- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.Ludwik Halevy Małżeństwo z miłości I INNE OPOWIADANIA przełożyła Zofia Grabowska Armoryka Sandomierz Projekt okładki: Juliusz Susak Tekst wg edycji: Ludwik Halevy Nowelle Warszawa 1883 Zachowano oryginalną pisownię. (C) Wydawnictwo Armoryka Wydawnictwo Armoryka ul. Krucza 16 27-600 Sandomierz ISBN 978-83-7639-126-7 MAŁŻEŃSTWO Z MIŁOŚCI On, codzień rano i wieczór zapisywał w notatniku, bez frazesów, stylem telegraficznym, króciuchny program i buletyn dnia bieżącego. Zaczął te notaty 3-go października 1869 r. w następujących słowach: Zostałem mianowany podporucznikiem w 21-wszym pułku strzelców. 31-go grudnia chował zwykle do szuflady notatnik z roku ubiegłego, rozpoczynał zaś nowy, na rok bieżący. Ona, będąc panną, pisała dziennik swego życia, staranniej i obszerniej, w błękitnych safianowych książeczkach szczelnie na klucz zamykanych. Dnia 17-go maja 1876 r, zaczęła dziennik ten od słów: Włożę dziś pierwszy raz długą suknię. Wszedłszy zamąż 17-go sierpnia 1879 r. zaprzestała pisać w tych błękitnych książeczkach, lecz w głębi skrytej szufladki zachowywała je na pamiątkę przeciągu czasu od maja 1876 r. do sierpnia 1879; to jest od włożenia pierwszej długiej sukni, do dnia ślubu. On się także ożenił 17-go sierpnia 1879 r.; ale nie zaprzestał codziennych notat. W szufladzie od biurka miał więc trzynaście notatników, w których spisywał wypadki swego życia, dzień po dniu i bardzo dokładnie, chociaż w suchej formie. Od czasu do czasu, brał z nich który, na traf, do przejrzenia. Otwierał i czytał piętnaście lub dwadzieścia stronnic, aby uprzytomnić sobie przeszłość, zestawiając to co było z tem co jest. Otóż, 1-go czerwca 1881 r., dawniejszy skromny podporucznik z r. 1869, a dziś kapitan i szwadronista, - siedział około 10-tej godziny wieczór, sam jeden w gabinecie swoim, przy biurku. Zanurzywszy głowę w rękach, usiłował przypomnieć sobie, czy to na wiosnę r. 1878 czy też 1879 roku wydrukował w Buletynie stowarzyszenia oficerów, artykuł o nowej organizacyi pociągów przewozowych austryacko-węgierskiej kampanii. Przyszło mu na myśl, że pewno znajdzie żądaną datę w swych notatnikach. Otworzył szufladę i szczególnym wypadkiem odrazu natrafił na r. 1879. Przeglądał jakiś czas książeczkę, przerzucał stronnice - naraz, zatrzymał się i uważnie choć z uśmiechem przeczytał jakiś ustęp. Wstał, odsunął się od biurka, usiadł w wielkim fotelu i czytał dalej, wcale już niemyśląc o nowej organizacyi pociągów przewozowych w austro węgierskiej kampanii. Snać dawne wspomnienia rozbudzały się w jego sercu, wywołując zarazem i lekkie uśmiechy na usta i trochę rozrzewnienia w oczach. Trzy czy cztery razy ten kapitan kawaleryi musiał nawet powstrzymywać końcem palca mały, maleńki zaród łzy. Kiedy tak był pogrążony w czytaniu, uchylono ostrożnie jedną z portyer i prześliczna jasna główka ukazała się w tej ramie ze starych gobelinów. Co on tam robi w tym dużym fotelu. Czyżby spał? Wygnał ją bez miłosierdzia przed pół godziną, żeby pracować, bo mu zawadza, sprawia roztargnienie i odrywa myśl od pracy. Maleńka ta blondynka, gibka i szczupła, w długich fałdach penioaru z białego muślinu, wsunęła się z wielka ostrożnością do pokoju, zrobiła trzy czy cztery kroki na końcach paluszków i przechyliła się trochę na Nie ś a to z uwagą, bo nic nie usłyszał i nie poruszył się... Jest w swojem prawie, czytanie to także praca. Wstrzymując oddech, posuwała się ku fotelowi, a idąc, zadawała sobie pewne pytanie. Jeszcze była trochę dziecinna; miała bowiem lat dwadzieścia jeden i była bardzo Wytłomaczymy ją w tych kilku słowach, wracamy do pytania, jakie sobie zadawała. - Gdzie go pocałuję? w czoł w czy wszędzie po trosze?... gdzie natrafię? Była coraz bliż już końcem paluszków dotykała się prawie włosów kapitana i miała sobie śmiało postanowić, że wszędzie gdzie natrafi, gdy naraz, strasznie zbladł Na rozwartych stronicach przeczytała, co następuje: DEFILADA Świat byłby rozkoszną rzeczą, gdyby się nim można bawić jakby na widowisku, po cichu, w kąciku, siedząc wygodnie w Ale czy to możebne? Jesteśmy na łasce natrętów, gadułów