RepTek Polis - jedno z nielicznych miast, ocalałych na Ziemi po jakiejś globalnej katastrofie, otoczone murem, zarządzane przez "wszystko najlepiej wiedzącą korporację", nafaszerowane elektroniką i zamieszkiwane przez ludzi, których życie wspomaga głęboko zaawansowana biotechnologia. Cyfrowe implanty, podskórne wszczepy, podrasowane funkcje - tutaj to normalne.
Głównym bohaterem powieści jest jeden z techników korporacji, niejaki Neth, serwisant korporacyjnych multiterminali, zwalczający tak zwane cyfraki, czyli byty będące ewoluującymi pozostałościami cyfrowego kodu, podłączające się pod wszelką elektronikę, nawet tę wszczepioną w ludzkie ciało. Walka z cyfrakami dosłownie wyczerpuje Netha, dlatego musi się on wspomagać bionarkotykami oraz ich technologicznymi odpowiednikami. A że te tanie nie są, Neth musi dorabiać na boku, realizując zlecenia na rzecz dilerów i szemranych przedstawicieli RepTek-owego półświatka. Jedno z takich zleceń kończy się tragicznie - potężny cyfrak wnika w ciało Netha, opanowując jego umysł i motorykę. Rozpoczyna się walka o życie Netha. I jednocześnie rozpoczyna się właściwa akcja powieści?
"Cyfrak" napisany jest w narracji pierwszoosobowej; czytelnik staje za plecami Netha, wędruje z nim po Polis, poznaje tamtejszy świat jego oczami. Z jednej strony taka narracja pozwala dość mocno utożsamić się z głównym bohaterem, zwłaszcza że autor akcję prowadzi ciekawie i zaskakująco. Z drugiej strony jednak wątki powieści wyglądają przez to trochę zbyt jednotorowo, zawężając czytelnikowi pole widzenia i zubożając (ogólnie bardzo pozytywny) odbiór całości.
Książkę podzieliłbym ogólnie na dwie części. Pierwsza, ta wprowadzająca, napędzająca akcję, jest napisana świetnie. Nie ma czasu na nudę, cały czas coś się dzieje, fabuła żywa i ciekawa, naprawdę wciągająca. Gdy już jednak "wszystko wiadomo", a zwłaszcza to, w jakim kierunku potoczy się cała ta cyfrakowa historia, pan Haladyn zwiększa tempo, jakby spieszył się z ukończeniem książki. Czytelnik zamiast być pchanym na coraz głębszą wodę, ma wrażenie, że osiada na płytkiej mieliźnie, brnąc do finału ze zdecydowanie mniejszym zainteresowaniem, niż miało to miejsce na początku. Ogólnie nie narzekam, bo "Cyfrak" to kawał dobrej lektury. Czytało mi się to bardzo fajnie, zwłaszcza że sam osobiście lubię technologiczne nowinki, a świat cyfrowy nie jest mi obcy. W pięciogwiazdkowej skali Gandalfa daję panu Haladynowi mocną czwórkę. I plusa - za nieprzeładowanie tekstu wymyślnym techno-słownictwem; kto choć trochę liznął temat komputerów, na pewno w "Cyfraku" się nie zgubi.
Dobra książka musi mieć dobre i zaskakujące zakończenie. "Cyfrak" ma tylko zaskakujące. Czy dobre, to jeszcze nie wiem, bo wiecie, jak się ta książka kończy? Słowami: "Koniec tomu pierwszego". Jakby kto nożem Wam uciął i zabrał do połowy zjedzonego kotleta. A tomu drugiego ani widu, ani słychu.
Czekam. Bo mimo wszystko warto.
Opinia bierze udział w konkursie