Bartłomiej Kowaliński zaskarbił sobie sympatię czytelników słynnym cyklem z dziennikarzem śledczym Pawłem Wolskim, serią znaną jako górska trylogia kryminalna. Tym razem autor opuścił Podhale, by odkryć przed czytelnikami nieznane oblicze Krakowa. Prowadzi czytelnika po ciemnych zakamarkach tego miasta, piwnicach i kanałach, w których czają się nie tylko szczury, ale także zło w czystej postaci.
Nie można odmówić tej powieści, że wciąga od pierwszych stron i nie puszcza do samego końca. Finał w kanałach to chyba najlepsza scena w tej powieści, chociaż odniosłam wrażenie, że jest urwana. Zabrakło mi kropki nad i, ale widocznie taki był zamiar autora, bo zapewne przygotowuje kolejne przygody nieco aroganckiego, ale perfekcyjnego Komisarza Korczuli i niezwykle zaangażowanej i przestrzegającej prawa prokurator Sadowskiej.
To co wzbudziło mój niekłamany zachwyt to mistrzowsko budowana przez autora atmosfera grozy i niepewności. Dzięki opisom mrocznych uliczek, opuszczonych budynków i makabrycznych zbrodni, moim oczom jawił się przerażający obraz. Razem z komisarzem Korczulą i prokurator Sadowską śledziłam ich trudną drogę do rozwiązania tajemnicy seryjnego mordercy, pełną trudności i emocjonalnego napięcia.
"Kajdany" to mroczny kryminał dla osób o mocnych nerwach, oferujący kilka godzin wciągającej rozrywki na bardzo dobrym poziomie.
W piwnicy jednej z kamienic na krakowskim Podgórzu znaleziono okaleczone ciało młodej kobiety. Przy zwłokach odkryto jedynie tajemniczą wiadomość, brak jednak jakichkolwiek śladów, które mogłyby naprowadzić policję na trop sprawcy. Najbardziej intrygujący element miejsca zbrodni stanowiły średniowieczne kajdany, którymi ofiarę przytwierdzono do ściany.
Zaimponował mi research, jaki autor przeprowadził przed napisaniem powieści. Dzięki temu procedury związane ze śledztwem, praca prokuratora czy wiedza z zakresu medycyny sądowej, a także informacje o sieci wodociągowej i kanalizacyjnej sprawiły, że powieść wywarła na mnie pozytywne wrażenie. Nie miałam poczucia odrealnienia czy czytania o czymś, co byłoby niemożliwe.
Mocnym punktem tej książki jest jej autentyczność. Bartłomiej Kowaliński włożył ogromny wysiłek w realistyczne ukazanie pracy śledczych. Uczestniczyłam w ich dochodzeniu, przechodząc przez kolejne etapy śledztwa, jakbym naprawdę zaglądała im przez ramię. Nie umykały mi żadne szczegóły, a dowody były wyciągane w sposób przemyślany i wiarygodny, a nie przypadkowy czy nierealny. Czasami zżymałam się na błędne decyzje czy nieudane analizy dowodów, ale jednocześnie doceniałam, że autor nie stworzył postaci wszechwiedzących nadludzi.
Moim zdaniem tytułowe kajdany mają podwójne znaczenie. Z jednej strony jest to przedmiot, który krępuje ruchy ofiary, uniemożliwiając jej ucieczkę. Z drugiej zaś to obraz psychicznej pułapki ? nękanie, które wpędza ofiarę w poczucie winy, buduje głęboką traumę, a w końcu prowadzi do działań o nieodwracalnych konsekwencjach.
"Kajdany" to solidna rozrywka na kilkanaście godzin z intrygującą zagadką i mrocznym klimatem. Gęsta atmosfera, realistyczne postacie, skomplikowane wątki i ślepe zaułki sprawiają, że napięcie utrzymuje się do ostatniej strony. Autor ukazał mi Kraków, jakiego nigdy wcześniej nie znałam - miasto śmierdzące, pełne patologii i niebezpieczeństw, zupełnie inne od tego, które znam z turystycznych przewodników. Choć całość mnie wciągnęła, to zakończenie pozostawiło pewien niedosyt. Czy miało to negatywny wpływ na mój odbiór powieści? Absolutnie nie - lubię takie zakończenia, które pozostawiają miejsce na własne domysły. Moim zdaniem autor podjął dobrą decyzję, dając mi miejsce na indywidualne interpretacje.
Opinia bierze udział w konkursie