i głupców, których imię - legion. Stajemy się ich rzeczą, ich pastwą... ci nędznicy nie dają nam swobodnie przyglądać się komedyjkom rozgrywającym się ostrożnie w salonach. Wczoraj wieczór zaznałem jednak rzadkiej uciechy, jaką jest samotność wśród tłumu. Po wielu zręcznych wybiegach, udało mi się wsunąć we framugę drzwi, gdzie prawie całkiem ukryty za ciężką portyerą z atłasu broszowanego, rozkosznie przepędziłem godzinę czasu. Gospodarz i gospodyni domu, stali o kilka kroków odemnie, przyjmując gości u drzwi; ja zaś z mego ukrycia, przyglądałem się defiladzie. Ach, czemużem nie miał książeczki do notat i ołówka, żeby tak pisać z natury, jak malarze rysują. Ileż-to rzeczy byłoby do pochwycenia, w locie niejako, które później rozwiewają się i nikną na zawsze! Co ciekawych fizyonomij! Jakie rozmaite postawy! Wszystko to warte być odszkicowane żywcem. W Gavarniego dziele brakuje seryi, któraby miał tytuł: Petites entrées dans un grand salon. Mężowie zwłaszcza są Kawaler łatwo sobie odda głęboki ukł uściśnie z lekka rękę... poczem zginie w tłumie i koniec. - Ale dla mężów nie jestto tak prostą sprawą... Pani pierwsza potulnie iść musi za nią. Głową stowarzyszenia nie jest on lecz ona. Wczoraj wieczór zwracałem uwagę wyłącznie na mężó sprawiali mi Co też to odmian w tym gatunku! Jest mąż odważ wie, że jego żona brzydka, okropnie NAUCZYCIEL TAŃCA Pewnego dnia byłem na obiedzie u dobrych znajomych; wieczorem zapytała mię gospodyni: - Często pan bywasz w operze? - Bardzo często. - I za kulisami? - Za kulisami także. - W takim razie mógłbyś mi pan oddać przysługę. Pomiędzy baletnikami jest pan Morin, podobno bardzo zacny i przyzwoity człowiek. Jest to nauczyciel tańca małych de B., doskonale daje lekcye, więc chętniebym go wzięła dla moich córeczek. Bądź pan łaskaw zapytać się, czy przychodziłby dwa razy na tydzień? Podjąłem się z przyjemnością tej drażliwej misyi. Nazajutrz, 17-go lutego 1881 roku, około dziesiątej wieczór przyszedłem do teatru, by wyszukać pana Morin. Grano Proroka; właśnie zaczął się akt trzeci i anabaptyści śpiewali na scenie z dzikiem uniesieniem: Krwi! Niechaj Judasz ginie! Krwi! Tańczmy na ich grobie! Krwi! Jeszcze tej hekatomby Bóg od nas wymaga! Trzymali oni wzniesione topory nad głowami gromady nieszczęśliwych więźni: baronów, biskupów, mnichów i wielkich dam. Za kulisami, baletniczki przybrane w łyżwy, czekały chwili, gdy im wypadnie, lekko jak sylfidy, ślizgać się po lodzie. Poprosiłem grzecznie jednę z tych młodych westalek, żeby mi wskazała pana Morin. - Morina niema pomiędzy łyż jest na o ubrany za biskupa. Widzisz pan tego biskupa, którego tak szarpią i popychają?..... On tu zaraz przyjdzie. Istotnie, jeden z dowódców anabaptystów zawyrokował, że należy oszczędzać tę szlachtę i tych księży, którzy mogą dać okup za siebie. Morin pozostał więc przy życiu, a ja miałem zaszczyt być mu przedstawionym przez małą westalkę. Była to szanowna postać z długą siwą brodą, w pięknej fioletowej szacie, z dużym krzyżem pasterskim. Podczas gdy przyprowadzał nieco do porządku swój kostium mocno nadwerężony przez tych opętanych anabaptystów, zapytałem, czy zechce dawać lekcye dwom panienkom z wysokiej sfery. Pobożny biskup skwapliwie przystał, żądając dziesięciu franków za godzinę. AMBASADOR CHIŃSKI W pierwszych miesiącach 1870 r. anglicy i francuzi, przebywający w pewnej miejscowości w Chinach, zostali zamordowani. Zażądano zadość uczynienia. - Jego ekscelencya Tszong-Ken, opiekun następcy tronu, wice-prezes ministeryum wojny, został wysłany do Europy, w charakterze nadzwyczajnego posła, przy dworach angielskim i francuzkim Niedawno Tszong-Ken ogłosił w Pekinie ciekawe sprawozdanie ze swojej podróży. Jeden z moich przyjaciół, przebywający w Szangai i posiadający doskonale język chiński, przystał mi jak najdokładniejsze tłómaczenie wyjątku z książki Tszong-Ken.
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, opowiadania |
Wydawnictwo: | Armoryka |
Wydawnictwo - adres: | wydawnictwo.armoryka@interia.pl , http://www.armoryka.strefa.pl/ , PL |
Rok publikacji: | 2020 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.