Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją książki Znachor autorstwa Tadeusza Dołęgi-Mostowicza. Inspiracją do sięgnięcia po tę książkę stała się ekranizacja historii zawartej w powieści. Wychodzę z założenia, że najpierw książka, a później film. Do lektury Znachora podchodziłam bez jakichkolwiek założeń dzięki temu, że nie znałam jego poprzednich wersji (tak papierowej, jak i jej ekranowej adaptacji). Autor przedstawił w powieści niesamowitą historię uznanego chirurga Rafała Wilczura. Mężczyzna wydaje się być człowiekiem spełnionym. Jego szczęście zakończy się wraz z odejściem żony, która zabrała ze sobą także ich wspólną córkę. Profesorowi zawalił się świat. Szukając zapomnienia w podmiejskim szynku wdaje się w bójkę, która okaże się tragiczna w skutkach. Rafał Wilczur straci pamięć wskutek odniesionych obrażeń. Od tego czasu błąka się od wsi do wsi, gdzie stara się znaleźć jakieś zajęcie. Problemem był fakt, że nie posiadał on dokumentów, co karane było odsiadką. Po kilkunastu latach tułaczki mężczyzna kolejny raz zostanie zatrzymany. Aby uniknąć kary więzienia kradnie dokumenty wystawione na niejakiego Antoniego Kosibę. Od tego czasu będzie szedł przez życie nosząc takie właśnie nazwisko. W końcu trafia do wsi Radoliszki, gdzie znajduje schronienie u młynarza, który ma kalekiego syna. Mężczyzna zauważa, że przyczyną jego niepełnosprawności są źle zrośnięte kości. Kosiba przeprowadza skomplikowaną operację, dzięki której Wasylko zaczyna chodzić. Wieść o tych wydarzeniach szybko się rozniesie, a kolejki schorowani przybywają do Antoniego szukając u niego pomocy. Niekoniecznie podoba się to Pawlickiemu - miejscowemu lekarzowi, którzy grozi Kosibie sądem za wykonywanie zawodu lekarza bez zezwolenia. Antoni mimo tych gróźb zdecyduje się wykonać kolejną, tym razem ratującą życie, operację. Wymaga jej Marysia, która uległa wypadkowi. Dziewczyna jest jedyną osobą, do której Kosiba się zbliżył. Od kiedy ją poznał wydała mu się znajoma. Zdawało mu się, że rozpoznaje jej rysy, ale nie mógł skojarzyć skąd. Przystępując do operacji nie miał świadomości, że uratował najbliższą sobie na świecie osobę. Pozostałych niuansów nie zdradzę, bo zapewne część z Was jeszcze nie zna tej historii. Powieść czytało mi się wybornie. Profesor Wilczur jest w moim odczuciu postacią wykreowaną w sposób wyjątkowy. Jest w nim wiele ciepła i dobroci, którymi dzielił się z otoczeniem nie oczekując niczego w zamian. Z drugiej strony odgrodził się od innych wielkim murem skazując siebie samego na samotność. Kompletnie nie potrafiłam tego zrozumieć. Nie odpowiadał mi w tej historii nadmiernie rozbuchany wątek miłosny Marysi i Leszka. Nie polubiłam się z tymi postaciami, bo były bardzo miałkie. Mocno zaciekawił mnie temat niebywałego rozwarstwienia społecznego i relacji między poszczególnymi klasami. Było ono widoczne niemal przez całą powieść. Bardzo Wam tę lekturę polecam, a sama przymierzam się do obejrzenia adaptacji filmowej Znachora.
Opinia bierze udział w konkursie