- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.k z nut, po francusku ekspedite, gębę rozdziawiałem, jak cielę na kościelne wrota! Taki Miętus, taki prosty parobek, panie dobrodziejski! A lady Kaśka, powiadam panu, dama, prawdziwa dama! Gęsi, panie tego, u mnie pasała, a omal nie pocałowałem jej w rękę! Poszliśmy na kolację, postawił białego, postawiłem i ja po staremu jedną i drugą kapkę, trudno, bydło u mnie pasał, a ja, panie tego, z postę Józio uśmiechnął się jakoś dziwnie, szlachcic naraz zrobił srogą minę, wziął z pudełka garść papierosów i rzekł z głęboką, szczerą goryczą: -- Ale za tę konfidencję srogo zapłaciłem! Wyobraź pan sobie, co mi ten cham zaproponował, gdyśmy już nieco podchmielili. Józio podniósł na niego zaciekawione oczy. -- A to, ni mniej -- ni więcej, tylko, że mi daje posadę u siebie, w Ameryce! Posadę dyrektora stajni! Powiada, szlachta polska zna się na koniach! Uważa pan! Ja dyrektorem stajni jaśnie wielmożnego Miętusa, ja!... Józio zaczął się śmiać. Szlachcic zerwał się z kanapki, ujął go za klapę i wzburzony zakrzyczał: -- Pan jesteś Józef Pełka, syn pana Ambrożego Pełki z Wolicy? -- No, tak, a w dodatku pomocnik kasjera i parob -- ironizował. -- Więc pytam się, coby pan odpowiedział takiemu chamowi, co?... -- Pocałowałbym go w rękę i błagał, żeby mnie wziął choćby za Byle tylko pojechać daleko, jak najdalej i jak najprędzej! -- wybuchnął niespodzianie. Szlachcic poczerwieniał, nabrał nową garść papierosów i, otwierając drzwi, rzekł, ledwie już dysząc z wściekłości: -- To pocałujże go pan w nos! Tfy, z taką szlachtą. Ale Józio nie słyszał, ni nawet zauważył jego wyjścia, ogarnięty nagle zbudzoną tęsknicą ucieczki gdzieś, w świat Siedział nad papierami, jak martwy, patrzył w mrok rozdrgany, opadający śniegiem, i olśnioną duszą unosił się na skrzydłach tęsknoty, leciał cichemi miotami błyskawic coraz dalej, na wszystkie lądy, na wszystkie morza, w nieskończoność! -- Jesteś! Znowu jesteś! -- jęknął naraz, zrywając się jakby do ucieczki, zakręcił się po pokoju, bezwiednie ubrał się w palto, włożył czapkę i padł na kanapę, zmożony bolesną męką marzenia. Pociągi przelatywały z hukiem, aż dygotały ściany i brzęczały okna, mrok wsączał się do pokoju, mrok szary, posępny i przejmujący zimnem, a Józio wciąż leżał, marząc bezładnie o krajach dalekich, o morzach, nieobjętych wzrokiem, o miastach wspaniałych i cudach niewypowiedzianych. -- Wyszedł ekspres! -- zbudził go jakiś głos i trzask zamykanych drzwi. Z największą przykrością znowu otworzył kasę i, jak zwykle, wyjrzał na olbrzymią halę. Była najzupełniej pusta, tylko przed wagą piętrzył się stos czarnych, płaskich skrzynek, okutych mosiądzem na kantach. -- Dokąd idą? -- rzucił wagowemu. -- Jeszcze niewiadomo. Ale to jakieś zamorskie, pewnie z Ameryki. Wyszedł, aby się im zbliska przyjrzeć, i z jakiemś dziwnem wzruszeniem odczytywał na nich nazwy miast dalekich. -- New York! Vancouver, Hong-Kong. To kufry okrętowe, przejechały z pół świata! -- tłumaczył wagowemu. -- Idą na sam spód i muszą być ściśle upakowane, żeby się w drodze nie przesuwały. Vancouver -- Hong-Kong! -- powtarzał z czułością jakby te wyśnione, czarodziejskie słowa. -- Kob? Hong-Kong! -- myślał, powróciwszy na swoje miejsce przed kasowe okienko, i poił się samym wdziękiem nazw, i kołysał w rozmarzeniu, gdy wysunęły się ku niemu jakieś nieznane ręce w szarych rękawiczkach i za szybami zamajaczyła twarda, wygolona twarz Amerykanina. Podawał bilety do stemplowania, żądając przytem jakiejś informacji. Józio bardzo uprzejmie odpowiedział mu po angielsku. -- Jestem Polak, nie potrzebuje pan sobie wykręcać języka! -- przerwał mu szorstko. Na szczęście, wagowy zawołał bocznem okienkiem. -- Nizza! Sześć miejsc! Dziewięćset pięćdziesiąt ośm! Józio obliczył i wymówił jakąś cyfrę bardzo zmatowanym głosem. Amerykanin zapłacił, a zgarniając resztę, niedbale odsunął rubla. -- Upewniam pana, że zupełnie dobry! -- To dla pana. -- Nie jestem tragarzem i napiwków nie biorę! -- syknął głęboko obrażony. -- Djabli wiedzą, kto u was bierze lub -- Niech pan uważa i daje tam, gdzie się po to wyciągają ręce. -- A któż u was nie wyciąga ręki! -- zaśmiał się ironicznie. Józio wytknął głowę przez okienko i krzyknął wzburzony to tragarza: -- Michał! ten pan zostawił dla was rubla. Amerykanin zawrócił i, wyciągając do niego rękę, rzekł bardzo serdecznie: -- Przepraszam pana, nie wiedział Nie chciałem pana obrazić... Józio chętnie dał się przeprosić, Amerykanin wydał mu się tak miłym człowiekiem, że rozmawiał z nim z przyjemnością, prosząc go wkońcu o adres. -- Wybiera się pan do Ameryki? -- Marzę o tem od wielu, wielu lat. Może nawet wkrótce wyjadę... -- D
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, klasyka |
Wydawnictwo: | Avia Artis |
Rok publikacji: | 2021 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.