kupiłem książkę zachęcony entuzjastyczną wręcz recenzją Bartyzela. Ostrzegam: nie jest jej warta.
Książka to w zasadzie refleksje krążące wokół literackiej twórczości Henry de Montherlanta. To on jest głównym bohaterem tego tomiku, z licznymi odniesieniami do kultury francuskiej, w niewielkim zakresie hiszpańskiej i w minimalnym włoskiej. I tak należy tą książkę potraktować, a nie awansować ją na próbę analizy ?ducha klasycznego? i ?cywilizacji łacińsko-śródziemnomorskiej?.
I owszem, autor okrasza tomik wieloma uwagami dotyczącymi kultury romańskiej generalnie, ale to właśnie one czynią lekturę trudną, a niekiedy irytującą. Gdyby autor ograniczył się do analizy twórczości de Montherlanta praca byłaby nowatorska ? bo na polskim gruncie to autor prawie nieznany ? a do tego czytałoby się ją przyjemniej.
Ambicja, arogancja, erudycja i egzaltacja ? te słowa streszczają ton książki. Aby porwać się na przedstawienie duszy kultury romańskiej niewątpliwie trzeba ambicji. Aby zrobić to na początku swojej kariery literackiej, do tego bez najmniejszego zażenowania szpikując niemal każdą stronę arbitralnymi uwagami ? trzeba dużo arogancji. Erudycji autorowi trudno odmówić, a w każdym razie trudno nie zauważyć czegoś, co wygląda na symptomy erudycji. Egzaltacja także płynie tu szerokim, silnym nurtem, początkowo wydając się na swój sposób urocza, ale na końcu już tylko denerwująca.
Coś co wygląda na główną tezę książki ? że kultura romańska w obliczu kryzysu religijności zwraca się ku własnej tradycji estetycznej jako fundamentu własnej tożsamości ? jest propozycją ciekawą i stymulującą, jednak na tym poziomie syntezy niewielu ludzi na świecie jest chyba w stanie prowadzić kompetentną dyskusję. Pozostałym ? takim jak ja ? pozostaje przekonanie, że pogimnastykowali trochę umysł. Podszyte jednak wątpliwościami, czy autor jest tym, który powinien tą gimnastyką kierować. Niektóre ewidentne dyrdymały ? jak na przykład teoria o Unamuno, który chciał jakoby europeizować Hiszpanię ? nasuwają podejrzenie, że jednak nie.