- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023., - słowo ciągnęło się w nieskończoność między kilkunastoma pasażerami. Aż wreszcie zamieniło się w nazwisko, by w którymś z rzędów wyrwać z fotela starszego mężczyznę. ,,Wyrwać" to jednak za dużo powiedziane, raczej ,,dostojnie podnieść". Mężczyzna nie był specjalnie zaskoczony. Dumnie przyjął studolarowy banknot i zaszczycił nas wyniosłym spojrzeniem, po czym zagłębił się na powrót w fotelu. Wraz z nim z kabiny ulotnił się steward. - Pewnie to lokalny urzędnik - odezwał się po angielsku ktoś za mną. - Albo celnik - dopowiedział jego sąsiad. Za oknem spod towarzyszącej nam od startu warstwy chmur pokazały się ośnieżone szczyty gór, meandrujące koryta rzek, małe poletka oraz mniejsze i większe zabudowania. Z rozważań wyrwał mnie skandowany szkolnym angielskim komunikat: Proszę zapiąć pasy, samolot podchodzi do lądowania! Stolica Port lotniczy w Kabulu z zewnątrz sprawiał całkiem dobre wrażenie - kilka samolotów, dużo śmigłowców (głównie ONZ-u), maszyny wojskowe i dość nowoczesny budynek odpraw. Po wyjściu z samolotu czekała nas przesiadka do starego autobusu i krótki przejazd pod terminal. Wnętrze budynku wyglądało już inaczej. Małe, ciemne pomieszczenie pełne było dopiero co przybyłych podróżnych, którzy w zniecierpliwieniu czekali na odprawę. Amerykanie, Kanadyjczycy; poza tym Arabowie i Pasztunowie. Stanąłem na końcu kolejki. Przede mną ustawili się inni pasażerowie z naszego samolotu, było też kilka osób, których nie zauważyłem wcześniej. Strażnikom granicznym bynajmniej się nie spieszyło, bardzo przykładali się do pracy, wesoło sobie rozmawiali. Mimo to wszyscy ci, którzy stali przede mną, w miarę przesuwania się kolejki wydawali się coraz mniejsi. Krok za krokiem pochylali się coraz niżej. Nie tylko Afgańczycy. Kiedy przyszła moja kolej, podając dokumenty, starałem się patrzeć tylko na własne sznurówki. Wreszcie upragniona trójkątna pieczątka znalazła się w moim paszporcie; mogłem ruszać dalej. Telefon, muszę dostać się do telefonu, pomyślałem gorączkowo i rozejrzałem się po sali przylotów. Łatwo powiedzieć... Europejskie telefony tu nie działają. Poprosiłem w końcu o pomoc policjanta, okazało się jednak, że nie zna angielskiego. Siedział na koszu na śmieci i z dziwnym wyrazem twarzy wpatrywał się w mój list potwierdzający akredytację, jaką dostałem od Amerykanów. Wreszcie zawołał kolegę, który umiał powiedzieć coś po angielsku. Trafiłem do naczelnika. Siedział za ogromnym biurkiem, zajmującym prawie całe pomieszczenie. Moi opiekunowie już z daleka mu salutowali, a potem dumnie ściskali dłoń. Szybko i grzecznie wyjaśniłem sprawę. Naczelnik tylko przelotnie rzucał na mnie okiem, właściwie odniosłem wrażenie, że parująca przed nim szklanka herbaty była ważniejsza. Po krótkiej i zupełnie dla mnie niezrozumiałej wymianie zdań do pokoiku wcisnął się kolejny policjant. - Który raz w Afganistanie? - zapytał, wyciągając palec w moim kierunku. - Pierwszy - odpowiedziałem. - Mhm, pierwszy - powtórzył i dalej kartkował mój paszport. - Poland - wycedził wolno. - Dobra - rzucił po chwili - jesteś pierwszy raz, to mogę ci pomóc. Zadzwonię do Amerykanów. Rozmowa trwała kilkadziesiąt sekund. Miałem wziąć taksówkę. .............................. Stałem potem przed terminalem i zastanawiałem się, skąd niby mam tutaj wziąć taryfę. Teren lotniska otoczony był płotem. Przede mną rozciągał się betonowy plac i coś, co mogłoby być trawnikiem, gdyby ktoś regularnie to podlewał, trochę dalej widać było bramę i ulicę prowadzącą do miasta, a na jej końcu - pomnik z sowieckiego szturmowego Suchoja. Noga za nogą powlokłem się w kierunku bramy. Po kilku krokach pot lał się ze mnie strumieniami, a kurz zatykał mi usta i nos. Mój Boże, co ja tutaj robię, myślałem, maszerując. Jeszcze sto metrów i musi coś być. Oczami wyobraźni widziałem już nawet klimatyzację i zimne napoje. Wszystko to w taksówce, która na pewno czeka tu specjalnie na mnie. Dotarłem do ogrodzenia. Dopiero teraz zobaczyłem grupę starszych mężczyzn leniwie opartych o samochody. Najpierw pieniądze. Uświadomiłem sobie, że nie mam afganów, tylko dolary. Chwilę jeszcze krążyłem po betonie na granicy omdlenia z upału, wreszcie między samochodami dostrzegłem kolorowy parasol i trochę więcej głów. Mały straganik. Brodaty staruszek siedział pod starym parasolem Coca-Coli, przy gablotce podobnej do takiej, z której w Krakowie sprzedaje się obwarzanki. Wewnątrz miał karty telefoniczne i komórki wszelkiej maści, wszystko wyłożone niemal na jezdni, w niesamowitym ruchu i hałasie. Sto dolarów to jakieś pięć tysięcy afgani. Schowałem je do portfela; dopiero teraz zauważyli mnie brodacze przy samochodach. Spomiędzy tłumu wybijał się właściciel fantazyjnie narzuco
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | historia, XXI wiek, literatura faktu i reportaż |
Wydawnictwo: | Ender |
Rok publikacji: | 2011 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.