- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.lski przez Słowację, tą samą drogą, którą ja jechałem kilka godzin temu, zasypiając za kierownicą i śniąc o paprykowanej słoninie z mangalicy i paru butelkach wina z Villány leżących na półkach w Tesco lub Carrefourze na obrzeżach miasta, które wtedy po raz pierwszy, lecz nie ostatni okazało się moim szczególnym węgierskim fatum, cholernym przekleństwem mojego węgierskiego życia. Zielony Król był rzeczywiście zielonym parterowym barakiem przy bocznej drodze i był wyludniony jak cała ta niespełna dwutysięczna miejscowość. Przez zmierzchającą ciszę przebijało się jedynie ujadanie psów i poczułem zupełne, bezbronne i rozpaczliwe wyobcowanie z tego świata, niedaleki Miszkolc był jak jakaś odległa, niedostępna planeta łyskająca światłami swoich stacji kosmicznych, a ja uwięziony w Zielonym Królu mogłem tylko pić piwo za piwem, nie mogąc się jednak upić, mogłem tylko gapić się bezmyślnie na jedynego prócz mnie gościa tej knajpy, który uparcie i tępo grał w jednorękiego bandytę. Nazwa Zielony Król nie jest bynajmniej jakąś ekstrawagancją właściciela, który nie mógł znaleźć pomysłu na nazwę dla swojej melancholijnej spelunki czy też chciał być wyjątkowo oryginalny. Otóż zielony król to jest figura w talii węgierskich kart, zupełnie innych niż te, którymi w Polsce gramy w pokera, brydża czy swojskiego tysiąca. Nie są one aż tak całkiem węgierskie, bo gra się nimi także w Niemczech, Austrii, na Słowenii i w Czechach, ale na Węgrzech noszą naturalnie nazwę węgierskich. Talia składa się z trzydziestu dwóch lub trzydziestu sześciu kart, zaczyna się wcale nie od dwójki, jak u nas, ale od siódemki, figury odwołują się do postaci z Wilhelma Tella i można nimi grać na przykład w kurucosa albo w snapszera, czyli w polskie sześćdziesiąt sześć, inne są poza tym nie tylko figury, ale i kolory, asy na przykład nie nazywają się ,,as pik", ,,as karo" i tak dalej, ale ,,zima", ,,wiosna", ,,lato" i ,,jesień", co zdecydowanie bardziej mi się podoba, ponieważ przechowuje w sobie trwałość świata, choć szkoda, że nie ma damy ani waleta, tylko karta ,,dolna" i ,,górna". Jeszcze można grać w ulti, w które gra przecież matka Pétera Esterházyego w jego powieści Niesztuka, i jest w tym naprawdę dobra, więc trochę wstyd, że ja sam nie potrafię zagrać w żadną z tych gier, podobnie zresztą jak nie gram w karty klasyczne, zwane skądinąd, o czym dowiedziałem się dopiero później, kartami francuskimi. Jak się teraz nad tym zastanawiam, to po raz ostatni w karty musiałem grać w czasie jakichś studenckich wakacji pod namiotem, pewnie na Mazurach albo nad Bałtykiem, i musiał być to tysiąc, bo żadnej innej gry nigdy nie opanowałem, to jedno z wielu moich drobnych kalectw. Jest w tych węgierskich kartach jakieś stare piękno i osobność, więc staram się zapomnieć, że grają w nie także Niemcy i Czesi, myślę sobie, że te wyprodukowane w Budapeszcie w pierwszej połowie XIX wieku, w tym miejscu, gdzie stoi dziś słynna karczma Wichmanna w siódmej dzielnicy, na Kazinczy utca 55, że te węgierskie karty to coś charakterystycznego wyłącznie dla Węgier, ponieważ lubię sobie czasem trochę zmitologizować Węgry. Knajpa Wichmanna to dość ponura spelunka ciesząca się środowiskowym kultem, tym bardziej że nie wisi nad jej wejściem żaden szyld, jest to więc właściwie lokal no logo i jeszcze do niedawna w tej dość ciemnej, gęstej od dymu papierosowego i skwaśniałych oddechów karczmie siedziała głównie ekipa stałych bywalców. Ale ni stąd, ni zowąd zaczęto nagle rezerwować stoliki dla grup turystycznych, zatem dotknąć musiało Wichmanna to globalne nieszczęście, że ktoś wpisał karczmę do jakiegoś przewodnika i turystyczny totalitaryzm zawitał w te nieco nieświeże progi. Ja nie widziałem jednak w dość często spędzane w Wichmannie wieczory obcokrajowych wycieczek, w Wichmannie królowała czysta węgierskość czy też budapeszteńskość oraz prawdziwy egalitaryzm wiekowy, bo siedzieli tam starzy pijacy, podstarzali artyści oraz młodzież szkolna i studencka, i wszyscy pili piwo i domową palinkę nalewane przez grubego, brodatego barmana koło pięćdziesiątki, który z pewnością musiał być wielbicielem starego bluesa oraz klasycznego hard rocka, jednym z tych, którzy uważają, że prawdziwa muzyka skończyła się nie później niż w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku. W każdym razie knajpa Wichmanna, którą rzeczony Tamás Wichmann - słynny kajakarz, dziewięciokrotny mistrz świata - założył raptem w 1987 roku (choć wygląda, jakby powstała jeśli nie sto lat wcześniej, to na pewno zaraz po drugiej wojnie światowej), jest i tak jedną ze starszych pijalni alkoholu w siódmej dzielnicy, jednym z najstarszych miejsc cowieczornego pocieszenia, ale jakże innym od tych wszystkich modnych ,,knajp w ruinach
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura faktu i reportaż, literatura piękna, powieść podróżnicza |
Wydawnictwo: | Czarne |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 248 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.