Jakiś czas temu będąc z wizytą u rodziców, zmuszona zostałam do obejrzenia jednego odcinka tasiemca "Na wspólnej". No dobrze, może nie przykuto mnie do kaloryfera i kazano gapić się w telewizor, jednak moja mama lubi decybele, więc nie szło uciec przed głosami bohaterów, więc jak już słuchałam to chociaż chciałam wiedzieć, do kogo należy głos. Trafiłam akurat na scenę w której dwóch gówniarzy, podkłada śpiącemu (chyba bezdomnemu) mężczyźnie, bomby hukowe, jednocześnie nagrywając całe zdarzenie na komórkę. Właśnie wtedy dowiedziałam się o istnieniu takiego zjawiska jak patostreamy- czyli postowanie szeroko pojętej patologii w mediach społecznościowych. Muszę przyznać, że nie początku nie mogłam w to uwierzyć. Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że od kiedy na yt da się zarobić, to w sieci pojawiło się mnóstwo śmieci, jednak nie wiedziałam, że nasze społeczeństwo posunie się do tego, by "lajkować" przemoc. Kiedy jedna z moich koleżanek wspomniałam mi o najnowszej książce Grocholi, w której autorka porusza temat tego zjawiska, nie mogłam się powstrzymać i postanowiłam ją przeczytać, licząc że dowiem się więcej. I dowiedziałam...a teraz jestem przerażona, bo scenariusz jaki stworzyła autorka, jest niestety bardzo prawdopodobny. A może nawet się już zdarzył?
Warszawa, tu i teraz. W luksusowym apartamencie odnalezione zostaje ciało znanego biznesmena. Po oględzinach miejsca zdarzenia policja ogłasza, iż było to samobójstwo. Gdy jednak wkrótce dochodzi do kolejnych tajemniczych zgonów, śledczy muszą wziąć pod uwagę, że za wszystkim może stać morderca. Sprawę prowadzi Natan, doświadczony policjant, jeden z ostatnich mężczyzn z zasadami, i przydzielona mu przez policyjną ?górę? młoda antropolożka Weronika, pisząca pracę doktorską na temat samobójstw. Obydwoje zmagają się z demonami przeszłości, a nowe śledztwo zaprowadzi ich w rejony, których nawet nie byliby w stanie sobie wyobrazić.
Nazwisko Grochola, kojarzy mi się z łzawymi romansami, sztampowymi powieściami obyczajowymi i ogólnie pojętą literaturą kobiecą. Więcej na temat tej autorki z pewnością usłyszelibyście od mojej mamy zamiast od mnie, gdyż nie jestem fanką tego gatunku. Jednak kiedy dowiedziałam się, że pisarka postanowiła wypuścić się na głębokie wody, porzucić swoją zonę komfortu, i zacząć na przeciwnym biegunie literackim, to nie poczułam nic innego tylko wielki szacunek. Nie każdy się bowiem odważy na tak ryzykowny krok, szczególnie w czasach, kiedy konkurencja jest ogromna. Katarzyna Grochola miała jednak coś, co nieco ułatwiło jej start, a tym czymś było znane i szanowane nazwisko. Wiadomo, że wierne czytelniczki i tak się poświęcą i przeczytają a pisząc coś nowego autorka zyskała szansę na zyskanie nowych fanów. Muszę przyznać, że ja dałam się przekonać. Mało tego, uważam iż "Zranić marionetkę" było jednym z lepszych, oryginalnych i przerażających thrillerów psychologicznych jak czytałam. Aż nie mogłam uwierzyć w to, że wyszło spod pióra autorki, która jeszcze kilka lat temu pisała o miłości, zdradach, rozstaniach i wiejskich dworkach.
