Prawie dwa lata temu miałam możliwość zapoznania się z czymś, co wydawało się strefą zamkniętą, a mianowicie Koreą Północną - oczywiście nie osobiście, jednak dzięki pozycji Michaela Palina było to w pewnym stopniu możliwe. Dziennik podróży dostarczył mi wielu ciekawych informacji, choć do czasu sięgnięcia po książkę, nie byłam zainteresowana tamtejszym krajem. Sprawa jednak ma się inaczej jeśli chodzi o Koreę Południową. Przez kilka lat oglądałam sporo azjatyckich dram i słuchałam tamtejszej muzyki, choć raczej nie był to k-pop jakim zalewają nas ostatnio media, a najczęściej po prostu soundtracki z obejrzanych produkcji. Nawet jeśli krąg zainteresowań się zmienił na przestrzeni lat, to nie ukrywam, że reportaż o Korei Południowej i popularności jej wytworów wzbudził we mnie ciekawość i muszę przyznać, że się nie zawiodłam.
Euny Hong jest Koreanką z południa, która przez początki swojego życia mieszkała w Ameryce. Gdy wróciła z rodzicami do Korei nie czuła się do końca jej częścią. Zamieszkiwała w dzielnicy Gangnam, czyli obecnie kojarzonej z hitem PSY - Gangnam style, ale też jako jednej z najbardziej ekskluzywnych dzielnic w Seulu. Zanim jednak miejsce dotarło do takiego poziomu bogactwa, musiało przejść długą drogę. Podobnie zresztą jak cała Korea Południowa i jej mieszkańcy, którzy musieli znaleźć coś, co sprawi, że ich kraj dorówna, a być może nawet prześcignie amerykańskie społeczeństwo. Kto by pomyślał, że stanie się on tak popularnym eksporterem kultury?
Jeśli ktoś poszukuje książki o k-popie, oraz całej zmasowanej kulturze, może się rozczarować. Nie jest ona poświęcona ogólnemu fenomenowi idoli, a początkom kraju, który wyszedł spod japońskiej władzy. Dużo jest tutaj dat i nawiązywania do historii i religii, które miały wpływ na późniejsze pokolenia Koreańczyków. Wielokrotnie coś dla nas zupełnie niezrozumiałego, właśnie dzięki tej pozycji może stać się logicznym efektem domina.
Samsung, konfucjanizm, kimchi, PSY, edukacja, sytuacja między Japonią, a Koreą Południową - to część tego, co znajdziemy w środku. Dla mnie osobiście była to książka pełna ciekawostek i informacji, które rozjaśniły dawno zapomniane kwestie dotyczące tamtejszego kraju.
Trochę odnoszę jednak wrażenie, że Euny Hong stara się przekonać nas do tego, że Koreańczycy już stali się lepsi niż Amerykanie jeśli chodzi o produkcje kultury.
Nie można odmówić im tego, że dostajemy od nich powiew świeżości, ale patrząc na wybory naszego społeczeństwa, to nadal częściej sięgamy po to, co amerykańskie i europejskie.
K-pop i pozostała kultura, która zaczęła masowo pojawiać się na zachodzie, jest czymś egzotycznym, fascynującym wręcz. Zsynchronizowane ruchy, przepych, kolory, bogactwo i dopracowanie robią oszałamiające wrażenie, jednak im dłużej się na to patrzy, można odnieść wrażenie, że całość jest zbyt idealna, przez to chłodna i bardziej przypominająca gotowe sprzedające się produkty...
Zawarte w Cool po koreańsku informacje były bardzo ciekawe i rzuciły nowe światło na niektóre wydarzenia i podejście ludzi, nawet jeśli nie do końca zauważyłam ten fenomen w Polsce.
A Wy co myślicie o popkulturze koreańskiej? Czujecie się przez nich podbici? ????
Opinia bierze udział w konkursie