- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Spis treści Karta redakcyjna Motto 1. Znikąd 2. Ku korzeniom 3. Jasiowa 4. Żołnierzyków defilada 5. Wojenne przedpiekle 6. Pod słońcem szatana 7. Koniec naszego świata 8. Powstanie. Cuda mniemane 9. Wsi (nie)spokojna, wsi (nie)wesoła 10. Z powrotem do dom(k)u. Dwukrotnie 11. Cuda anihilowane (po latach) 12. Zwodnicza sztuka uników 13. Konkluzje 14. Aneks Zdjęcia Projekt okładki: Katarzyna Wiśniewska Zdjęcie na okładce: archiwum autora Redakcja: Barbara Żebrowska Korekta: Zofia Kozik Redakcja techniczna: Teresa Ojdana Copyright (C) Wacław Sadkowski Copyright (C) Wydawnictwo Studio EMKA, Warszawa 2018 r. Fotografie wewnątrz książki pochodzą z prywatnego archiwum autora Wszelkie prawa, włącznie z prawem do reprodukcji tekstów w całości lub w części, w jakiejkolwiek formie - zastrzeżone. Wydawnictwo Studio Emka ISBN 978-83-66142-52-7 Skład i łamanie: Konwersja: eLitera Mógłbym być dzieckiem opuszczonym na grobli wybiegającej ku pełnemu Jean Arthur Rimbaud, z ,,Iluminacji", przeł. Miriam 1. ZNIKĄD O, homo fragilis, dic et scribe, que vides et audis. Hildegarda z Bingen Urodziłem się 19 maja roku 1933 w Toruniu. Rodzice moi, Monika i Józef Wacław Rola Nie, nie tak - chcę wyznać od razu na wstępie: w początku lipca roku 1997, w kilka miesięcy po sześćdziesiątej czwartej rocznicy mych urodzin, w którejś z małych miejscowości letniskowych na Mazurach, nieopodal Giżycka, dowiedziałem się od mego brata ciotecznego, Andrzeja Brzęczka, że moi rodzice nie są moimi rodzicami: jestem ich synem adoptowanym. Wiadomość ta, choć była dla mnie szokiem, nie spadła jak przysłowiowy grom z jasnego nieba. Osłupiały na zewnątrz, w myślach dokonywałem błyskawicznego przeglądu zdarzeń i sytuacji, które powinienem był przyjąć za sygnały wskazujące możliwość odkrycia innego ,,drzewa genealogicznego" mojej osoby niż to, w którego cieniu mnie wychowano i w którym pozostawałem przez sześć i pół dekady mego egzystowania. Co jakiś czas jedynie pojawiały się jakieś ostrzeżenia sugerujące pewne niejednoznaczności i nieregularności w drzewku genealogicznym, które sobie hodowałem. Dlaczego nie podejmowałem tych sygnałów? Czy dlatego tylko, że nie były dyktowane chęcią odarcia mnie ze złudzeń co do mego pochodzenia, że były życzliwe, akceptowały mnie jako członka rodziny, w której się wychowywałem? A może sam podświadomie nie chciałem zmieniać zaaplikowanej mi tożsamości rodowej? W każdym razie wiadomość uzyskana od mego kuzyna w sześćdziesiątym piątym roku mego egzystowania przez dłuższą chwilę wydawała mi się nieprawdopodobna. Nie dlatego, że uważałem taką sytuację za niemożliwą, lecz przede wszystkim dlatego, że za niewyobrażalne uznałem, iż tę prawdę poznaję ponad sześć dekad po fakcie - i to tylko wskutek czyjegoś przejęzyczenia. Z obiema rodzinami (zarówno po stronie Matki, jak i Ojca) utrzymywaliśmy bliskie i częste kontakty - odwiedzaliśmy się nawzajem, pisywaliśmy do siebie dość regularnie. Z moim informatorem zaś, starszym ode mnie o kilka lat, spędziłem część dzieciństwa na zasadzie braterskiej bliskości. Jego ojciec znalazł się w latach wojny na Zachodzie, matka (ciotka Marysia) została sama z trzema synkami w mieście, które stało się częścią Rzeszy. Przed najstarszym z nich rysowała się ponura perspektywa przymusowego wcielenia do Wehrmachtu. Żeby go przed takim poborem ustrzec, moi rodzice ściągnęli go do nas, do Warszawy, zaraz po tym, jak wybuchła wojna niemiecko-rosyjska. W pamiętny dzień 1 sierpnia 1944 roku Matka moja ze łzami w oczach wyprawiała Andrzeja na powstańczą zbiórkę; przy pierwszym spotkaniu (wiosną roku 1945) matka Andrzeja zapewniła moją Matkę, że ani przez chwilę nie miała do niej żalu, iż wyprawiła jej syna na wojnę. Był to przecież - jak się wyraziła - święty obowiązek. Andrzej był za młody na udział w bezpośredniej walce: nie dostał do ręki żadnej broni, służył jako goniec. Ale już czwartego dnia został ranny w udo rykoszetem i całą resztę Powstania przeleżał w szpitalu wojskowym nieopodal naszego domu, na