- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.braźni obrazie przedstawiającym wciąż czegoś żądające dzieci i ich niby to surowe, ale na końcu zawsze ustępujące matki, jak idą ulicami prowadzącymi do parków, parków z ogromnymi, roztapiającymi się porcjami czekoladowych, truskawkowych i waniliowych lodów, z rozszczekanymi yorkami, których wyfiokowane właścicielki raz po raz szarpią za smycze, ze sprzedawcami szeleszczących balonów z helem ozdobionych wizerunkami Myszki Miki i Kubusia Puchatka. Chciałam narysować także siebie na tym obrazie pełnym waty cukrowej i płaczących niemowląt, niewzruszenie kołysanych przez matki pełne bezwarunkowej miłości do tych zasmarkanych, rozdzierających swoim krzykiem sobotnie popołudnie istot. Ale mnie tam nie było. Ten obraz wisiał bardzo wysoko na ścianie na starym zardzewiałym gwoździu, kuszący i nieosiągalny. Malowałam marzeniami swoją czułą i zawsze kochającą mamę, malowałam ją i uśmiechniętą, i rozgniewaną, i pogodną, i zmęczoną, i karcącą, i kojącą. Moją mamę. Tworzyłam tę mamę w swojej kruchej siedmioletniej wyobraźni i nigdy nie udawało mi się zrozumieć, jak matka może tak bezapelacyjnie i bezwarunkowo kochać swoje dziecko tylko dlatego, że istnieje. Moja mama też istnieje. Tak, istnieje. Z całą pewnością gdzieś istnieje, w jakimś cudzym obrazie, który ktoś ostrożnie zdejmuje ze ściany i wszystkie przedstawione na nim dzieci, lody, długowłose yorki, balony, matki i waty cukrowe ożywają. W każde sobotnie popołudnie. Albo prawie w każde. Ale mama, moja mama wbrew swojej bezapelacyjnej i bezwarunkowej miłości usunęła mnie z tej akwareli. Stało się to w dniu, w którym obce ręce wydarły mnie z jej brzucha, a ona w tej samej chwili wydarła swoją miłość do mnie. I odeszła. A ja zostałam tam, w szpitalnym plastikowym łóżeczku, rozdzierając swoimi ledwie otwartymi do życia płucami sterylną szpitalną ciszę, boleśnie wdychając samotność, kładącą się właśnie wtedy piętnem na moim istnieniu, boleśnie wdychając niewiedzę na temat tej bezapelacyjnie i bezwarunkowo kochającej swoje dziecko matki, która odeszła w dniu, w którym się pojawiłam. Która stopiła się jak lody w upalny letni dzień. I wtedy zaczęłam wymyślać swoje życie z nią. 02 Moje pierwsze świadome wspomnienie: siedzę na podłodze w niezbyt dużym, mrocznym pokoju, pachnie jednocześnie kurzem i pleśnią, naokoło mnie dzieci mniej więcej w tym samym wieku i nieco starsze kotłują się, popychają i krzyczą; posuwając się na czworakach docieram do kąta i zwijam się tam jak ślimak, przyciskając podbródek do kolan. Zamykam oczy i wyobrażam sobie, że znikam, że staję się niewidzialna i obserwuję cały ten zgiełk, nie będąc widziana przez innych. Miałam może trzy albo cztery lata. W tym momencie zapragnęłam dla siebie czegoś, z czego nieuchronności i wagi nie zdawałam sobie sprawy. Później miałam sama się oskarżać i szukać w sobie winy za to, co mnie spotyka, za to, że sama wybrałam sobie właśnie takie, a nie inne życie. I mogło się okazać, że miałam rację. 03 Czasami przychodziły nowe mamy, żeby wybrać któreś z nas. To były szczególne dni - zarówno dla mam i dla nas, jak i dla wychowawczyń w bidulu. Od świtu nas kąpały, ubierały w świeże ubrania, maluchom zmieniały pampersy, przecierały na mokro podłogę w pokoju, w którym się bawiliśmy, i sprzątały rozrzucone zabawki. Jednym słowem święto. Coś w rodzaju dnia dziecka, który u nas wypadał kilka razy w roku. Ale mieliśmy szczęście! Niecierpliwie zaglądaliśmy do gabinetu dyrektorki i widzieliśmy, jak teczki z naszymi historiami coraz wyżej piętrzą się na jej wielkim biurku, które mimo swoich rozmiarów i tak było za małe, by je wszystkie zmieścić. Potem przychodziły mamy razem z tatami. Otwierali drzwi naszego mrocznego pokoju, pachnącego pleśnią i brudnymi pieluszkami, i nagle na zabawki i na nas samych spadało lato - uśmiechnięte, zakurzone, zdyszane i lepkie. Od upału kręciło się w głowach i każde z nas było rozdarte między porywem rzucenia się do mamy z rozszlochanym błaganiem, by wzięła właśnie jego, a trwaniem w karbach powściągliwej uprzejmości, której uczyły nas wychowawczynie jako zwiększającej szanse wyboru. W rezultacie sterczeliśmy na swoich miejscach nieruchomo jak kamienne krzyże na starym cmentarzu i czekaliśmy. Wszystko toczyło się jakby w zwolnionym filmie i ciszę naruszało tylko brzęczenie kilku much nad stojącym w kącie nocnikiem. Pierwsza podchodziła do nas matka; ojciec zwykle pozostawał pod ścianą i tłamsił spocone dłonie. Matka. To ona miała wybierać. Kobieta niezdolna do zostania matką przyszła tutaj, by wziąć jedno z nas i zaprowadzić do swojego świata. Reguła matrioszek - każda ma w sobie następną, dziewczyna zostaje matką i rodzi dziewczynkę, która dorasta i rodzi dziewczynkę, która rodzi
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | Ezop |
Rok publikacji: | 2021 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.