"Cztery pory roku" kojarzą się z muzyką klasyczną, ponieważ Vivaldi stworzył dzieło doskonałe, idealnie odzwierciedlające charakter każdej z pór roku. Motywy muzyczne z tego cyklu są wykorzystywane chętnie w reklamach, jako przerywniki muzyczne w radiu, czy nawet dzwonki na telefon. Jest to wspaniałe dzieło z gatunku muzyki ilustracyjnej, a czy uda się je przenieść w świat słowa? Z tym spróbował się zmierzyć norweski pisarz Karl Ove Knausgard.
Zamysł całego cyklu jest dosyć zaskakujący, ponieważ autor postanowił pokazać świat swojemu czwartemu, jeszcze nienarodzonemu dziecku przez opisanie go takim jakiego on go zna, rozumie i widzi. Podzielił czas oczekiwania na pory roku, zaczynając od "Jesieni", gdzie mamy miesiące wrzesień, październik i listopad, kolejno "Zima", a tutaj grudzień, styczeń i luty, później "Wiosna" i "Lato", dwie jeszcze niewydane na polskim rynku części cyklu.
JESIEŃ
Karl Ove Knausgard, znany z cyklu "Moja walka" przyzwyczaił swoich czytelników do wnikania w swoje życie prywatne i analizowania go dość szczegółowo. Tutaj jest podobnie. Każda pora roku jest cyklem etiud filozoficznych, czymś w rodzaju rozmyślań, obserwacji otaczającego go świata, ale w sposób dość przypadkowy i chaotyczny. Poszczególne części nie mają ze sobą nic wspólnego. Mamy tutaj przejście od rozważań na temat zębów, kościoła, gorączki, wojny, butelki, bólu po ciszę i oczy. Są to zagadnienia związane zarówno z cielesnością, obserwacją ludzi jako organizmów, a także zewnętrznymi bodźcami, doznaniami, przedmiotami otaczającymi codzienność.
Każdy miesiąc poprzedzają osobiste zapiski nazwane "Listy do nienarodzonej córki". To z kolei rozważania dotyczące samego faktu istnienia nowego życia. Autor nie ukrywa, że czwarta ciąża byłą zaskoczeniem, ale mówi też otwarcie, że cieszy się na to dziecko tak samo a nawet może i bardziej jak na poprzednie. Ta część książki jest bardzo emocjonalna. Widać tutaj zaangażowanie w rolę ojca, ogromne oczekiwania względem siebie jako rodzica, ale także względem dziecka. Karl Ove chce jak najwięcej córce pokazać, opowiedzieć. Maluje słowem obrazy z życia. Przedstawia, czasem spontanicznie, siedząc naprzeciwko komina opisuje komin, czasem jadąc samochodem nachodzą go przemyślenia.
Część dotycząca poszczególnych tematów jest już bardziej teoretyczna i techniczna. Są to rozważania co jest jak zbudowane, co z czego wynika, a co na co wpływa. Przefiltrowane przez własne obserwacje i doświadczenia dają obraz indywidualnego sposobu patrzenia na świat.
ZIMA
Podobnie jak w pierwszej części czterotomowego cyklu autor podzielił rozmyślania na trzy miesiące. Ich charakter i spontaniczność wskazują jednoznacznie na zapiski robione tu i teraz. Całość daje obraz zapisu dziennika, pamiętnika robionego z zamysłem dla nienarodzonej jeszcze córki.
Jeżeli "Jesień" była w większości opisem obserwacji świata zewnętrznego, tego co nas otacza, co widzimy i jest namacalne, tutaj więcej uwagi zostaje poświęcone relacjom międzyludzkim. Mamy rozmyślania dotyczące urodzin, funkcjonalności krzesła, prezentami świątecznymi, gośćmi, pożądaniem seksualnym, rozmową, poczuciem sensu i nawykiem. Oczywiście przedmiotowe rozmyślania też tutaj się znajdują. Karl Ove opisuje między innymi księżyc, pociąg, rurę, czy okna.
Nie ukrywam, że na początku byłam optymistycznie zachłyśnięta. Sama forma zapisu świata dla nienarodzonego dziecka jest ciekawa. Ale jak w miarę upływu stron przyzwyczaiłam się do stylu pisarza, sposobu przekazu obserwacji, fascynacja przerodziła się w zainteresowanie. Jestem pełna podziwu jak autorowi udało się przechodzić pomiędzy opisem kaloszy stojących w przedpokoju do relacji z własnym ojcem, jak od zauważonej sowy i jej opisu anatomicznego potrafi przechodzić do opisu ludzkiego charakteru. Dla jednych będzie to objaw grafomaństwa, dla mnie jest to objaw obserwacji i zamyślenia nad otaczającym nas światem. Bo przecież tak przepływają nasze myśli, coś zauważamy i kojarzymy to z czymś innym, co znamy i rozumiemy tylko my w ten sposób.
----------------------------------------------------------------------------------------------------
Warto również zwrócić uwagę na sposób wydania tej serii. Są one ilustrowane obrazami słynnych norweskich artystów. "Jesień" z obrazami Vanessy Baird, a "Zima" Larsa Lerina dopełniają całość. Tutaj odniesienie do malowania słowem nabiera zupełnie nowego znaczenia. A wszystko w odniesieniu do muzyki jest wyjątkowo spójne. Polecam spróbować czytać te opowiadania słuchając muzyki Vivaldiego, ja tak właśnie czytałam i jest to niesamowite wrażenie zwłaszcza w momentach spójnych treściowo, obrazowo i muzycznie. Choć pozornie są to trzy przypadkowo dobierane elementy, bo artyści nie ilustrowali opowieści, ale ich obrazy dobrano do poszczególnych tomów, tak odniesienie do Vivaldiego jest jedynie zbieżnością polegającą na podobieństwie podziału.
Polecam książkę wszystkim zainteresowanym nie tylko ojcostwem, rodzicielstwem, ale przede wszystkim tym, którzy bacznie obserwują to co dookoła. Bo nie zawsze patrzeć znaczy to samo co zobaczyć. Choć mnie ta książka nie zachwyciła, to zdecydowanie wzbudziła moją ciekawość. Nie potrafiłam się powstrzymać by przeczytać kolejny rozdział, bo każda obserwacja powodowała efekt wielkiego "O". A to najlepsza rekomendacja i opinia dla autora.
recenzja dostępna również na blogu...
Opinia bierze udział w konkursie