- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Wiktor Gomulicki Andrzej Sarwa CZAROWNICA opowieści niesamowite Armoryka Sandomierz Projekt okładki: Juliusz Susak Na okładce: Johann Heinrich Füssli, Boreas (1903), (licencja public domain), źródło: Copyright (C) 2008, 2013 by Wydawnictwo ,,Armoryka" Wydawnictwo ARMORYKA ul. Krucza 16 27-600 Sandomierz tel +48 15 833 21 41 e-mail: ISBN 978-83-7950-027-7 CZAROWNICA Obrazek starowarszawski I. Borem zielonym, gościńcem piaszczystym rycerze dwaj posuwali się szłapią. Niebo stało w ogniu, bowiem dzień lipcowy, płomienisty, żarny, ku końcowi się miał. Po obłokach z onyksu, jaspisu, porfiru przewalały się złota i purpury potoki. - Po królewsku coś słonko - mówił jeździec młodszy mrużąc oczy modre, dwa prawe turkusy. Starszy dodał: - Wróżba to może dla księstwa, że się wrychle w królestwo - Jakżeby? - zdziwił się tamten. - Dyć gadają, że król Zygmunt Mazowsze połknąć rad. Pono go miła żonka ktemu ciągnie. - Wł Wawrzynów jej trza i cyprysów. Cóż onej po piachach mazowieckich? - W sam raz na ,,oprawę" do królewskiego klejnotu!... Gwarząc jechali wprost na jasność ślepiącą - radzi każdej gałązce, co ją chocia krzynę przyćmiewała. Młodszy cale był młodziusieńki. Spod lekkiego hełmu wymykały mu się długie, bursztynowej barwy kędziory. Jego usta świeżości i czerwieni od malin pożyczyły, w jego twarzy było coś z dziecka, dziewczyny i cheruba. Agatowe ziarna, którymi omotał dłoń lewą, czymże być mogły, jeśli nie różańcem? Gęstą, czarną, srebrem przetykaną brodę miał jeździec starszy. Bezdenne były jego oczy, nos duży, zakrzywiony - nos jastrzębia lub orła. Ale z przywiędłego, zarosłego oblicza dobrym światłem zacność biła. Dzwonił ten drugi blachami stalowymi; o dużości jego świadczyło ciężkie spotniałego wierzchowca prychanie. Ten mógł być tamtemu rodzicem, wszakże jeno towarzysza w nim miał. W kupie jechali, ku jednemu celowi, w jednym poselstwie - do Warszawy, do księżnej Anny, po Konradzie wdowy, pary tęgich książątek: Stacha i Januszka, rodzicielki. Poróżniła się była księżna Anna z poddanych swych częścią. Sadła gorącego za białą skórę jej zaleli ziemi makowskiej szlachta. Nie mogło to tak ostać - wżdyć to dobrego pana zaszczyt i miłowanie, a cnych paniąt, jutro już może Mazowsza władców, opiekunka. Jechał więc Bolko młodziuśki i źrzały Ścibor, aby białogłowę, sprawiedliwie Makowianom krzywą, przebłagać. Starszy mocny był męstwem, doświadczeniem i wojenną zasługą; młodszego moc leżała w serca czystości i anielstwie. Jednego męstwo, drugiego świętość na współziomków czoło wyniosły. Jednak w tej okazji Makowianie najwyżej postawili inną, aby im wspólną cnotę... Bolko i Ścibor z tej racji w posły jadą, że są obaj - białogłowskiego rodu wrogi! Makowianie ze swą księżną zgody chcą - nie chcą niewoli. Porywczością zgrzeszyli, bo to u Mazura zwyczajne. Podbechtano ich, żółć w nich wzburzono - przywiedziono aż ku temu, że za oręż przeciw swej pani chwycili. Ochłonąwszy, sami się swej zapalczywości wstydają. Ale Mazur, choć ślepy się rodzi, później za to każdą sprawę wzrokiem bystrym, jak świdrem, przedryluje. Księżna, choć niby to słaba niewiastka, rozumek ma dobry, a chytrość i przebiegłość prawie litewską (jako że Radziwiłłówna). Z nią kutym być trzeba na cztery nogi, żeby dudkiem nie zostać. Urodziwa jest księżna Anna, uroda zasie niewiast jest jako lep mocny, na który szpaki się łowią. A iluż to, miły Boże, szpaków wśród rodu męskiego! Więc mądra była Makowian myśl wyprawić do księżnej takich, których serca mocnymi paiżami od grotów zalotności zabezpieczone. I zaprawdę, nie kruchej strzałki Kupida, jeno oszczepu trzeba by stalistego, żeby zranić granitową pierś brodacza Ścibora. Nie ma zaś zaprawdę takich oczu cała ziemia warszawska, płocka i czerska, żeby spotkawszy się z wejrzeniem Bolkowym nie odskoczyły kornie jak piłka od muru. Bowiem Ścibor, kilkakroć żeniony i kilkakroć zdradzany, białogłowy w nienawiści ma. A Bolkowe myśli daleko od ziemskich miłości wybiegły: pątnikiem młodzieńczyk chce zostać, w drogę do grobu Chrystusowego się