Czy widząc nazwisko Flannery można obojętnie przejść obok pozycji w dziale fantastyki? Otóż nie. Nie, a przynajmniej gdy jest się kimś, kogo zachwycił Mag bitewny. Co prawda było to dwa lata temu, ale historia o Falko wyjątkowo mocno zapadła mi w pamięć przez wplecenie do historii smoków. Jestem bardzo ciekawa, czy po ponownym zanurzeniu się w świecie autora będę tak samo niechętnie z niego wychodzić jak poprzednio...
Decimus Fate i Opiekun, to dwójka bohaterów, których los połączyła owiana tajemnicą zaraza w klasztorze Tan Jit Su. Choroba nie jest jednak jedynym problemem z którym będą musieli się zmierzyć.
Są też ludzie, którym śmierć przynajmniej jednego z nich, sprawi niemałą satysfakcję. Obrona wydaje się utrudniona, gdy obaj nie korzystają ze swoich umiejętności, które przyniosły im sławę przed laty.
Przyznam szczerze, że przygody maga bitewnego wysoko ustawiły poprzeczkę dla autora. Nie liczyłam więc na to, że nowa historia okaże się być lepsza, niż poprzednia. Nie sposób jednak ocenić coś, co się dopiero zaczyna. Nasi bohaterowie są już doświadczonymi adeptami sztuki władania sztuką magiczną, bądź bronią. To mężczyźni po przejściach, którzy spotkali na swojej drodze zbyt wielu ludzi i doświadczyli zbyt wielu przygód, żeby móc w jakikolwiek sposób ich czymś zaskoczyć. Jest to coś zupełnie odmiennego od historii chorowitego chłopca nabywającego kolejne umiejętności.
Ilość postaci, budowa fabuły, splatanie ze sobą losów każdego jest tak dopracowane, że aż ma się ochotę nad pozycją cmoknąć z uznaniem. Fabuła prowadzona jest powoli, a jednak nie nuży. Coś w sposobie pisania autora sprawia, że chce się czytać to, co wyjdzie spod jego pióra. Tym razem nie jest to skomplikowana historia - wątki są poukładane, nie ma kilkustronnych opisów walk ani otoczenia, nawet protagoniści nie zostali nam wewnętrznie przedstawieni, przez co nie idzie się z nimi zżyć.
Mag bitewny wprowadził nas tak dobrze w wewnętrzny świat bohaterów, że można było poczuć z nimi jakąś więź - tutaj tego brakuje, jednak jak autor wspomina - jest to pierwszy tom z większej całości. Być może tym razem Peter A. Flannery chce stopniowo wprowadzić w nas świat Decimusa?
Polecam pozycję jak najbardziej - bardzo szybko się ją czytało i to z przyjemnością. Raczej nie będzie ona nie lada gratką dla wprawionych czytelników fantastyki, a bardziej pewnie trafi do osób, które dopiero z tym gatunkiem stawiają pierwsze kroki,
Nie mogę również pominąć minimalistycznej okładki na którą bardzo przyjemnie się patrzy.
Opinia bierze udział w konkursie