rzeczy po amerykańsku przebiega tak szybko, że wywołuje natychmiastowy rozpad wartości i treści duchowych. Według Tyrmanda niekończąca się pogoń za nowym wydaje się być w złym guście. Od nowości woli stare krzesło, płaszcz, kościół i sprawdzone w doświadczeniu zasady. Walka z upływającym czasem wydaje się jedną z najbardziej godnych podziwu cech człowieczeństwa. Dumą i chlubą staje się próba pokonania czasu, pozostania wciąż pożytecznym, pięknym i mądrym.
Podobało mi się w jaki sposób autor opisał wrażenia, spotkania i ciekawostki z odwiedzanych miast. Nowy Jork to przepych, dekadencja, kultura. Południowy zachód to rozmach, przestrzeń i przyszłość. Kalifornia-dobrobyt, epikureizm i obfitość. Chicago to siła. Mroczna siła, prawdziwa moc. Boston jest stary, brzydki, brudny, a przy tym wyjątkowo wytworny. Yale. Miejsce to wywołuje tęsknotę za spokojnym dostojeństwem myśli w opiekuńczym cieniu odwiecznej wiedzy... W nowoczesnym pejzażu amerykańskim fast-food Howarda Johnsona jest w każdej miejscowości jak dzwonnica kościoła wiejskiego. Wrażenie na autorze robią inteligentni młodzi ludzie-ich wrażliwość i współczucie. Imponuje mu, że amerykańskie społeczeństwo interesuje się swoimi haniebnymi mankamentami i pracuje nad stworzeniem warunków, by nędzę i biedę przezwyciężyć. Kiedy Tyrmand opowiada o biedzie w Polsce, która jest jeszcze gorsza niż w Ameryce, nikt mu nie wierzy. O ułomnościach socjalnych w Warszawie nikt nie opowiada przybyszom z innych krajów.
,,Zapiski dyletanta" w dowcipny, błyskotliwy i erudycyjny sposób ukazują amerykańskie społeczeństwo, a autor porównuje życie w Ameryce do komunistycznych czasów w Polsce. Ostrzega Amerykanów przed utopijnymi ideologiami poprzez, które mogą stracić swoją ukochaną wolność.
Opinia bierze udział w konkursie