- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.to i pszenicę. Kupki dla jęczmienia i owsa były inne - w rzędzie stawiano po dwa snopki oparte o siebie. Takich par znajdowało się w kupce zazwyczaj sześć, przy suchym zbożu nawet więcej. Ziarno zwożono do stodół i składowano w sąsiekach. Również zboże drobnych gospodarzy transportowano do stodół sąsiadów, a później wspólnie dokonywano omłotów. Na czas zwózki dokonywano prostej przeróbki zwykłych wozów na wozy drabiniaste. Były dłuższe, nie miały zatylników i pozwalały na załadunek dużej liczby snopków albo kupek siana. Umiejętnie ułożone snopki lub siano wznosiły się nieraz trzy metry ponad drabiny wozu. Z czasem drewniane koła wozów zaczęto zastępować kołami od traktorów i samochodów. O takim wozie mówiło się, że jest na gumowych kołach. Jesień była czasem wykopków ziemniaków, buraków cukrowych i pastewnych. Pod koniec września ciągnęły na pola konne zestawy dwóch lub trzech złączonych ze sobą wozów, a do ostatniego zawsze była przyczepiona kopaczka. Wozy rozstawiano tak, aby ludziom do każdego było blisko. Konie zaprzęgano do kopaczki, która szerokim lemieszem wyorywała rządek, a obracające się łopatki z zagiętych metalowych prętów wyrzucały ziemniaki na pole. Czasem, jeśli konie były narowiste, a gospodarz młody, kartofle leciały daleko. Wykopki wymagały udziału kilku, a jeśli pole było długie, nawet kilkunastu osób. Gospodarz dzielił krokami pole, tak aby każda ze zbierających osób, a były nimi głównie kobiety i dzieci, miała jednakowej długości odcinek. Te odcinki nazywano działkami, a ich granicę stanowiły wbite w ziemię gałęzie. Ziemniaki wrzucano do wiader i wiklinowych koszy. Dobrym zwyczajem było, aby zacząć zbieranie swojej działki nie od jej granicy, ale krok lub dwa wcześniej, tak aby ulżyć doli sąsiada. Robili tak wszyscy, dlatego pomijając działki skrajne, gdzie rozpoczynający zyskiwał, a kończący tracił, do zbierania była dokładnie taka sama długość pola, jaką wyznaczył gospodarz. Pełne ziemniaków wozy ściągano z pola pojedynczo i rozładowywano ręcznie specjalnymi widłami. Buraki cukrowe wrastały głęboko w ziemię, dlatego wykopywano je dwuzębnymi widłami. Następnie układano w kupki, oczyszczano z ziemi sierpami i obcinano liście. Obcięte buraki rzucano na pryzmy, ładowano ręcznie na furmanki i odwożono do punktów skupu, usytuowanych najczęściej przy stacjach kolejowych. Buraki pastewne wyrywano ręcznie, bez użycia wideł, obcinano liście i zwożono do gospodarstwa. Składowano je w piwnicach, stodołach, czasem kopcowano. Buraczane liście stanowiły paszę dla krów i koni. Robiono z nich także kiszonki. Po wykopkach bronami zgarniano wyschnięte łęty ziemniaczane i palono je na polach. Na przełomie września i października wszędzie unosiła się charakterystyczna woń dymów, a dzieci pasące krowy piekły w gorącym popiele znajdowane na polu ziemniaki. W dębowych beczkach kiszono ogórki i kapustę. Beczki były duże, aby ogórków i kapusty wystarczyło do wiosny. Główki kapusty rozcinano na kilka części, wycinano z nich głąby i szatkowano na ręcznej szatkownicy. Kapusta musiała być mocno ubita, tak, aby puściła sok. W większości używano do tego dębowych ubijaków, ale wśród przybyszów z niektórych stron Polski popularne było udeptywanie kapusty nogami. Pola orano jednoskibowym pługiem, który ciągnęła para koni. Wiele prac na roli wymagało dużej siły pociągowej, dlatego w gospodarstwach trzymano najczęściej po dwa konie. Jesienią wywożono gnój. Na polu zdejmowano z wozu zatylnik i zakrzywionymi widłami zrzucano go na małe kupki, które rozrzucano widłami bezpośrednio przed orką, aby nie zdążył przeschnąć. Z gnojem to była dziwna historia. Na wsi zawsze tak się mówiło i nie zmieniła tego nawet wprowadzana powszechnie mechanizacja. Gnój to był gnój! Wrósł w wiejski język jak jesion w ziemię i nie potrafiły wytępić go ani urzędowe, ani naukowe herbicydy. Owszem, pojawiały się ładowacze i roztrząsacze obornika, ale kiedy na wiejskiej zabawie chłopcy brali się za bary, to cedzone przez zęby ,,ty gnoju!" niosło konkretne przesłanie. Użycie w tej samej sytuacji poprawnego językowo obornika nie wchodziło w grę. Przed odejściem w niebyt w imię lingwistycznej poprawności obronił się też gnojownik. Tak nazywano miejsce do składowania gnoju. Sensownego zamiennika nie wymyślono. W naukowej literaturze obornik składowano więc na gnojowniku, chyba że jakiś szczególnie wrażliwy autor określał to miejsce w sposób opisowy. W małych gospodarstwach gnój ładowano ręcznie, odkrywając jego kolejne warstwy. Pryzma miała od metra do dwóch wysokości. Zależało to od liczby zwierząt w gospodarstwie i wielkości miejsca przeznaczonego na gnojownik. Im pryzma była wyższa, tym gnój był lepszy. Oczywiście ten na dole, bo pryzma gnoju wcal
ebook
Wydawnictwo Novae Res |
Data wydania 2015 |
z serii Kresowa opowieść |
Zabezpieczenie Znak wodny |
Produkt cyfrowy |
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść historyczna |
Wydawnictwo: | Novae Res |
Rok publikacji: | 2015 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.