- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ię jeszcze, pozdrowił Czambora skinieniem ręki. Wycofał się w mrok. Jego blade, szlachetne oblicze znikło w ciemności jak lico upiora. - Ech, wuju - rzekł Czambor sam do siebie. - Nie będzie ci dzisiaj tak miło, jak twej żonie Wenedzie, w łożnicy waszego dworskiego Arna. Tego ostatniego nie powiedział na głos. Wszyscy już pewnie wiedzieli o tym, co działo się w domu najstarszego z rodu Drużyców. Ale Czambor nie powiedziałby tego wprost, nie wygarnąłby wujowi prosto w oczy, mimo całej pychy świeżo pasowanego rycerza. Ojciec kazał mu słuchać Miłosza i wykonywać jego wolę na tej wyprawie. A z rodzicem nie warto było zadzierać. Miłosz wchodził do namiotu powoli, ostrożnie, by nie zawadzić o kobierzec, nie potknąć się o łoże z futer rzuconych na słomę. A może i dlatego, aby ostrzec coś lub kogoś, kto przyczaił się w ciemności. - Drużyca! Drużyca! - powiedział, jakby się opowiadając. Coś zaszeleściło; ktoś albo coś przebywało pod płachtą. Z kąta za stołem rozległ się szmer, szuranie. Zabłysło żółtawe światło, gdy zapalił się kaganek. Blask rósł, podniósł się, potężniał. I razem z nim z rozłożonej na skórach i słomie maty podnosiła się postać złowroga jak cień. Ogromny mężczyzna o śniadej cerze, długich, natłuszczonych wąsach. Nie człowiek, bo jego głowa była wydłużona, zwężająca się ku górze, oczy skośne i czarne, rysy dzikie. Włosy zgolone na czubku odrastały czarną szczeciną, po bokach zaplecione były w warkoczyki. Nosił gruby, brązowawy kaftan przeszywany grubą dratwą, zdobiony pozłocistymi wzorami po bokach. Miłosz wpatrywał się w niego, jakby tamten był zwierciadłem jego mrocznej i skrzywdzonej duszy. - Hungurze - powiedział. - Dobrze, że ciągle jesteś. - Ja Darkan Baatur - rzekł nieznajomy nieprzyjemnym, gardłowym głosem. - Nie obrażaj mnie, mówiąc do mnie jak do niewolnika, Lędzicu. Wypuścisz konia, możesz go jeszcze schwytać. Uronisz słowo za dużo, już go nie złapiesz. Miłosz rzucił na stół hełm i kolczugę. - Jutro rano założysz ten pancerz, oblicze skryjesz za zasłoną. Wyruszysz do walki u mojego boku, by nikt cię nie poznał. Nie odzywaj się, a zapytany pokazuj na mnie. Ja wszystko wytłumaczę i wyjaśnię. - Będzie, jak gadaliśmy, Lędzicu. - Dam ci miecz, żebyś nie zwracał uwagi. - Wszystko, co masz, należeć będzie do kagana. A dziś zabiorę tylko to. - Baatur schylił się i podniósł z ziemi skórzany worek wypchany czymś obłym i ciężkim. - Twoja ukorzona duma wymości nam drogę do Gorana. - Moja duma i moja cześć - wycharczał Miłosz. - Jutro z wypełni się wszystko co do joty. - Jeśli - Hungur potrząsnął workiem - będziesz mi służył po śmierci. Jak oni. - Postukał paluchem w skórę. - Nie trzeba mnie straszyć. Ja już jestem przeklęty. Z całym rodem, z duszą, - zawahał się - z moim ukochanym synem. Aż do dziesiątego pokolenia. Z wielkiego, królewskiego namiotu wspartego na czterech masztach wyszedł w ciepły blask porannego słońca, na obóz znaczony u góry postrzępioną linią białych i czerwonych płacht, poniżej zaś żelazem hełmów i rycerskich pancerzy, spowity łopotem chorągwi i proporców. Król był w zbroi zwanej płatami, okrytej barwioną na brązowo i czerwonawo skórą, z herbem Lendii na krótkiej jace. Na głowie zamiast hełmu miał Dębową Koronę Wedów. Królewski wojski Oldrzych już czekał przy Turmanie - wiernym koniu, wałachu białym jak mleko. Swarnijski wierzchowiec, wyniosły, o okrągłym zadzie, wielkiej głowie, tęgiej szyi i rozwianej grzywie. Okryty czaprakiem z królewskim herbem, Radaganem - złotą tamgą z mieczem w krwawym polu. Z czarno-siwym buńczukiem zwieszającym się pod szlachetnym pyskiem. Szła wiosna, konie gubiły sierść. Ziemia pod nogami pokryta była kłębkami białych włosów wyczesanych zgrzebłem. Lazar miał zamyślone, puste oblicze. Pachołek przytrzymał wodze, wojski i giermek podali strzemię, podkładając splecione ręce pod lewą nogę króla. Podnieśli go, wywindowali na grzbiet konia, osadzili w kulbace zdobionej złotymi blachami i chwostami. Król usiadł pewnie, rozparł się, choć wszystko w nim drżało; nie mógł znaleźć prawego strzemienia, dopóki nie włożył mu go na stopę giermek. Jednak gdy skinął na chorążego i trębacza, głos miał jak dzwon. - Dajcie sygnał! Poszła w górę ogromna chorągiew Starszej Lendii, rozwinęła się na wietrze, ukazując srebrny dąb stojący na zielonej górze. Wiatr złapał ją w objęcia, załopotał trzema długimi językami. Ryknęła wielka trąba królewska, aż echo poszło między namiotami. Głos podchwyciły kolejne, roznosząc hasło po całym obozowisku. Zawtórowały im głucho bębny, huczały nisko, ciężko, aż czuć było skurcz w żołądku. Król ruszył, jechał przez obóz pełen zgiełku. Płynął nad morzem zbroj
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | fantastyka, fantasy, miecz i magia |
Wydawnictwo: | Fabryka Słów |
Rok publikacji: | 2019 |
Liczba stron: | 448 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.