Autorki książki "Zgiń, przepadnij", raczej przedstawiać nie muszę, bo jest doskonale znana czytelnikom ze sporej ilości komedii kryminalnych, które ma w swoim dorobku.
Zawsze czytanie książek Pani Olgi, wywołuje u mnie uśmiech na twarzy, a w ich lekturze znajduję odprężenie po trudnym, zabieganym dniu. Zwłaszcza teraz, gdy otaczają nas przeważnie przygnębiające informacje, trzeba, chociaż czasami zafundować sobie lekką i nieskomplikowaną rozrywkę na poprawę humoru. Najnowsza historia o dziewczynie przynoszącej pecha, doskonale się do tego nadaje. Tak, tak, nie ona ma pecha. Tekla, go przynosi, przynajmniej wszyscy tak uważają. Jak jest naprawdę, trzeba przeczytać książkę, "Zgiń, przepadnij", żeby się tego dowiedzieć.
Nie pierwszy raz przekonałam się, że powieści Olgi Rudnickiej cechują się niebanalnymi pomysłami na fabułę, dobrą intrygą kryminalną z sarkastycznymi i pełnymi czarnego humoru dialogami. Kolejny raz autorka udowodniła, że potrafi pisać wyborne komedie kryminalne, by czytelnik z wielkim zainteresowaniem pochłaniał książkę od początku do końca. A teraz jeżeli macie skwaszony humor, sięgnijcie po najnowszą powieść Rudnickiej. Na pewno to nie będzie pechowe spotkanie, a poprawa humoru gwarantowana.
Jak tu nie mieć pecha, skoro od trzydziestu trzech lat mieszka się z zabobonną rodzicielką, która wierzy we wszystkie przesądy świata. Jak tu żyć, gdy wszyscy włącznie z całą rodziną wierzą, że przynosi się pecha. Tekla pozornie w to nie wierzy, ale nosi ze sobą wór różnego rodzaju amuletów. Kumulacja pecha następuje w dniu, gdy traci jednocześnie pracę, narzeczonego i najlepszą przyjaciółkę. Cała wieś wierzy, że Tekla przyciąga pecha niczym magnes i jest powodem każdego nieszczęścia, które kogokolwiek spotyka. Wszyscy spluwają na jej widok i omijają szerokim łukiem. Dziewczyna czuje się nieszczęśliwa i uważa, że życie ukarało ją najpierw imieniem, które miało brzmieć Telimena, a została Teklą tylko dlatego, że jakaś urzędniczka się pomyliła, a potem rodzicami, którzy zamiast walczyć z tym przesądem, jeszcze ją w tym umacniali. Żeby zejść z oczu rozsierdzonym mieszkańcom wsi, Tekla wyprowadza się do Dominiki, swojej kuzynki, która nie może uwierzyć, w to by współcześni ludzie uzależniali swoje życie od wiary w przesądy. Opowiadania Tekli o przypadkach wszelkiej maści, przyprawiają ją o salwy śmiechu. Niestety dobry humor Dominiki szybko się ulatnia niczym powietrze z przebitego balonika, gdy okazuje się, że bilet na lot do Hiszpanii, gdzie miała otrzymać wymarzoną pracę, przepadł gdzieś w systemie. Na domiar złego w bagażniku samochodu zamiast walizki z rzeczami, dziewczyny znajdują?trupa. Od tego momentu akcja przyśpiesza, a przygody dziewczyn staną się wręcz absurdalne.
Wątek kryminalny w fabule jest raczej poboczny, bo historia skupia się głównie na tym, jak pozbyć się pecha przy pomocy różnych amuletów, zaklęć i innych rytuałów, które tylko coraz bardziej komplikują życie bohaterkom.
Zabawne wątki zgrabnie łączą się tu z tymi poważnymi. Wszystkie postacie występujące w powieści są przerysowane i groteskowe, może jedynie kreacja głównej bohaterki jest inna, bo pomimo zaszczepionej przez matkę wiary w przesądy, potrafi ona zachować zimną krew i trzeźwy osąd sytuacji. Od samego początku bardzo ją polubiłam i liczyłam na to, że uda jej się w końcu pozbyć łatki osoby przynoszącej pecha. Cała reszta bohaterów, to plejada zabawnych, karykaturalnych postaci, których poziom inteligencji pozostawia wiele do życzenia, ale taki zabieg jest zamierzony przez autorkę. Wyborny humor i doskonale skonstruowana fabuła tylko potwierdzają kunszt pisarski Olgi Rudnickiej, bo by tak formułować swoje myśli, trzeba mieć niezwykłe poczucie humoru i cechować się nieprzeciętną spostrzegawczością.
Podsumowując, to co przytrafiło się Tekli, może wcale nie było pechem. Po co jej taka praca, gdzie nikt nie darzył jej zaufaniem, po co narzeczony, który nie potrafił dotrzymać jej wierności, po co przyjaciółka, która nie była wobec niej lojalna ? A w końcowym efekcie zamieszkanie z dala od rodziny, znacznie poprawiło jej relacje z matką. Oceniając historię z boku, pecha raczej miała Dominika, bo to jej przydarzyły się te wszystkie absurdalne sytuacje, a czy to byłą winą Tekli?
Długo można by było pisać o tym, kto, kogo i dlaczego. Najważniejsze jednak jest to, że lektura książki miała ogromny wpływ na poprawę mojego humoru. To nic, że jest to historia chwilami ocierająca się o groteskę i absurd, ale właśnie dlatego jest taka zabawna. Muszę przyznać, że autorka zaimponowała mi swoją wiedzą na temat zabobonów, które nadal tkwią w katolickim skądinąd społeczeństwie. Przede wszystkim, że jest ich aż tyle, o niektórych słyszałam, o innych nie. W swoim życiu miałam też do czynienia z ludźmi, którzy przesądami potrafili zatruć życie sobie i innym. Pilnowanie tego co można a czego nie, przyprawiało ich jedynie o ból głowy i nie sądzę, że wynikało z tego coś dobrego. Cała powieść napisana lekkim językiem, z dużym poczuciem humoru ze wspaniałymi dowcipnymi dialogami. Właśnie to ogromne poczucie humoru autorki sprawiło, że nawet makabryczne występy Krawca nie zrobiły na mnie wrażenia, a wprost przeciwnie, te humorystyczne opisy jego profesji, powodowały, że chwilami trudno mi było się nie uśmiechnąć. Olga Rudnicka kolejny raz zaimponowała mi sposobem narracji, stworzeniem nietuzinkowych postaci i zagadką kryminalną, gdzie na koniec zostawiła pewne ale. Jest pewne, że Tekla wróci, czy jej pech również, pewnie przekonamy się o tym w kolejnej części.
Opinia bierze udział w konkursie