gotowi. Cela wybielona, twardy klęcznik, krzyż i włosiennica to jedyne marzeń jego symbole. Niech przeto księżna siły swych pięknych oczu na innych próbuje: z takimi junakami sromotnie z placu ustąpić by musiała. II. Z boru zielonego, z boru cienistego wyjechali rycerze. PORWANIE MISTRZA TWARDOWSKIEGO Dzień był skwarny, sierpniowy. Głębokiego błękitu nieba nie plamiła ani jedna chmurka, tylko ogromne, do białości rozpalone słońce majestatycznie przesuwało się przez firmament. Po obu stronach okrytego grubą warstwą kurzu gościńca stały nieruchomo szerokie łany białoziarnej, acz czerwonokłosej pszenicy sandomierki. Od Krakowa ku Sandomierzowi gościńcem owym sunęła niezgrabna, lecz wygodna bryka. Woźnica przycupnięty na koźle co i raz cmokał i szarpał za lejce, usiłując - bez powodzenia jednak - pobudzić parę koni do szybszego biegu. Na nic się to przecie nie zdawało, bo zwierzęta zmęczone były i głodne. Z tyłu, za furmanem, wygodnie rozparty, to podrzemując, to znów na zmianę sycąc oczy cudnymi widokami, siedział nie byle kto, tylko sam sławny krakowski doktor i czarownik - mistrz Twardowski. Podskakiwanie okutych żelaznymi obręczami kół na wybojach miast go zmęczyć, wprawiło w jakowyś stan przedziwny, stan w którym z bólem sięgnąwszy do przeszłości, przywoływał pod przymknięte powieki echa dawnych zdarzeń. I oto Twardowski lustrował całe swoje życie. Rodzinnego dworku, gdzie przyszedł na świat wcale już nie pamiętał. Wiedział, że był gdzieś w pobliżu Krakowa, a kojarzył mu się tylko z jednym - z otwartą trumną w okrąg której, w drewnianych masywnych lichtarzach, tkwiły żółte woskowe świece, a u ich szczytów migotały, niczym cętki światła na rozedrganej rzecznej toni, żółtawe płomyki. W trumnie leżał mężczyzna, odziany w wyszarzały kontusz, z sumiastym wąsem opuszczającym się ku podbródkowi i złożonymi na krzyż dłońmi, które opleciono różańcem. To był ojciec. I tylko tak go zapamiętał. Tylko HORROR UTAJONEJ ŚWIĄTYNI W niewielkim saloniku urządzonym dość biednie, ale przecież czysto i schludnie, obok kaflowego pieca, na bujanym wiklinowym fotelu siedziała kobieta, licząca niezbyt wiele ponad czterdzieści lat. Na przeciw niej, o dziesięć - a może i piętnaście - lat starszy mężczyzna, chudy i tyczkowaty, przcupnąl na skraju pociemniałego ze starości dębowego krzesła i splótłszy ręce na piersiach, pochylił się mocno ku przodowi: - Wierzaj mi aśćka, na nic dobrego się nie zanosi. Nie darmo Austriaki miotają się od wczoraj po całym mieście, jakby poszaleli. Słowa te wyrzekł pan Roch Krukoski, aptekarz, a dla podkreślenia ich wagi lekko uniósł się z siedzenia i wyprostowawszy palec wskazujący, wycelował go w stronę słuchaczki. Słuchaczką zaś ową była Anna Jordanowa, całkiem apetycznie jeszcze wyglądająca wdówka, do której pan Roch - co było publiczną tajemnicą - smalił cholewki. Tyle że bez widoków na powodzenie, bo chociaż Jordanowa lubiła go, to jednak nie na tyle, aby wiązać się z nim świętym węzłem małżeńskim. - I to tylko z owego miotania się Austriaków wnosisz pan, panie - Rochu! Rochu! - przerwał jej mężczyzna. - ... no dobrze, panie Rochu, iż coś złego wisi w powietrzu? - A owszem, owszem. Nielicha to poszlaka, wszakże przecie - tu aptekarz z niepokojem rozejrzał się wokół, jakby w obawie aby nie zostać podsłuchanym - doszły do mnie także i pewne wieści. - Et, plotki zapewne! Pan zawsze chętnie na plotki ucha nadstawia. - Oj, niesprawiedliwa pani jesteś dla mnie, pani Anno. Można by pomyśleć, że ja się w plotkach kocham niczym cyrulik, albo i przekupka z Małego Rynku. To czegom się onegdaj dowiedział, to sprawa poważna! - Spis treści Okładka Strona tytułowa Strona redakcyjna Wiktor Gomulicki: CZAROWNICA Andrzej Sarwa: PORWANIE MISTRZA TWARDOWSKIEGO Andrzej Sarwa: HORROR UTAJONEJ ŚWIĄTYNI
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | sensacja i literatura grozy, inne |
Wydawnictwo: | Armoryka |
Rok publikacji: | 2009 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | |
Czyta: | Bogumił Ostryński |
Lektor: | Bogumił Ostryński |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.