- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ia. Leszek przyjechał. Miał trzydzieści dwa lata, o jedenaście więcej niż ja. Byłem chudy, zakompleksiony i podniecony. Mieszały się we mnie emocje. Bezrefleksyjnie wsiadłem do jego samochodu. Byłem podekscytowany, ciekawy tego, co się wydarzy. Wyglądał jak Robert Janson z Varius Manx. Pamiętam też, co na sobie miałem, odstawiłem się na beżowo. Czasem wkładam ten sweter i te spodnie. Wziąłem je ze sobą do Warszawy. Leszek zabrał mnie do Piaseczna, ale nie do domu. Zatrzymaliśmy się w lasku, na polanie. Gadaliśmy, opowiadaliśmy o sobie, poznawaliśmy się na żywo. Całowaliśmy się, dotykaliśmy, nasze ręce szalały. Pierwszy raz miałem w dłoni fiuta innego niż własny! Zresztą nie tylko w dłoni. Pierwszy raz mój fiut był w ustach faceta. A w radiu leciała nowa piosenka Edyty Górniak Jak najdalej. Skończyło się tak sobie, zupełnie nie jak w harlequinie. Nie odwiózł mnie do Warszawy, lecz wsadził do pociągu na stacji w Piasecznie, bo musiał iść do pracy. Nie tak to sobie wyobrażałem. Wirtualna znajomość trwała nadal, choć już nie była tak intensywna. Trzy dni przed moją maturą Leszek zadzwonił i zapytał, kiedy mogę znów do niego przyjechać. Jego rodzice wyjeżdżali na długi majowy weekend, więc to idealny moment, żebyśmy wreszcie - jak to określił - się przeruchali. Odmówiłem. Nie seks miałem wtedy w głowie. Byłem przejęty maturą. Leszek nie umiał, a może nie chciał, przyjąć moich tłumaczeń. Obraził się i przestał się kontaktować. Ja też nie pisałem, nie dzwoniłem. Nie tylko dlatego, że po maturze moje myśli zaprzątał egzamin na studia. Koniec końców chyba zabrakło mi motywacji, by ratować tę dziwną znajomość. Jeszcze wtedy nie mogłem podejrzewać, co wydarzy się później. W Warszawie. 4. Pokój z widokiem na miasto W końcu dojeżdżam na miejsce. Na Bielany. Tam gdzie co niedziela była karuzela ze słynnej piosenki Marii Koterbskiej. Przystanek Dewajtis. Dziwna nazwa, dziwna okolica, wszędzie lasy. Później się dowiem, że to Las Bielański. Czuję się, jakbym nie był w Warszawie. Widzę kładkę nad szeroką ulicą. Trzy pasy w każdym kierunku. Z mojej rozpiski wynika, że mam przejść na drugą stronę. Wchodzę na górę. Z kładki nad ulicą Marymoncką widać z jednej strony Szpital Bielański, z drugiej stację paliw, a trochę dalej bloki, dużo bloków. Domyślam się, że w jednym z nich będę mieszkał. Jeszcze nie wiem, że będzie to żółty, wysoki blok z wielkiej płyty. Tu spędzę najbliższe miesiące. Jest miło, zielono, plac zabaw dla dzieci, z dala od dużych ulic, sklep, stosunkowo niedaleko przystanek. Dam radę. Mieszkanie mieści się na ostatnim, dziewiątym, piętrze, jest winda. Otwiera mi starsza pani, bardzo niska. Ciemne włosy - nie wiem, jaki to kolor, ale widać, że malowane. Ma siwe odrosty, małe lisie oczka, pierścionek na każdym palcu, srebrną bransoletę, łańcuszek z dość dużym krzyżem. Czerwone usta i paznokcie. Zdecydowanie przerysowana. Za dużo wszystkiego. Pani Zosia, zwana później Zośką lub Zochą, pozuje na damę. Dystyngowaną i elokwentną. Uśmiecha się, ale widać, że nie jest to szczery uśmiech. Raczej kolejna poza, udaje otwartą i pomocną. Czuję to przez skórę. Meble w dużym pokoju i w kuchni pamiętają Gierka. Wielki starodawny regał z połowy lat siedemdziesiątych. Przypuszczam, że identyczny stoi w większości mieszkań starszych ludzi, nie tylko w Warszawie. Zajmuje całą ścianę. Na półkach za szkłem stoją od wieków nieużywane filiżanki i staromodne kieliszki do wina, obok talerze. Wyeksponowane tak, by ludzie widzieli i podziwiali. Nawet jeśli nie było czego. Wszystko w tym mieszkaniu jest niedzisiejsze. Stary telewizor, stół z krzesłami i narożnik - pewnie do spania. Tylko pralka jest nowa. ,,Oczywiście do użytku" - zapewnia Zocha. Obok kuchni znajduje się łazienka. Całkiem duża, z wanną. W kuchni i w łazience są porozkładane małe kwadraciki z zieloną substancją w środku. - Co to jest? - pytam, wziąwszy jeden do ręki. - Odłóż to szybko, nie wolno tego dotykać! - Słyszę krzyk pani. - Umyj ręce! - Ale co to takiego? Wszędzie tego pełno! - To takie preparaty. - Na co? - Na insekty. - Zocha jest wyraźnie zmieszana. - W mieszkaniu są robale? - oburzam się. - Nie robale! Tylko nie robale - poucza mnie. - Jak się zaniedba, czasem pojawiają się nieliczne, podkreślam: nieliczne, najzwyklejsze w świecie prusaki. - Czyli, mówiąc najzwyczajniejszym w świecie językiem, karaluchy? - krzyczę. Zocha wbija oczy w podłogę, a ja nie potrzebuję wyraźniejszego potwierdzenia. - Prawdopodobnie już ich nie ma - zapewniła. - Może zobaczysz resztę? - proponuje, by zmienić temat. Dalej są dwa małe pokoje. W tym po prawej mieszka Piotrek, student Politechniki Warszawskiej, który ma przyjechać za parę dni, gdy zacznie się rok akademicki. - Świad
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | Lissner Studio |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Wprowadzono: | 02.07.2012 |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.