- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.się śni aż do twojego powrotu. Żebyś tylko wrócił bezpiecznie. * * * Jest już jesień. Zanim trafiłam do szpitala, szłam ulicą, liście kruszyły mi się pod stopami. Założyłam te białe trampki, które kupiłeś mi kiedyś w GS-ie, gdy jechaliśmy na wieś, do twoich rodziców. Pamiętasz? Ja tak. Śmialiśmy się, że w wiejskim sklepie kupiłeś mi buty marzeń, bo zawsze chciałam mieć białe trampki. Takie prawdziwe, ze sznurówkami, nad kostkę. Kiedyś nawet podobne widziałam w sklepie, ale nigdy nie były białe. Zawsze granatowe. Moja mama powtarzała mi, że białe są niepraktyczne, bo się brudzą. Pomyślałam wtedy, że granatowe brudzą się tak samo, tylko tego nie widać. Nic jednak nie powiedziałam, obraziłaby się. Po co obrażać matkę? Tobie jednak powiedziałam. Śmiałeś się. I ja też. Uwielbiam się z tobą śmiać. Po tym spacerze też się śmiałam. Miałam powód - mama miała rację. Może i brudzą się tak samo, ale jednak białe bardziej. Tak to teraz widzę, bo moje trampki po spacerze stały się szare i nie bardzo potrafię je doprać. Próbowałam już nawet proszku Cypisek, który podobno wypierze wszystko. Plamy spiera, ale całość pozostała szara. Szłam ulicą, liście skrzypiały. Zbierałam kasztany. Lubię ich dotykać. Okrągła gładkość. Jakbym miała w kieszeni atłas. Ten moment, gdy kasztany wysychają i marszczy się ich skóra, jest przykry, czuję, jakby opuszczał mnie przyjaciel. W takich chwilach uświadamiam sobie, że czas nie pyta o naszą wolę. Ucieka gdzieś daleko, poza zasięg wzroku. Leci. Mój czas frunie gdzieś wysoko, ponad górami, ponad Lhotse, gdzie moja wyobraźnia nie sięga. Mój czas przemija bez ciebie. Tęsknię tak bardzo, że poprosiłam mamę, by przyniosła mi do szpitala nazbierane kilka dni temu kasztany. Dzisiaj rozłupywałam je pożądliwie, w pośpiechu wyjmowałam z kolczastych łupin, aż do poranienia palców. Trzymałam je potem, ściskałam w obu dłoniach po trzy, ledwo się mieściły, i wyobrażałam sobie, że stoję pod tym drzewem, gdzie je zbierałam. I tęskniłam. Nie mam pojęcia dlaczego kasztany. Może dlatego, że one po prostu były obok mnie. A ciebie nie ma. Jesteś zachłanny. Jest w tym zachwyt i zniewolenie. I smutek, i moja nienawiść. Gdy jesteś, żarłocznie obchodzisz się z moim ciałem, to cudowne uczucie. Tym większa moja tęsknota. Zniewoliłeś mnie w dniu, w którym nie wyszedłeś z kawiarni. W którym zwolniłeś stolik, byśmy miały gdzie usiąść. W którym zostałeś, dla mnie już na zawsze. Smutno mi tak bardzo, że wypisuję do ciebie te dziwaczne listy, których nigdy nie wyślę. Osobliwy ten mój pamiętnik. Myślę czasem, że powinnam nienawidzić gór, ale nie mogę, skoro ty je kochasz. Boli mnie jednak czasami myśl, której nie mam odwagi wyrazić głośno. Kto jest twoją namiętnością? Góry czy ja? * * * Znów dzisiaj przyszła Monika. Ponownie elegancka, w białej bluzce ze stójką wykończoną falbanką. I z bufiastymi rękawami. Wyglądała jak księżniczka. Zawsze miała wszystko. Dawniej tego nie widziałam, dziecka nie interesuje przynależność partyjna. Ale to dzięki temu jej dom był zamożny, a ona taka śliczna. Jej ubrania pachniały, koszulki na wuef pozostawały białe przez cały rok, choć wszystkie pozostałe w okolicach listopada stawały się szare. To dzięki temu częstowała czasem czekoladą i miała pachnące gumki do ścierania. Wtedy nie szukałam przyczyn i nie zazdrościłam. Monika dzieliła się ze wszystkimi. Dziś też nie szukam przyczyn, po co. Przyszła to jest. Cieszę się, że nie jestem tu sama, skazana jedynie na towarzystwo dwóch innych ciężarnych. Z których jedna cały czas płacze, a druga chrapie w nocy jak nadjeżdżająca lokomotywa. Monika przyniosła mi pomarańczę. Nie zapomniała o nożyku i talerzu. Obiera ją teraz, a ja czuję, że żołądek ucieka mi przez dziurki od nosa. Nie pamiętam, kiedy ostatnio jadłam pomarańczę. Nawet kubańską, taką jak ta. Dzieli na cząstki, mam ochotę pochłonąć wszystko, całość, natychmiast, wessać wszystkimi porami skóry. Jestem głodna na pomarańczę. Monika uśmiecha się, równo układa wszystkie kawałki na talerzyku, podaje mi. Biorę jeden i z żalem patrzę, jak Monika podsuwa talerzyk moim współcierpiącym. Płaczącej i chrapiącej. Biorą po jednym, potem Monika, znowu moja kolej. Nie mam ochoty się dzielić. Chcę zjeść wszystko, wylizać talerzyk z każdej kropli soku. Wyobrażasz sobie? Chciałam przygarnąć pomarańczę tylko dla siebie. Łatwiej mi myśleć, że to nie ja, to dziecko. - Zjedz wszystko - mówi Monika, jakby słyszała moje myśli. - Dziecko potrzebuje witamin. Jem. Hamuję się, by nie żreć. Z cichym westchnieniem odstawiam pusty talerzyk. Dobrze, że to już koniec pomarańczy. Gotowa byłabym zjeść więcej, dużo więcej, razem z talerzykiem. W podstawówce nie prz
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | Skarpa Warszawska |
Rok publikacji: | 2020 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.