Sądzę, że temat toksycznych relacji dość często przewija się w rozmowach o książkach młodzieżowych. Coraz częściej można natrafić na powieści, które w pewnym sensie romantyzują syndrom sztokholmski. Pokazują, że choć główna bohaterka jest źle traktowana i mieszana z błotem przez swoją ?miłość?, to tak naprawdę nic złego, bo przecież obiekt jej westchnień jest bogaty, przystojny i robi wszystko tylko dlatego, że zżera go zazdrość. Chyba każdy z nas zna ten typ literatury. W obliczu tego szaleństwa jeszcze bardziej doceniam książkę Holly Bourne. Nie wszystko mi się w niej podobało, ale autorka dostaje ode mnie ogromnego plusa za to, że (co jest dość smutne) w pewnym sensie wyszła przed szereg.
Amelie, główna bohaterka książki, zabiera nas w kolejne miejsca, w których płakała przez swojego chłopaka Reese?a. W ten sposób chce zrozumieć samą siebie i znaleźć moment, w którym coś w ich relacji poszło nie tak. Czy jej związek od początku był toksyczny? Czy złe traktowanie Reese?a było jej winą? Wie, że dowie się tego tylko wtedy, gdy podąży szlakiem łez.
Gdy zaczęłam czytać tę książkę, pomyślałam o ?It Ends with Us? Colleen Hoover. Tam też był poruszony wątek miłości, która wyniszcza. Nie spodziewałam się, że Hooly Bourne pójdzie śladami Hoover, w końcu jej książka traktuje o nastolatkach i to właśnie do tej grupy odbiorców jest skierowana. Jednakże troszeczkę zawiodłam się na tym, że autorka prawie wszystko, co powinniśmy wiedzieć, podaje nam od razu w pierwszym rozdziale. Zabieg z mapą pamięci był czymś ciekawym, ale moim zdaniem zadziałał na niekorzyść książki. Przez niego nie dostałam zwrotu akcji, który mógłby uatrakcyjnić tę pozycję. To chyba główny zarzut, który mam do ?Miejsc, w których płakałam?. Na wszystkie inne potknięcia autorki jestem w stanie przymknąć oko, bo poniekąd wynikają one z ?mapy pamięci?. Poza tym wątek toksycznego związku wyszedł Bourne znakomicie. Czytając perspektywę Amelie, bez trudu wczułam się w jej ból i rozgoryczenie. Być może nie do końca zrozumiałam, dlaczego główna bohaterka zaufała Reese?owi, bo od początku był on chodzącą czerwoną flagą, ale później, gdy Amelie próbowała odciąć się od chłopaka, jej emocje były dla mnie niemal namacalne. Czasami aż tak bardzo, że musiałam na moment przerwać lekturę. Do tego Bourne pokazała wszystkie aspekty toksycznej relacji bez żadnych filtrów i lukru. Myślę, że tego brakowało w literaturze młodzieżowej.
Opinia bierze udział w konkursie