- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.yć zaledwie 2 lub 3 lata oddawania mleka, zanim zostaną przeznaczone do uboju. Megafermy mleczarskie w stylu amerykańskim, często od 20 do 100 razy większe niż przeciętne fermy brytyjskie, są bliskie wprowadzenia do Zjednoczonego Królestwa i innych części świata. Z tego powodu i ponieważ przyjęto tutaj intensywne rolnictwo z niespotykanym entuzjazmem i dyscypliną, Central Valley stanowi wizję wiejskiego krajobrazu, która wkrótce może stać się rzeczywistością także gdzie indziej. Chciałem to zobaczyć. Nie byłaby to moja pierwsza wyprawa do amerykańskiej mleczarskiej megafermy. W trakcie skutecznej walki o zablokowanie planów stworzenia pierwszej brytyjskiej megafermy tego typu, mieszczącej 8 tysięcy krów placówki w Lincolnshire w Anglii, pojechałem do Wisconsin, aby przyjrzeć się fermie, na której wzorowano te plany. Ta krótka wizyta była rezultatem zobowiązania podjętego w ogólnokrajowej stacji radiowej w kulminacyjnym momencie kampanii. Na miejscu ujrzałem bezduszną i wyśrubowaną operację produkcji mleka, gdzie krowy równie dobrze mogłyby być robotami kuchennymi, które połykają składniki, by wypluwać je w innej postaci, i to przez 24 godziny na dobę, aż padną z przegrzania. Tamto przygnębiające odkrycie dało mi pewien obraz tego, czego mogę się spodziewać w Kalifornii, ale nic nie przygotowało mnie na ogromną skalę tego, z czym miałem się zetknąć tym razem. W towarzystwie niewielkiego zespołu, w skład którego wchodziła Isabel Oakeshott i ekipa filmowa, poleciałem do Kalifornii w listopadzie, mając nadzieję, że uda nam się zobaczyć w Central Valley jak najwięcej w niespełna tydzień. W końcu, o mały włos, nasze plany wzięłyby w łeb - przez kanapkę z kurczakiem, którą moja koleżanka kupiła w jednym ze sklepów Pret A Manger na lotnisku Heathrow na wypadek, gdyby jedzenie w samolocie okazało się kiepskie. Nie zjadła jej tam, ale zatrzymała ją, jeśli w motelu nie byłoby nic do jedzenia. Czekaliśmy na odbiór bagażu na lotnisku w San Francisco, kiedy podbiegł do niej gorliwy pies policyjny. Wywęszył kanapkę w jej bagażu podręcznym. Nie minęło kilka sekund, a na scenie pojawił się przewodnik psa i staliśmy się obiektem poważnego alarmu, podczas którego kanapkę przebadano, jakby była niewybuchem, a bagaże całej naszej ekipy sprawdzono i prześwietlono. Zanim kanapkę odesłano do zniszczenia, poddano ją dalszym badaniom kryminalistycznym. Wreszcie mogliśmy ruszyć w dalszą drogę - ale przedtem musieliśmy jeszcze wysłuchać długiego wykładu na temat choroby szalonych krów. Było to bardzo dobitne przypomnienie, że chociaż Zjednoczone Królestwo uznało BSE za wielce niechlubny rozdział w swojej historii, Ameryka ani nie przebaczyła, ani nie zapomniała. Ten incydent wydał się jeszcze dziwniejszy nieco później, kiedy byliśmy świadkami pozornie przypadkowego lekceważenia zdrowia publicznego, które idzie w parze z megahodowlami bydła mlecznego w Kalifornii. Nie pałętaliśmy się po San Francisco, lecz ruszyliśmy w drogę do Central Valley. Około 5 godzin jechaliśmy na południe, przez bezbarwne tereny rolnicze. Zbliżając się do doliny, zauważyliśmy na horyzoncie dziwny żółtawoszary smog. Przypominał zanieczyszczenie, które unosi się nad dużymi miastami, ale nie było tam żadnego miasta - jedynie fermy mleczarskie wydzielające tyle wyziewów, że jakość powietrza była chyba gorsza niż w zasnutym smogiem Los Angeles. Oprócz utrzymywania armii krów, Central Valley wytwarza co roku, mimo tak mizernych opadów, że teren ten jest formalnie klasyfikowany jako półpustynia, niewiarygodne ilości owoców, orzechów i warzyw. Są tam pola granatów, sady pistacjowe, winnice21 i drzewa morelowe. Rosną pomidory i szparagi, a całe akry obsadzone są krzewami czerwonych, różowych oraz żółtych róż. Kilometrami ciągną się gaje pomarańczowe i cytrynowe. Migdałowców jest tyle, że pochodzi stamtąd 4 na 5 konsumowanych na świecie migdałów. Brzmi to jak opowieść o Ogrodach Edenu. Nic bardziej mylnego. Okazało się, że jest to miejsce głęboko niepokojące, gdzie - poza prywatnymi ogrodami i bezlitośnie wytyczonymi polami - nie wyrośnie ani jedno źdźbło trawy, drzewo czy żywopłot. Fenomenalna produkcja owoców i warzyw jest możliwa tylko dzięki koktajlowi chemikaliów i plądrowaniu kryształowo czystych rzek spływających z gór Sierra Nevada. Poprzez bezlitosne katowanie wysuszonej gleby nawozami, środkami owadobójczymi, chwastobójczymi i fumigantami, a także zmiany naturalnego biegu rzek rolnicy zdołali dokonać wartej wielu miliardów dolarów magicznej sztuczki, pozwalającej wycisnąć plony z gleby, która jest tak wyjałowiona z naturalnych składników odżywczych, że równie dobrze mógłby ją zastąpić brązowy polistyren. Wszystkie te chemikalia sprawiają, że powietrze pachnie bardzo dziwnie. Ściskało mn
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | eseje, felietony i publicystyka, nauki przyrodnicze |
Wydawnictwo: | Mova |
Rok publikacji: | 2020 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.