- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.ogo innego, to nie była żadna z tych krów, które znałem, a znałem ich naprawdę dużo, dziesiątki. Była biała, brudna, cała zdrętwiała, zasapana. Porykiwała. Na mój widok chciała wstać, ale udało mi się ją uspokoić, położyłem rękę tuż obok bolącego miejsca. Nacisnąłem, gdzie trzeba. Na zewnątrz wystawały nogi cielaka, były zesztywniałe. Skóra rozdartego wora zwisała bezwładnie. Za późno. Zacząłem ciągnąć go za nogi, jak ogłuszony (głuchy na głos matki, który wciąż dał się słyszeć), z całej mocy, z siłą ośmio- czy dziewięcioletniego dzieciaka, sam już nie wiem, chciałem wydobyć z niej to martwe cielę. Było potężne, ciężkie, przerośnięte, z wielkim zadem, wystawowe. Ramiona miałem śliskie od krwi, błota i miazgi z rozmiękłych liści. Nie udało mi się go wyjąć. Chciałem gdzieś pobiec, żeby komuś powiedzieć, co się stało, ale nie, nie byłem pewien, czy dobrze z nią postąpiłem. Nikomu nic nie powiedziałem, znów usłyszałem moje imię w nawoływaniu matki, bałem się, że na mnie nakrzyczy. Nie od razu wróciłem do gospodarstwa, chciałem rozrzedzić emocje, miałem gęsią skórkę na całym ciele. Mogłem zakosić wspomagacz do wycieleń, ale nie wiedziałem, jak się tego używa i jak dam radę przenieść to ogromne coś, większe ode mnie, nie, to było niemożliwe. Zastanawiałem się, szedłem powoli. Mama wyglądała na zniecierpliwioną, bo w lesie ubrudziłem ubranie. Uklękła przy mnie i mówiła nie, nie będę ci robić wymówek, lubię, kiedy się bawisz w lesie, ale uważaj, proszę, nie dam rady wysuszyć bielizny w tych warunkach. Te warunki oznaczały w ustach matki mżawkę, mgłę, pogodę taką, jaka zawsze była tam, w naszym gospodarstwie, na końcu oznaczały wilgoć, deszcz, mgłę lub śnieg, a nawet deszcz, mgłę i śnieg, połączone w jedno przez wiatr, oznaczały mgłę całą ze śniegu, przez zawieję, ale oznaczały też cały ten czas potrzebny na pranie, sprzątanie i tak dalej. Ciągle powtarzała nawet nie wiecie, ile to zajmuje czasu, a już znowu jest pora dojenia, Axel, ojciec potrzebuje pomocy w stodole, a ty chodź tu, pomóż mi, proszę, z tym koszem. Chwytałem za jeden uchwyt kosza, matka za drugi i szliśmy na strych. Nikt nigdy nie wspominał o krowie, która przyszła się ocielić, i umrzeć, zgnić wśród leśnego robactwa, tu, u nas. Dobrze wiem, jak szybko taki wielki zdechlak zaczyna śmierdzieć, a jednak nikt nic nie powiedział. Ja też nie. A może sobie to wszystko wymyśliłem, żeby mieć usprawiedliwienie i się wytłumaczyć z brudnych ubrań i emocji - sam przed sobą. Zastanawiam się, czy sztuczne jezioro, obecne w całym moim dzieciństwie, wyrzucało na powierzchnię te ciała, a raczej to, co z nich zostało. We mnie pozostało wspomnienie walki z krwią, z błotem, ze zwiędłymi liśćmi, którymi się potem, płacząc, wycierałem i którymi czyściłem nos. Dużo płakałem, kiedy byłem mały, płakałem często i sam nie wiedziałem z jakiego powodu. Rozpłakałam się też po operacji, kiedy pierwszą rzeczą, jaką poczułam, zaraz po przebudzeniu, był ból, wylewający się z mojej zupełnie nowej, jeszcze niezagojonej pochwy, ból tak silny, że wydawał się sięgać aż do brzucha mojej matki. Byłam oszołomiona, pod wpływem morfiny, głowę miałam pełną wspomnień, które przetaczały się bez ładu i składu. Na wyciągniętych ramionach trzymałam ciężkie cielsko martwego cielaka. Otwierałam oczy, zamykałam, a tam płód, leciutki, drobny, na moich małych rączkach chłopca przerażonego maleństwem, tym niedokończonym niemowlakiem, cieknącą krwią, wizją kałuży cieczy, która miała jeszcze wypłynąć, krzykiem ojca, który mówił puść to, naciskając z całej siły matce na miednicę, myśląc, że tak po prostu zatamuje krwotok. Matka odpuściła, była wycieńczona. Mieszkaliśmy za daleko od szpitala, mój brat chciał dzwonić po straż pożarną, ale matka powiedziała zostaw, przecież wiem, co robić, to nie pierwszy raz, zresztą za bardzo wieje. Po morfinie, w bólu, który tak słabo łagodziła, miałam wizję - oba ciała, żywe, wielkie cielę i mój braciszek, mój mały fioletowy płodek, pływają w jeziorze. Cielak, ponieważ był za wielki, utonął. A koniuszek braciszka, siostrzyczki, kołysał się jakby niesiony jakimiś podwodnymi gestami nurków, w moim delirium zbliżałam do niego rękę, dotknęłam uniesionego ramienia, drobnej, zsiniałej na wierzchu nóżki, delikatnego kościstego barku przypominającego kawałek dryfującego drewna. Nigdy nie będę miała dzieci, to zawsze powtarzał mi brat, jeśli to zrobisz, nigdy nie będziesz miała dzieci. I właśnie to zrobiłam, tak, zrobiłam, no i trudno, i dobrze, tym lepiej, bo nie będę musiała mieć dzieci, martwych dzieci. Błękit wód i błękit drzew to nie ten sam błękit. Ale w cieniu jeziora nie sposób ich od si
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść psychologiczna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | Format-AB |
Rok publikacji: | 2018 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.