- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Jepa ku ojcu. - Ależ spójrz no tylko jaki piękny nasz młodszy, spojrzyj - mówiła do męża. Mężczyźni podali sobie ręce. - Zdaje się, żeś nie lenił się w podróży! - zauważył Bernadach. - Oczekiwaliśmy cię aż jutro. Ha cóż, musiałeś trafić na śnieg tam w górach, grzebień lOrri był całkiem biały dziś rano. - Śnieg taje i jeśli wiatr od strony hiszpańskiej powieje jeszcze trochę przez jutro, nie zostanie zeń ani śladu. - Tem lepiej! Nie będą tak pękały z zimna ręce przy zbiórce. Widzisz sam, plony nędzne. - Po tamtej stronie w górach Saint-Paul mają tyle oliwek, że nie wiedzą gdzie je podziać; tłocznie do prasowania oleju idą dzień i noc. Ludzie z Gavatx zbogacą się tego roku. - My zaś przyciągniemy paska. - My, ale nie on - rzekł Galderyk. - Póki tylko starczy pługów do naprawy, osłów i mułów do kucia, Jep nie będzie pościł... chyba, że dragon zostanie zmuszony do zamknięcia nieszczególnie tam idzie w kuźni! - dodał ze zjadliwym uśmiechem. - Wszędzie licho idą interesy, zastój ogólny! - burczał stary. - Zrujnują nas wszystkich tą przeklętą Republiką! Jak długo nie wystrzela się tych czerwonych, tych bandytów, głoszących podział... - Jakże możesz tak mówić ojcze! - zaprotestował Jep. - Ci, których nazywasz bandytami, są to ludzie zacni, przyjaciele ludu. Żądają prawa do pracy. Czyż to nie jest całkiem słuszne? >>Prawo do pracy<<... słowa te zabrzmiały złowrogo w uszach Bernadacha. - Cóż to znaczy u licha? Pewnie nic dobrego, jedno z owych haseł, które w dzisiejszych czasach rozbrzmiewają po wsiach, jako dalekie echa miast. Rozbrzmiewają, ale jak obce nasienie, nie mogą zapuścić korzeni w ziemię oraną po staremu. - To wszystko głupstwa! - zawyrokował Bernadach, wzruszając ramionami. - Prawo do pracy! Tylko nicponie, próżniaki i gałgany domagają się go. Jeśli ci w głowę nakładziono takich głupstw, to radzę ci zachować je dla siebie. Rozumiesz? Nastało milczenie. Przepaść ujrzał Jep pomiędzy ojcem a sobą. Bernadach spojrzawszy na lodowce Canigou, co poczynały okrywać się purpurą zachodu, rzekł: - Gadamy niepotrzebnie, a niema ani minuty do stracenia, jeśli mamy przed nocą wsypać na wóz oliwki. Dalej do pracy! Jep popatrzył chwilę na krzątających się; nikt się nim już nie zajmował... czemże dla nich był? Przechodniem na skraju drogi? Ujął kij podróżny i począł iść dalej. Aulari zawołała za nim: - Myślę, że nie zapomniałeś drogi do domu, ani godziny kolacyi. Dziś mamy coś dobrego, budyń co pozostał od uczty kiszkowej, po zarżnięciu warchlaka. Zapraszam cię. Jep czekał na słowo zachęty od ojca. Nie pojawiło się na jego ustach. - Dziękuję, ale oczekują mnie w kuźni u Malhibernów - odrzekł. - Przyjdę innym razem. I oddalił się krokiem swobodnym, postukując okutym kijem po kamieniach ścieżki. Ale myśli jego nie były tak swobodne. Serce mu się ścisnęło. Powitanie rodziny smuciło go bardzo. Jakto? ani słowa przebaczenia, ani gestu przyjaznego. Ha, trudno! widać już po wszystkiemu. Czuł dobrze, że tych ludzi nic już z nim nie łączy, łączyć nie może. I gdyby nie obawiał się zmartwić Aulari, nigdy, przenigdy, nie pokazałby się w domu nie umiał już powiedzieć... u siebie. Uraza stopniała jednak, gdy ukazały się jego oczom domy Katlaru, zasłonięte do tej pory skalistemi wzgórzami. Tłoczyły się dokoła starej dzwonnicy, u wnijścia do wąskiej kotliny, niby gardzieli, dołem której płynęła rzeczka Castellane. Rzeczy wydały mu się zaraz milsze i gościnniejsze od ludzi. Wieś mówiła doń: omszałe stare dachy i progi kamienne wychodzone stopami mieszkańców, uśmiechały się do powracającego; owocowe drzewa w sadach i klony brzeżące drogę opowieść mu snuły słonecznych dni dzieciństwa. Nawet cyprysy z za muru cmentarnego wychylające się, tego wieczora miały wyraz przyjazny. Ich sztywne, prostolinijne kolumny, rysujące się w różowym zmierzchu czarno, dopełniały wrażenia, czyniąc je silniejszem, głębszem. Posiadłość Bernadacha leżała nieco w odosobnieniu, poza wsią, po drugiej stronie correchu, który o kilka kroków dalej rzuca się z rozmachem w spokojne wody Castellanki. Miejscowość nosiła nazwę Jeantine, a tworzyła rodzaj przedmieścia. Stało tam cztery, czy pięć domów rozrzuconych wzdłuż drogi do Eus biegnącej równią. Pola pokładły się za domami, zaścielając wielki trójkąt utworzony przez zbieg dwu rzek. Miały najlepszą glebę z całego kraju. Było to alluwium, obfitujące w stare złożyszcza i wystarczało poruszyć je nieco po wierzchu, by uzyskać dwa zbiory rocznie. Jep podziwiał tę urodzajność niegdyś i porównywał z wydajnością pól sąsiednich i wyrastał już wtedy w jego sercu bunt przeciw niesprawiedliwości ojca, który nie krył się z chęcią oddania większej części ziemi starsze
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna |
Wydawnictwo: | Armoryka |
Wydawnictwo - adres: | wydawnictwo.armoryka@interia.pl , http://www.armoryka.strefa.pl/ , PL |
Rok publikacji: | 2020 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.