- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Przecież stoję. - Ale znak był wcześniej - pokazuje palcem. Łapówka za takie wykroczenia kosztuje tysiąc rubli (sto złotych). Nie wiem, ile wynosiłby oficjalny mandat, ale nikt ich w Rosji nie płaci. Kiedy się temu dziwię, nawet kierowcy, ofiary milicjantów, mówią, że tak być musi, bo oni bardzo mało zarabiają. To prawda. Władza utrzymuje ich płace na najniższym poziomie, bo wie, że sobie radzą. Między Czelabińskiem a Omskiem spotkałem Marata, Kazacha z Pietropawłowska. W przydrożnym barze pił wodę z kranu. Był śmiertelnie zmęczony, zrozpaczony i głodny, bo nie jadł od dwóch dni. Kupił w Hamburgu samochód i na niemieckich numerach jechał do domu, a z każdym kilometrem topniał zapas pieniędzy na drogę. Oszczędzał na jedzeniu, aż wreszcie przestał jeść. Przed Czelabińskiem po raz ostatni zatankował samochód. - A przed Kurganem uklęknąłem przed milicjantem i błagałem, żeby się zlitował - opowiada zapłakany Kazach. - Przecież nic już nie mam. Pokazałem mu portfel, puste Nie było litości. Wziął moją kurtkę i ten pusty portfel. Na następnych posterunkach oddałem zapasowe koło, lewar, rzeczy osobiste, a przy ostatniej kontroli odkręciłem boczne lusterka, żeby mnie przepuścili. Nakarmiłem Marata i dolałem mu benzyny, ale sam na rosyjskich milicjantów nie mogę narzekać. Zawsze mi pomagali, pokazali drogę, dobrze poradzili. Cztery razy łapali mnie na wykroczeniach, na przykład na zawracaniu na moście, ale zawsze udawało mi się wykręcić. Musiałem tylko dokładnie opowiadać, kim jestem, dlaczego sam, co to za auto, skąd i dokąd jadę. To robiło tak piorunujące wrażenie, że pozwalali mi przenocować w samochodzie na swoim poście, czyli stałym posterunku milicji drogowej, ustawianym przy rogatkach i skrzyżowaniach dróg. Innym razem w honorowej asyście odwieźli mnie do hotelu w mieście i sami odstawili mój pojazd na ciepły parking pod dachem. Tak jak kierowcy ciężarówek lubiłem zatrzymywać się na noc przy postach, bo tam jest bezpiecznie. Bardzo często to małe drogowe fortece z zasiekami z drutu, kolczatkami, betonowymi zaporami, workami z piaskiem i karabinami maszynowymi w okienkach strzelniczych. Czasami stoją wewnątrz ronda, przez które samochody mają obowiązek przejechać w jednym rzędzie z prędkością pięciu kilometrów na godzinę, zachowując między sobą odstęp dwudziestu metrów. Oczywiście funkcjonariusze są w kamizelkach kuloodpornych i z długą bronią. W Kuzbasie, wielkim okręgu przemysłowym znanym ze straszliwego bandytyzmu, na wielu posterunkach drogowych stoją samochody pancerne. Tylko jeden raz musiałem zapłacić, chociaż ślubowałem sobie, że nigdy ani policjantowi, ani milicjantowi nie dam łapówki. Wolę płacić mandaty. To było na ruchliwej drodze M7, na wielkich i równych stepach między Kazaniem a Ufą. Jeśli zdarzy się tam podjazd, nie jest stromy, ale może mieć dwa, trzy kilometry, i tak samo długa jest linia ciągła, na której nie wolno wyprzedzać. Wzdłuż niej na holu ciągnęły się dwa samochody ciężarowe. Koła ledwo się kręciły. Na pewno jechały wolniej, niż stary człowiek idzie o kulach. Razem z innymi samochodami wyprzedziłem ten konwój, a po przejechaniu kilkuset metrów zobaczyłem milicjanta z lornetką. Jego kolega zatrzymywał wszystkich, którzy zrobili to co ja. Na poboczu stało kilkadziesiąt aut. Wszyscy bez protestu dawali w łapę po tysiąc rubli, bo w Rosji za wyprzedzanie na ciągłej można odebrać prawo jazdy na pół roku. Zapłaciłem i odjechałem. Ale po kilkuset metrach stanąłem. Konwój z zepsutą ciężarówką właśnie wtoczył się na wzniesienie. Szybko zawrócił, zjechał, znowu zawrócił i co chwila wyprzedzany przez inne samochody, rozpoczął mozolną wspinaczkę pod górkę. Koń Polowy mundur, pod spodem marynarka, a do tego buciory, które ledwo mieszczą się w strzemionach. Z tyłu po bokach rowerowe sakwy, za plecami śpiwór, plecak, a z przodu na kulbace materac. Twarz prawie czarna, brudna i ogorzała od słońca, sucha i wynędzniała. Rzadka, ale długa broda i wąsy. Wyglądał jak mongolski wojownik, tylko mundur i kierunek nie ten. Jechał na wschód. Zaczynał już cuchnąć nędzą, brudem i głodem. Koń nie wyglądał lepiej. Kiedy się zatrzymali, rzucił się na wystające spod śniegu suche badyle jak na soczystą trawę. A jeździec jeszcze żarłoczniej chwycił suche badyle kiełbasy z mojej żelaznej racji. Dwa miesiące są w drodze. Przejechali prawie trzy tysiące kilometrów, zbliżają się do Nowosybirska i ledwo trzymają się na nogach. Jeździec nazywa się Czin Li. Jest Chińczykiem, bibliotekarzem, który od dwudziestu siedmiu lat mieszka w Moskwie, ale we wrześniu rzucił pracę, za wszystkie oszczędności kupił w Baszkirii koło Ufy konia i ruszył do Chin. Zapłacił tysiąc dolarów, tyle ile ja wydałem na zapasowe części do samoch
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura faktu i reportaż |
Wydawnictwo: | Czarne |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Czyta: | Jacek Hugo-Bader |
Lektor: | Jacek Hugo-Bader |
Wprowadzono: | 10.05.2012 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.