Cheryl Andrews, na wieść o zawale ojca, wraca do rodzinnego Marientown. Postanawia pomóc ojcu w prowadzeniu baru. To stąd po rozwodzie rodziców się wyprowadziła. To tu w dzieciństwie przeszłą przez piekiełko, które zaserwował jej Tylor. To przez niego nabawiła się kompleksów. A teraz musi stanąć z nim oko w oko...
Tylor "Seven" Junior Smith jest wokalistą sławnego zespołu rockowego. The Cult of Black jest jego motorem napędowym. Przeżył traumę, która nie pozwala mu życie bez poczucia winy. Do tego problematyczny brat. W młodości zakochał się w swojej Wisience, niestety bez wzajemności. Teraz jego młodzieńcza miłość powraca a on nie potrafi trzymać się od niej z daleka...
Czy Cherry uwolni się od apodyktycznej matki? Czy będzie chciała pozostać u ojca? Czy wybaczy Taylorowi jego zachowanie z młodości? Czy Taylor zamknie przeszłość? Czu ruszy do przodu? Czy znajdą wspólny rytm? Czy z pożądania zrodzi się miłość? Czy związek zwyczajnej kobiety i gwiazdy rocka jest realny?
Za mną wszystkie dotąd wydane przez autorkę powieści. "Kiedy nadejdzie czas" oraz antologia "Strefa koszmaru. Zbiór piekielnych opowiadań", która byłą pod moim patronatem. Do tego można przeczytać opowiadanie Patrycji w antologii "Księga czarownic. W kotle osobowości". Autorka to kobieta o wielu twarzach. Bolesne, mrocznej a teraz muzycznej i pikantnej. I powiem Wam szczerze, że nie wiem która strona lepsza. A tym bardziej ciekawi mnie co jeszcze napisze Patrycja. Jedno jest pewne - wszystko przeczytam. Koniecznie. Szczególnie, po tej, o której teraz mowa. Mam chrapkę na pozostałych chłopców z zespołu.
Autorka na samym początku już serwuje ból, smutek i złość. Żal i rozpacz, która w miarę czytania wzbiera na sile i która zmienia swe barwy na te słodkie, miłe i czułe. To lawirowanie pomiędzy emocjami było iście koncertowe. Raz mroczna strona a raz romantyczna. Bomba. Bohaterów jest tutaj wielu, jak na serię pasuje. Członkowie zespołu byli świetni. Każdy z inną osobowością. Każdy z odmiennym temperamentem ale z jednym wiążącym ich szczegółem. Ogromną pasją do muzyki. Do rocka. To był ich świat. Ich motor napędowy. Ich powód, by co ranek wstawać i walczyć. Walczyć o siebie i najbliższych. Jedna wielka rodzina. Niczym bracia. Tylor jako Seven jest charyzmatyczny i pewny siebie. Jako zwykły człowiek jest taki jak każdy mężczyzna. Ze słabszymi i mocniejszymi stronami. Popełniający błędy i uczący się na nich. Byłam mocno zaintrygowana tego, jak połączą się jego losy z Cherry. Z wisienką. Ze słodką i miłą dziewczyną. Tak różną od głównego bohatera. Ich relacja z początku jest jako typowe hate-love. Co z resztą zostało bardzo fajnie opisane. Im głębiej w tekst, tym bardziej było ogniście. Pikantnie i rozpalająco. A wszystko po to, by za moment otrzymać kubeł lodowatej wody. By radość zmieniła się w niepewność. Świetna gra na emocjach. Do samego końca czytałam z zapartym tchem. Finalnie moje serce zaliczyło niemały szok, że to już koniec. Książka jest solidnego kalibru, ponad 500 stron, ale w ogóle nie odczuwałam tej wagi podczas czytania. Nie zwracałam na to uwagi. Bardziej zwracałam uwagę na czytany tekst, od którego nie mogłam się oderwać.
Najnowsza powieść autorki to historia miłosna z muzyką w tle. Mocna i wyrazista. Pełna bólu, smutku i strachu. Totalny rollercoaster emocjonalny. Serio. Od początku dosłownie zostałam wessana w wykreowany przez autorkę muzyczny świat. Wydawać by się mogło, że tylko zagadnienie muzyki i miłości i tyle. Czekają na Was spore niespodzianki. Rzekłabym nawet, że wielkie. Patrycja nie byłaby sobą, gdyby czegoś zaskakującego nie stworzyła. Nie będę Wam pisać, co jeszcze tu jest, bo nie byłoby niespodzianki. i to takiej, która dosłowni wbija w fotel. Przyszpila, przytłacza szokującymi wydarzeniami i nie pozwala na złapanie oddechu. Odbiera tę zdolność, zachłystuje się czytelnik i czeka na finał. Na finał, po którym bardzo chce się przeczytać kontynuację. Genialna kreacja bohaterów. Świetna fabułą i jej prowadzenie. Ogień, żar i czysta chemia. Pożądanie tak gęste, że można je siekać tasakiem. Jestem oczarowana i proszę o więcej. Pati pisz i wydawać, bo ja tu z tęsknoty usycham. Serio. A jeśli się ktoś z Was waha, to niech porzuci rozterki. Jeśli lubicie troszkę hate-love, muzykę i nieprzewidywalność, to ta książka jest waszym must have to read. I pamiętajcie, że to dopiero tom pierwszy.
Polecam.
Opinia bierze udział w konkursie