No i tak dotarliśmy wspólnie do ostatniej części sagi. Co by nie powiedzieć - ten rok zleciał błyskawicznie. Omawianej tu rodziny raczej nie musimy przedstawiać, choć może i kilka zdań warto rzucić. Mamy tutaj trzy pokolenia Gawroszów, a każdy nosi w sobie tajemnicę, którą próbuje ukryć przed światem. Z biegiem kolejnych miesięcy mogliśmy poznać znaczną większość z nich, jednak to przecież nie wszystko. Rok chyli się ku końcowi, jak dobiegają kresu bolesne tajemnice.
Po wiośnie, lecie, jesieni, a teraz także i zimie spędzonej wspólnie z Gawroszami, cieszę się, że się od nich wyprowadzam. I co by nie powiedzieć sama Zima jest naprawdę przyjemna w odbiorze. Azja się trochę utemperował, tajemnice są rozwiązane, nie pojawia się nic na tyle szokująco-nieprawdopodobnego, żeby chcieć odesłać książkę na półkę z fantastyką.
Pojawiają się oczywiście dziwne dialogi, których mam wrażenie, że ludzie nie stosują w normalnym świecie, reakcje na konkretne wydarzenia, które są totalnie od czapy, czy też hipokryzja bohaterów i toksyczne zachowania. Bohaterowie nadal są egzaltowani aż do przesady. To wszystko nadal tu jest. Nigdzie sobie nie poszło i jest to tak Katarzyno Michalakowe, że bez przełknięcia niektórych aspektów jej powieści (lub jakiegokolwiek innego pisarza), trudno cieszyć się wszystkim innym. Ale jest jest lepiej. Zdecydowanie zima wypada bardziej naturalnie i spokojnie.
W tej części skupiamy się przede wszystkim na Adeli, dziadku Tośku, Arielu i wujku Andrzeju. Wydawałoby się, że to już taki rzut resztkami, żeby coś było, ale paradoksalnie najprzyjemniej mi się to czytało. Akcja ani na chwilę nie zwalnia i było tak przez całe cztery tomy. Podziwiam pisarkę za mnogość pomysłów, które wplata w jedną sagę. Jednocześnie ze względu na tempo i chęć dostarczania rozmaitych emocji czytelnikom, przez właśnie tę dzikość akcji i problemy wielu bohaterów okrojone do budowania napięcia i szybkiego rozwiązania sprawy, trudno mi się wczuć emocjonalnie w kogokolwiek.
Prawdopodobnie w poprzednich recenzjach tego cyklu wybrzmiało wszystko, co wybrzmieć miało. Mamy tutaj podobne schematy do każdego z członków rodziny i tak do samiutkiego końca. Warto jednak dodać, że przez zróżnicowanie i poruszenie tak wielu problemów, ogrom czytelników może znaleźć w bohaterach jakąś cząstkę siebie. Oczywiście nadal jest to cukierkowy świat z elementami gorzkości, jednak Gawroszom w 90% wspomaga dobry duch dzięki któremu prześlizgują się po problemach, choć oczywiście nie zawsze jest tak kolorowo.
Czy sagę polecam? Ciężko powiedzieć. Jeśli ktoś lubi takie bardziej kobiece, pełne emocjonalności książki i czytanie o problemach i ich przezwyciężaniu, o różnego rodzaju miłosnych zawirowaniach, przy jednoczesnym braku awersji do polskich autorów, to myślę, że może warto dać szansę, a przynajmniej Wiośnie. Tak chociażby po to, żeby sprawdzić z czym to się je.
Osoby szukające wrażeń, podróży, walk, napięcia, rozbudowanej fabuły i bohaterów, myślę, że lepiej byłoby nowej pozycji poszukać na innych tematycznie półkach.
Opinia bierze udział w konkursie