"Zranić marionetkę" to książka, w której wszystko mamy podane jak na tacy, znamy nawet mordercę. Pewnie teraz pomyślicie, że to trochę kiepsko, gdyż ominie nas element zaskoczenia, jednak nic bardziej mylnego. Fakt, że wiemy kto morduje i wiemy też dlaczego nic nie zmienia. Nadal książka jest pełna zwrotów akcji, ślepych zaułków i ciągle się pojawiających nowych motywów i tematów. Mamy tutaj do czynienia ze wspomnianym już patrostreamingiem, pedofilią, przemocą domową czy korupcją. Jak widać autorka nie boi się szokować. Zresztą sam wątek skrzywdzonej w dzieciństwie przez ojca kobiety, która zakłada stronę internetową, gdzie znajduje ofiary przemocy w rodzinie, którym stara się w "niekonwencjonalny" sposób pomoc, zasługuje na medal. Jako wielbicielka kryminałów i pasjonatka thrillerów psychologicznych, bardzo rzadko trafiam na coś co może mnie zaskoczyć. Tym razem Grochola wspięła się na wyżyny swojej wyobraźni (bo nie wiem czy może być jeszcze lepiej) i stworzyła dzieło, które przez kilka godzin trzymało mnie w napięciu, dodam że to były te godziny przeznaczone na sen. Od tej książki po prostu nie da się oderwać. Kiedy już już wiemy co się wydarzy, Pani Kasia zmienia zdanie i znowu zaczyna meandrować, porzuca jeden temat na koszt drugiego, tworzy nieprawdopodobne zwroty akcji, którymi zaskakuje czytelnika. Zaskoczył mnie jedynie koniec książki. Zaskoczył i jednocześnie rozzłościł. To właśnie tam, dwójka naszych głównych bohaterów zastanawia się co ma zrobić, wtedy kiedy ja z góry wiedziałam co jest słuszne, Co TRZEBA zrobić, by świat stał się lepszy.
Zastanówmy się chwilkę nad dzisiejszą młodzieżą. Na wstępie chciałam zaznaczyć, że sama nie byłam aniołkiem, wracałam do domu pijana, popalałam trawkę i zdarzyło mi się parę incydentów w które zaangażowana była również policja. Jednym słowem byłam rozrabiaką. Jednak przejście po rozpadającym się moście, wrzucenie koleżance do plecaka śmierdzące jajko czy podłożenie gumy na siedzenie nauczycielki, nijak się ma do tego co wymyślają dzisiejsi nastolatkowie. Wydawanie odgłosów pierdzenia już nie śmieszy, teraz trzeba nagrać jak się robi kupę. Każdy z was zapewne oglądał komedie z serii "American pie"? To chciałam wam powiedzieć, że również i one są już passe. Smutna prawda jest taka, że dzisiejsza młodzież już nie chce rozrabiać jak my kiedyś. Oni chcą zaistnieć, zdobyć szacunek i poważanie. I oczywiście zrobić to w sposób jak najmniej obciachowy i oryginalny. A co jest oryginalne? Okazuje się, że to co szokuje, jest z pogranicza norm społecznych, jest brutalne i "świeże". Stąd właśnie się wzięły patostreamy. Są one odpowiedzią na modę i popyt. Dzisiejsi młodzi ludzie, nie tylko chcą być najlepsi, lubiani i sławni, chcą również móc sobie powiedzieć " popatrzcie są ludzie bardziej świrnięci ode mnie". Żyjemy w świecie gdzie nie ma tabu, w świecie znikających więzi społecznych, gdzie ludzie już nie potrafią ze sobą rozmawiać. Liczy się tylko "lajk", "kciuk w górę" czy liczba wyświetleń. Mało nas obchodzi kto lajkuje i ogląda, ważne by zdobyć kolejne unikatowe IP. Do tej pory myślałam, że w "zabawę w patostreamy" bawią się dzieci i młodzież z rodzin albo patologicznych właśnie, albo takich w których jest znikoma władza rodzicielska. Książka Grocholi pokazuje jednak, że jest zupełnie inaczej. Nie ważne jak wychowują nas rodzice, czy spędzają z nami czas czy też puszczają samopas, czy kontrolują czy dają wolną rękę, najważniejsze jest jednak otoczenie, które będzie nas oceniać i osądzać czyli koledzy ze szkolnej ławy i podwórka. Wiadomo przecież, że w oczach rodziców nigdy nie będziemy przegrywami, jednak jeśli taka etykietka trafi do nas w szkole, to nasza kariera towarzyska jest skończona. A jak wiadomo człowiek jest istotą społeczną i musi być otoczony przez innych by czuć własną niezależność.
