Zdarza się, że życie nie biegnie według naszego planu, nie zapewnia nam względnej stabilizacji, którą braliśmy za pewnik. Często wtedy przychodzi nam nazywać je niesprawiedliwym, naiwnie wierząc w to, że skoro my nie wyrządziliśmy nikomu większej krzywdy, to i nam ona się nie należy ? od losu, czy od innych ludzi. Niestety, świat nie jest miejscem, w którym wyrównuje się rachunki, czasem trzeba przyjąć grad metaforycznych ciosów, i to prosto w serce, zupełnie za nic. Tylko jak potem iść z tymi bliznami przez życie?
Marisa i Stevio to zwyczajne małżeństwo, które doczekało się dwojga dzieci. Ich początkowe losy nie należały do najłatwiejszych, ale w niesprzyjających okolicznościach odnaleźli prawdziwą miłość popartą szacunkiem i wzajemnym zrozumieniem. Pokładami miłości, które posiadają obdarzyli także dzieci siostry Marisy, a głównie cichą i nieśmiałą Miriam, tak różną od ich córki Betty. Gdy jedna, zwyczajna noc rodzi koszmar, wszystko się zmienia. Wydawać by się mogło, że trzeba pogodzić się tylko albo i aż, ze śmiercią córki, co już samo w sobie brzmi nieprawdopodobnie. Ale dla Marisy, jej bliskich, ale i zupełnie przypadkowych osób, ta okrutna noc niesie o wiele więcej, aniżeli tylko żałobę.
Życie, które nam pozostało to książka trudna, ale jakże warta wysiłku jej przeczytania. Wymaga skupienia, pogodzenia się z prezentowanymi emocjami, poświęcenia czasu jej treści, ale też refleksjom, które niesie. Ale właśnie dzięki temu nie jest to pozycja, o której istnieniu zapomnimy zaraz po odłożeniu jej na półkę. Otrzymujemy tu historię niezwykle złożoną, przedstawiającą wielu bohaterów, poruszającą różne wątki, ale jakże istotną i realistyczną. Jest w niej ogrom bólu, ale także, wraz z upływem fabuły, otrzymujemy nieśmiałe iskierki nadziei, które potem zaczynają płonąć i wlewać otuchę do czytelniczych serc. Autorka decyduje się na poruszenie tu bardzo ważnych, ale też wyczerpujących emocjonalnie wątków dotyczących wykorzystywania seksualnego, radzenia sobie z żałobą i traumą, nałogów czy orientacji seksualnej. A wszystko to pod czujną obserwacją społeczeństwa, które uwielbia stygmatyzować, ferować wyroki, kpić i ranić ? zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Obserwujemy rozpadające się rodziny i małżeństwa, ludzi, którzy stracili wiarę w sens swojego istnienia, czujących się pustymi, bezużytecznymi, nie potrafiących stawić czoła rzeczywistości, w której przyszło im funkcjonować, ale też bezbrzeżnie samotnych. Lecz Recchia nie pozostawia nas w tej beznadziei. Ona pokazuje, że mamy w sobie siłę, by podnieść się z najgorszych tragedii i jeśli sami w sobie jej nie znajdujemy to znajdziemy ją w innych. Mamy w sobie siłę, by odnaleźć sens także w przeszłych, rozszarpujących serce i zmieniających nas wydarzeniach ale i naszym jestestwie ogółem. I przede wszystkim Autorka przypomina, że każdy z nas ma siłę, by pomóc innym ? nie zawsze heroicznym czynem, czasem po prostu obecnością. To tak niewiele, a jednak może zwyczajnie uratować życie. To piękna, wyjątkowa, warta przeczytania książka, która na długo pozostanie w moim sercu. A powiedzieć polecam, to jakby nie powiedzieć nic, bowiem w stosunku do tej książki to zbyt mało. Czytajcie.
Opinia bierze udział w konkursie