Mokotowskiej. Chodziliśmy tam do niego wszyscy, na zmianę; Matka moja prześcigała się w pomysłach na ,,przysmaczki", jakie mu znosiliśmy, sami nie jedząc prawie nic oprócz kaszy (Andrzej dzielił się niektórymi ,,pyszotami" ze mną). W moich wspomnieniach o warszawskim epizodzie w kolejach życiowych Andrzeja utkwiło parę rozmów tego typu, w których chłopcy w naszym wieku wyznają sobie najskrytsze sekrety. My też powiedzieliśmy sobie wszystko, co zawierzało się drugiemu, najgłębsze tajemnice wyniesione z kilkunastoletniego życia, i co wyznaczało dalsze szlaki naszej życiowej wędrówki. Najgłębiej zapadło mi w pamięć wspólne nasłuchiwanie wieczorami - jeszcze przed Powstaniem sierpniowym - dudnienia artyleryjskiego, nasilającego się z każdym dniem i znamionującego zbliżanie się Armii Czerwonej. A później, w piwnicznym szpitaliku, daremne oczekiwanie przez kilka kolejnych sierpniowych i wrześniowych tygodni na wznowienie tego budzącego niejakie nadzieje dudnienia. Kiedy się skończyła wojna, Andrzej osiadł w Anglii. Po październiku roku 1956 mógł już przyjeżdżać do Polski i korzystał z tej możliwości nader często, niemal corocznie; ja odwiedziłem go parokrotnie w Manchesterze, gdzie osiadł i założył rodzinę oraz własną firmę. Spędziłem z nim w ciągu tych kilkudziesięciu lat wiele godzin na serii szczerych, absolutnie otwartych rozmów - a interesowało nas wszystko, co odgrywało w naszym życiu istotną rolę. I nigdy nie powiedział ani słowa o tej najistotniejszej dla mnie (a także dla naszych wzajemnych stosunków) sprawie dotyczącej mego pochodzenia. Teraz zaś, kiedy rozluźniony wczasową beztroską ,,wygadał się" przypadkiem, w rozmowie, której nikt nie mógł usłyszeć ani podsłuchać - zamilkł na chwilę. Po czym, bynajmniej niestropiony, oznajmił, że jest pewien, iż żadna z jego dwóch matek - ani ta, co go zrodziła, ani ,,ciocia-matka Monika", która wyprawiła go w dorosłe życie tak przygotowanego, by go ono nie przerosło ani nie złamało - nie miałaby mu tej niezamierzonej niedyskrecji za złe. Nigdy bowiem świadomie nie złamał danego tej drugiej matce słowa, że nikomu nie piśnie słówka o mojej osobliwej genealogii. Nigdy też z nikim znającym prawdę o mnie nie wdał się w żadne na ten temat pogawędki. Uściskaliśmy się wtedy może i najserdeczniej w całym naszym obfitującym we wzruszające chwile życiu. Opowiedział mi jeszcze, że Matka moja zwierzyła mu się z tej tajemnicy przy pierwszych jego powojennych odwiedzinach w Polsce i że od tamtego z nim spotkania nie wracali do tej sprawy prawie nigdy. Dopiero na jakiś rok przed swą śmiercią, kiedy czuła już jej zbliżanie się, powtórzyła swą prośbę o zachowanie w tajemnicy tego wyznania, które mu przed laty powierzyła - i oczywiście nie spytała, czy kiedykolwiek naruszył nałożone nań zobowiązanie. Doszliśmy też obaj do zgodnego wniosku, że równie dyskretny pozostał aż do swej śmierci (zmarł o ponad dwadzieścia lat wcześniej od Matki) mój Ojciec. Nigdy także ze strony krewnych czy powinowatych po linii ojcowskiej nie spotkałem się z najmniejszymi przejawami niedyskrecji czy też dystansowania się ode mnie. Nazajutrz po tej rozmowie z Andrzejem pojechałem do Warszawy na grób rodziców, by złożyć im hołd dający wyraz mej najgłębszej wdzięczności za to, iż byli tak wspaniali i szlachetni i że wprowadzili mnie do swych rodzin tak idealnie czystych w swym stosunku do bliźnich. Teraz zaś całej Rodzinie - tej, w którą wszedłem (a mówiąc ściślej: w którą zostałem wprowadzony), a także tej, z której wywiodła mnie moja biologiczna rodzicielka - najszczerzej dziękuję za nadanie memu życiu tak cudownego dla mnie toku. Mnie zaś pozostało prześledzenie w niniejszym tekście mych zachowań wobec docierających do mnie, niejako zewnętrznych sygnałów mego rzeczywistego pochodzenia. Podejrzewam bowiem, że chwilami podświadomie się przed nimi broniłem. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | biografie, wspomnienia, wspomnienia |
Wydawnictwo: | Studio Emka |
Rok publikacji: | 2020 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.