Ostatnio miałam okazję zapoznać się z twórczością K.A. Linde. Od dawna mam w swojej biblioteczce książki jej autorstwa, ale dotąd nie było okazji. Premiera "Zawsze przy tobie" okazała się świetnym pretekstem do nadrobienia zaległości. Okładka prezentuje się niezwykle urokliwie i świątecznie! Choć ta opowieść do świątecznych nie należy, warto sięgnąć po nią w grudniowe wieczory. To niesamowicie emocjonalna historia, która niejednokrotnie wzrusza, zasmuca, ale i bawi. Jest to jedna z lżejszych powieści romantycznych, która porusza bardzo bolesne i istotne tematy. Warto zaznaczyć, że jest to piąty tom serii Mrs. Wright, ale nie ma żadnych przeciwwskazań, by zacząć przygodę z cyklem właśnie od tego tytułu.
Autorka bardzo dobrze przedstawiła okres żałoby i dominujące uczucie pustki po odejściu bliskiej osoby, którego nie da się niczym wypełnić. Bowiem, główną narratorką "Zawsze przy tobie" jest wdowa. Jedyny sens życiu pogrążonej w rozpaczy Sutton nadaje dwuletni synek. W tym ciężkim okresie kobieta odnajduje wsparcie w Davidzie Calloway, pracującym w jej rodzinnej firmie. Mężczyzna otacza ją opieką, jest wyrozumiały i troskliwy. Rozumie, że serce Sutton nieprędko zdoła znów pokochać, ale skrycie wielbi ją od pierwszego dnia, w którym ją zobaczył. Na nieszczęście był to dzień śmierci jej męża. Czy prawdziwa miłość zdarza się więcej niż raz?
Sutton to kobieta po przejściach, która mimo młodego wieku doświadczyła już niewyobrażalnego bólu. W młodości straciła rodziców, a w życiu dorosłym musi zmagać się ze stratą męża. Zagłębiając się w lekturze można zrozumieć kierujące nią emocje. Nie istnieje odgórny szablon przechodzenia okresu żałoby, dlatego starałam się rozumieć targające nią sprzeczności. Kibicowałam jej, kiedy wreszcie postanowiła zakończyć żałobę i zawalczyć o samą siebie oraz o rodzące się między nią a Davidem uczucie. Niestety każdy krok w dobrym kierunku oznaczał dwa kroki wstecz. Sutton trwała w błędnym kole, które sama napędzała swoim niezdecydowaniem i brakiem konsekwencji dla swoich wyborów. Mimo, że jest to postać, która szybko wzbudza w czytelniku sympatię, równie szybko doprowadza do szewskiej pasji. Uważam, że jej zmienność nastrojów i decyzji została nieco wyolbrzymiona.
David z kolei jest bohaterem niemal wyidealizowanym. To kochający, ciepły, troskliwy i wyrozumiały mężczyzna, który stawia dobro ukochanej na pierwszym planie. Jednak nawet ideały miewają wady. David skrywa tajemnice, która może mieć destrukcyjny wpływ na jego związek z Sutton. Ich uczucie zostanie wystawione na straszliwą próbę. Jak zniesie to sfatygowane serce Sutton?
Pierwsza połowa książki bardzo mnie wciągnęła i miło zaskoczyła. Miałam duże oczekiwania względem dalszej części. Niestety w połowie jakiś zły chochliki nacisnął czerwony guzik i moja sympatia dla tej historii pękła niczym mydlana bańka. Autorka niemal wyszła z siebie wrzucając kolejne nuklearne bomby do fabuły. Miałam wrażenie, że na wszelkie sposoby stara się urozmaicić schemat powieści romantycznej. W efekcie odebrałam całość jako przekombinowaną. Mimo wszelkich zwrotów akcji, jakich chwytała się autorka, finał i tak był z góry przesądzony. Najprostsza historia, podana w odpowiedni sposób, obroni się sama. Przekombinowana pozostawi niesmak.
To, co przeszkadzało mi najbardziej podczas lektury to zdecydowanie tłumaczenie. Nie ma co ukrywać, momentami okrutnie kulało. Znalazło się kilka określeń, które moim zdaniem nijak nie pasowały do kontekstu i zwyczajnie mnie śmieszyły. Myślę, że ktoś tu poszedł na łatwiznę i nie przyłożył się do zadania. Szkoda.
Książkę czyta się zaskakująco szybko, a jest to zasługą lekkiego języka, którym operuje autorka. Jej styl jest bardzo prosty ale i przyjemny przez co z przyjemnością przerzuca się kolejne kartki. Podejrzewam, że gdyby nie polskie tłumaczenie byłoby jeszcze lepiej. Narracja prowadzona na zmianę z punktu widzenia Sutton i Davida też punktuje, ponieważ znacznie ciekawiej poznaje się tę samą historię z różnych perspektyw.
Szczerze przyznam, że oczekiwałam od "Zawsze przy tobie" czegoś więcej. Była dość przewidywalna i prostolinijna. Jednak mimo zgrzytów, których nie dało się przeoczyć, lektura niesamowicie mnie wciągnęła. Ciężko było mi odłożyć książkę nim poznam jej zakończenie. Nie potrafię wytłumaczyć czego to zasługa. Wiem, że to brzmi dziwnie po tych wszystkich wytykach, jakie zrobiłam. Paradoks! Jednak nie żałuję, że sięgnęłam po ten tytuł. Jeśli szukacie niezobowiązującej, emocjonalnej i lekkiej historii romantycznej to propozycja dla Was.
Opinia bierze udział w konkursie