Chcąc sprawdzić, skąd Pani Kasia, ma tak doskonałą wiedzę na temat młodzieży, postanowiłam zgooglować jej sylwetkę. Byłam bardzo zaskoczona kiedy dowiedziałam się, że ma córkę, Dorotę Szelągowską, która prowadzi jeden z moich ulubionych programów telewizyjnych na temat wystroju wnętrz. Co prawda Pani Dorotka ma już ponad 30 lat i wygląda na aniołka, jednak może to ona była pierwowzorem Marceliny bądź Miśki? Oczywiście to są żarty, jednak muszę przyznać, iż portrety psychologiczne nastolatek były bardziej niż wiarygodne. Miałam wrażenie, ze wyjdą z kart książki i usiądą koło mnie. Czułam ich fascynację , bunt, ciekawość i jednocześnie desperację i strach. Wiedziały, że sięgają po owoc zakazany, jednak konsekwencje jego zerwania były przez nie konsekwentnie ignorowane. To co się stało potem, dosłownie wyrzuciło mnie z butów. Spodziewałam się, że małolaty dostaną nauczkę, jednak w życiu nie sądziłam, że będzie ona aż tak dotkliwa. Chciałabym aby każda czytelniczka, która sięgnie po tę książkę, podzieliła się nią ze swoim nastoletnim potomstwem. Niech wiedzą. Co z tego, że jest tu przemoc, brutalna siła, morderstwa i szokujące treści? Wierzcie mi wasze dzieci więcej złego zobaczą w internecie.
No dobrze, a co z miłością? Czy najnowsza książka Pani Grocholi, zadowoli również wierne czytelniczki? Otóż miłe Panie, uczucie to się pojawi, jednak nie zdominuje fabuły powieści. Paradoksalnie jest to książka, o tym jaki "nie powinien być związek" i jak łatwo wpakować się w coś, z czego ciężko jest się potem wyplątać. Związek porucznika Natana z Joaną bawił mnie do łez, choć w gruncie rzeczy więcej było tutaj z tragedii niż z komedii romantycznej. Sama sylwetka młodej artystki była ciekawie wykreowana, choć muszę przyznać iż nieco przerysowana i stereotypowa. Niemniej jednak się w niej zakochałam. Podobnie zresztą jak w Natanie, który wyrobił sobie w moich oczach opinię "policjanta z ludzką twarzą". Choć był odważny, inteligentny i błyskotliwe to czasami popełniał błędy i nie wstydził się do nich przyznawać. Jego wpadki na komendzie były przekomiczne. Więc jak widzicie miłość tutaj będzie, jednak samej cielesności, buziaczków i przytulasków tu raczej nie znajdziecie.
Katarzyna Grochola umie pisać tak, by trzymać czytelnika w nieustającym napięciu. Muszę przyznać, iż troszkę się obawiałam tego "debiutu" w nowym dla niej gatunku, jednak to co dostałam sprawiło, że pisarka dostała u mnie nieskończony kredyt zaufania. Jeśli każda z jej książek ma tak genialną fabułę, jest tak świetnie napisana i broni się przed tym by odłożyć ją na półkę, to w ciemno biorę wszystkie, nawet jeśli to romanse erotyczne. "Zranić marionetkę" to książka o której długo nie zapomnę, powieść która mnie przeraziła, zszokowała i nauczyła czegoś nowego. Dziś stwierdziłam, że boję się ludzi i tego do czego mogą się posunąć byle tylko stać się rozpoznawalni. Kiedyś sądziłam, że światem rządzi pieniądz, teraz muszę zweryfikować swoją opinię okazuje się bowiem, że to media społecznościowe stanowią o naszym być albo nie być. Biorąc pod uwagę, że książka Grocholi opowiada o samobójcach, to nasze społeczeństwo czeka dość ponury scenariusz. Zastanawiam się, czy jest jeszcze czas żeby zmądrzeć? Polecam.