W związku z tym, że postanowiłam wprowadzić w swoim życiu pewne zmiany, sięgnęłam po raz pierwszy w swoim życiu po tak zwaną ksiązkę samodoskonalącą. A że wymaga tego ode mnie praca, zdecydowałam się popracować nad swoim wizerunkiem, jako zdecydowanej, śmiałej, dobrze wychowanej kobiety. Ambitny plan... Na jednym ze stoisk na lotnisku wpadła mi w oko książka "Jak zostać Damą?". Podczas któregoś z pierwszych służbowych obiadów odkryłam, że w mojej głowie kłębi się dużo pytań odnośnie tego, jak powinnam się zachować. Kto zamawia pierwszy? Czy można rozmawiać o biznesie przeżuwając mięsko, czy poczekać do kawy? Zaprosił klient, ale ja reprezentuję firmę. Kto płaci? Kto kończy spotkanie? Czy wypada pytać o rzeczy niezwiązane z pracą, czy może to nieładnie? Stres napędzał mi coraz więcej pytań. Spotkanie przebiegło bez większych zakłóceń (poza tym, że mój towarzysz cały się zapocił od pikantnej potrawy, którą mu poleciłam), ale zdecydowałam, że muszę lepiej panować nad tego typu sytuacjami. Dlatego sięgnęłam po tę książkę. I bardzo się zawiodłam. Przez pierwsze 20 stron czekałam aż autorka opisze coś, co mogłoby się przydać. Przez kolejne 20 zaczęłam się zastanwiać, czy to nie moja wina, wynikająca z niedoczytania, a książka jest bardzo pomocna, ale dla nastolatki. Ale potem jest coś o ciąży, więc też nie pasuje. Chciałabym powiedzieć coś konstruktywnego, ale ta książka to ciągłe lanie wody z mglistymi opisami, w których najważniejsze jest to, że panią autorkę poproszono na lotnisku o przejście do kolejki VIP. Rozumiem, że to za dobre zachowanie? Mogłabym zasugerować, że z panią autorką poproszono też 30 innych osób dla rozładowania tłoku, co jest normalnym procesem na lotnisku. Wiadomo, w takiej kolejce VIP ochrona jest jakaś milsza, człowiek się jakoś tak mniej stresuje. Ale chyba jeśli naprawdę jest VIPem. Bo poza tym zawsze ta kolejka VIP posuwa się jakoś tak leniwie... Może przez tą uprzejmość? No ale nic. Nie widziałam, więc nie wiem. Może to naprawdę było za dobre zachowanie. Ale Damie chyba nie wypada się tak chwalić? Potem te rady dotyczące CV. Naprawdę, jest jeszcze ktoś taki, kto tego nie wie? A jeśli jest, to zakładam, że jego przyszłego szefa nie będą interesowały literówki (i nie chcę tutaj nikogo obrazić). Żeby marynarka na rozmowę kwalifikacyjną była czysta i, żeby się nie ubrać dużo strojniej niż osoba, z którą rozmawiam? Aby wiedzieć jak będzie ubrana ta osoba, musielibyśmy rano wyjść razem z tego samego domu (nawet jeśli żart jest niesmaczny). ?Rada na stres: Panuj nad sobą!? Gdybym to ja wiedziała od początku! Cóż za błyskotliwość i znajomość ludzkiej psychiki. Mam wrażenie, że ta książka to parę skopiowanych z Internetu porad. A jeśli tę samą informację (a nawet mniej chaotyczną) można znaleźć w sieci, to po co przepłacać? Tym bardziej, że książka pani Ireny jest dużo droższa niż bardziej zasługujące na opinię ?książki samodoskonalącej? pozycje wydane przez ekspertów zagranicznych. A jeśli już mam to umiejscowić w polskich warunkach, o których autorka często wspomina, to powiedziałabym nawet, że cena jest wzięta z kosmosu. Po przeczytaniu książki zostałam z tą samą wiedzą, co wcześniej (i tym razem nie jest to moja wina). Nawet rada, żeby jeść chleb z masłem małymi kęsami mi się nie przyda, bo nie jem masła. A tak rwać sam chleb to chyba brak kultury i poszanowania dla jedzenia? Już po tym, jak uporałam się z książką, przeczytałam, że pani Irena studowała za granicą. I ma jakąś szkołę. Chyba dosyć znaną. I nawet prowadzi program w telewizji. I wtedy mnie olśniło. Ta pani nie może być aż tak mało błyskotliwa. Jest bardziej inteligentna, niż by się wydawało. Po prostu chce wykorzystać swoją minutkę w mediach i zarobić na tym pieniążki. Być może to nic. Być może wszyscy tak robią. Ale ja się poczułam wykorzystana i zdecydowanie nie polecam dokładać się ze swojego portfela do historii pani Ireny.
Opinia bierze udział w konkursie