- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ze sztucznego tworzywa. W końcu przestał mówić, bo akurat była stacja, na której wysiadał. Wiozłem przez Niemcy wszystko, co wcześniej widziałem. Musiałem zabrać ze sobą te wszystkie rzeczy, żeby poradzić sobie z trzydziestoma ośmioma niemieckimi miastami. Trzeba być wcześniej w Tulczy, żeby uporać się z widokiem Frankfurtu nad Menem, gdy pociąg wjeżdża od północy i przez pięć-sześć sekund widać z mostu sploty torowisk, wieżowce i elektrownię, i to jest wielkie, groźne i piękne niczym babilońska alegoria. Trzeba mieć w sercu odciśnięty obraz rumuńskiego stepu, żeby wyjść z tego cało. Ale teraz jechałem do Tybingi, by z okien hotelu patrzeć na Neckar. Dałbym głowę, że na zielonych falach unosiły się łabędzie. Po drugiej stronie rzeki miasto wspinało się na wzgórza. Wille, pałacyki, śliczności, cukiernictwo, jakby czas zatrzymał się sto lat wcześniej. Późna łaskawa jesień złoci ten pejzaż, zasnuwa błękitną mgłą, bierze w palce i delikatnie wyjmuje z rzeczywistości niczym pamiątkowy bibelot. Piłem czerwone wino z butelki i patrzyłem ponad Eberhardsbrücke w górę rzeki. U stóp Wieży Hölderlina cumowało kilka czarnych łodzi. Ten kolor przywodził mi na myśl czółna ze Sfântu Gheorghe. I łódki z Gródka nad Bugiem. Jedne i drugie cuchnęły smołą, rybami i mułem. Tych drugich używano do połowu szczeżuj, którymi później karmiono świnie. Na brzegu leżały sterty zielonkawych owalnych skorup. To było w latach siedemdziesiątych. Niektóre łódki cumowały w przybrzeżnych zaroślach, wypełniała je woda. Ich właściciele umarli albo się zestarzeli. Stuttgart, znowu Stuttgart, znowu dworzec kilka miesięcy później, ale wrażenie, że to Gara de Nord, pozostało, chociaż tym razem jadę trzeźwy jak niemowlę, tym razem nie kupuję w dworcowym sklepie czerwonego wina po dziesięć euro flaszka ani nie wiozę w plecaku jima beama. Beam jest lżejszy, bardziej praktyczny i właściwie smakuje jak trochę mocniejsze wino, ale za szybko odbiera rozum. Więc tym razem na trzeźwo. Nie ma starca rozdającego kartki z kalendarza. Jest sobota i rusza turystyka. Niemcy kochają swój kraj i zwiedzają go w weekendy. Dworzec ma dziesięciopiętrową wieżę z ciosanego kamienia. Wjeżdża się tam windą i podziwia miasto. Oni to robią. Winda kursuje zatłoczona. Czerwone dachy, zieleń, Neckar gdzieś płynie, ale z wieży go nie widać. Pokazują sobie w skupieniu i nazywają: planetarium, park, stare miasto, zamek, Na wieży, wysoko, umieścili wielką, srebrną gwiazdę Mercedesa. Na dobrą sprawę całe miasto należy do Merca. Jeśli nie dosłownie, to przynajmniej mentalnie. Tutaj to się zaczyna. Dziesięć, piętnaście lat później kończy na wrakowiskach w Albanii, Turcji albo Czarnogórze. Mercedesy jeżdżą do końca i żyją najdłużej ze wszystkich aut. Większość umiera z dala od ojczyzny: na Krymie, w Anatolii, w Afryce. To był dobry pomysł: zbudować coś, co jeszcze się przydaje, gdy właściwie jest już bezużyteczne. Taka będzie przyszłość. Ktoś będzie odbierał nasze śmieci i jeszcze się cieszył. Spaceruję po pustym peronie i natychmiast zjawia się panna w kolejarskim mundurze, żeby mi wytłumaczyć, że pociąg dzisiaj odjedzie z innego i że przepraszają. Pocieszam ją, że tak naprawdę czekam na esban, którego perony są parę pięter pod ziemią, więc wolę tutaj, na powierzchni, gdzie wszystko przypomina mi Gara de Nord. Żeby ocaleć, czasami piję, a czasami porównuję. Wielu rzeczy nie pamiętam i muszę je wymyślać od nowa. Ostatnio kupiłem sobie nawet niemieckiego Pascala. Wracam i czytam, gdzie byłem. Albo wcześniej czytam, gdzie będę, żeby nie tracić czasu na zapamiętywanie, zwiedzanie i tak dalej. Zawsze wolałem czytać o zabytkach, niż je zwiedzać. W zwiedzaniu jest jakiś przymus podziwu, zainteresowania, jakaś obłuda. Czasami ktoś pokazuje mi coś z dumą, a ja czuję się jak oszust, bo kiwam głową, ale nic a nic mnie nie obchodzi jakaś wieża, brama, zamek oraz reszta tych cudów. Lubię skałę Lorelei, naprawdę lubię to miejsce. Dwa razy przepływałem tamtędy statkiem, dziesięć razy przejeżdżałem koleją i wciąż robi na mnie wrażenie. Lubię z pięćdziesiąt miejsc w Niemczech, ale żadnego z nich poza Lorelei nie ma w moim Pascalu. Nie ma na przykład okolic dworca we Frankfurcie nad Menem w niedzielny poranek z zakrwawionymi strzępami papieru toaletowego na chodniku i facetami o ósmej rano w knajpach ze wzrokiem wbitym w zawieszony pod sufitem telewizor. Tak było w albańskiej Sarandzie i tak jest tu. Siedzą i palą w gromadach, w swoich plemionach, siedzą i czekają. Na ulicach stoi blada, skacowana żulia we fryzurach z lat siedemdziesiątych: z przodu krótko, a z tyłu plereza sięgająca ramion. Nigdzie się już tego nie widuje, tylko przy frankfurckim dworcu. Stoją i wyczekują. Bladzi i blondynowaci.
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, inne |
Wydawnictwo: | Czarne |
Wydawnictwo - adres: | tomasz@czarne.com.pl , http://www.czarne.com.pl , 38-307 , Wołowiec 11 , Sękowa , PL |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Wprowadzono: | 15.03.2012 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.