Kto zna Philipa Larkina jako poetę, gratuluję znajomości poezji powszechnej. Kto jednak kojarzy tegoż samego Larkina jako autora powieści, temu konia z rzędem. Twórca ten nie był w Polsce nigdy zbyt popularny, oczywiście pojawiały się tłumaczenia jego wierszy, wydano nawet kilka zbiorów poetyckich. Larkinowi daleko było jednak do wielkiej sławy na polskim rynku wydawniczym. W Wielkiej Brytanii uznaje się go za jednego z wybitniejszych autorów ubiegłego wieku, mimo że pozostawił po sobie niewiele dzieł. Choć zawodowo spełniał się jako bibliotekarz, był także krytykiem literackim i jazzowym, publikował głównie na łamach ?The Daily Telegraph?. W Polsce w latach 90. ukazał się zbiór wierszy Larkina w tłumaczeniu Stanisława Barańczaka, a w ?Literaturze na świecie? kilka fragmentów prozy brytyjskiego autora. Za sprawą dobrze znanego, jak mniemam, Jacka Dehnela do rąk polskich czytelników trafia Zimowe królestwo, powieść ukończona przez Larkina, gdy ten miał 25 lat. Książka, co nadzwyczaj przydatne, opatrzona została przez tłumacza posłowiem, w którym zawarł wiele ważnych dla właściwego docenienia dzieła informacji.
Nocą śnieg już nie padał, ale że mrozy trzymały, to wciąż leżał w zaspach tem, gdzie spadł, i ludzie mówili, że będzie go więcej. A kiedy zrobiło się jaśniej, wydawało się, że mieli rację, bo nie było żadnego słońca, tylko jedna rozległa skorupa chmur ponad polami i lasami. W zestawieniu ze śniegiem niebo wyglądało na brązowe. Zaiste, gdyby nie ten śnieg, poranek przypominałby raczej styczniowy zmrok, bo jeśli było jakieś światło, to zdawało się dobywać właśnie z niego.
Tak rozpoczyna się opowieść stworzona przez Larkina. Jest zimno i ponuro, ludzie są wypruci z energii i emocji, a wojna jeszcze nie zdążyła się skończyć. Główną bohaterką powieści jest Katherine, cudzoziemka mieszkająca w Anglii, pracująca jako asystentka biblioteczna. Kobieta jest bardzo stonowana, zdobyte wykształcenie i dobre wychowanie pozwalają się jej wtopić w tłum miejscowych. Nie zmienia to jednak faktu, że Katherine czuje się w Zjednoczonym Królestwie obco. Nie ma tu żadnej rodziny ani znajomych (choć to akurat nie jest prawdą), a już prawie niedosłyszalny akcent sprawia, że ludzie stają się względem niej nieufni. Pamiętajmy, że nadal trwa wielka wojna i wszelka obcość wydaje się co najmniej podejrzana. Przyglądając się postaci Katherine możemy dojść do wniosku, że Larkin sportretował postać pogodzonej ze swym losem kobiety w średnim wieku, a nie jak w rzeczywistości, młodej, będącej w kwiecie wieku.
Chcę teraz wrócić do tych znajomych, żeby coś wyjaśnić. Katherine była już kiedyś w Anglii, w czasach szkolnych spędziła tu trzy tygodnie w ramach projektu korespondencyjnego w gościnie u rodziny Fennelów, gdzie poznała Robina i jego starszą siostrę Jane. Wspomnienia tych trzech tygodni wracają, gdy Katherine otrzymuje telegram od Robina, który chce się z nią spotkać po tylu latach bez kontaktu.
Ranek, w którym przybyła do Anglii, był gorący i bezwietrzny: nie odosobniony dzień ładnej pogody, ale jeden z serii, która trwała już od tygodnia. Każdy kolejny zdawał się bardziej nieskazitelny niż poprzedni, jakby postępowały w drodze do doskonałości w tym powolnym nabieraniu głębi i spokoju. Błękit nieba był głęboki, jakby nasycony niekończącym się pochodem lat minionych, morze zaś ?gładkie, a kiedy unosiła się fala, słońce przez nią przeświecało jak przez zielone, przezroczyste okno.
Widać, że Larkin to przede wszystkim poeta, jego język jest piękny i plastyczny, a dzięki tłumaczeniu Jacka Dehnela, który także tworzy poezję, polski tekst zdaje się zachować charakter oryginału. Larkin okazuje się wytrawnym psychologiem, prawdziwa akcja nie dzieje się w Zimowym królestwie wokół, ale wewnątrz postaci. Najważniejszą jest oczywiście Katherine, bo to przez pryzmat jej doświadczeń przeżywamy całą historię. I uczuciem, które w nas wzrasta podczas lektury jest obcość. Wraz z bohaterką tracimy możliwość odczuwania, pojawiają się obojętność i zimno, takie jak u wszystkich ludzi, których spotyka Katherine. Królestwo opisane przez Larkina rzeczywiście przypomina zimowy poranek opisany na początku powieści; ludzie zajęci sobą i pozbawieni empatycznego postrzegania drugiego człowieka, udający uprzejme zainteresowanie sprawami kogoś spoza ich kręgu. Jeżeli nie boicie się powolnie rozwijającej się akcji i niedomówień, sięgnijcie po książkę Philipa Larkina. Może zobaczycie, że my także żyjemy w zimowym królestwie?
Opinia bierze udział w konkursie