Uwaga! Recenzja może zawierać drobne spoilery z poprzedniego tomu.
Lukrecja po raz kolejny wprowadziła do swojego życia zmiany. Jej blog coraz lepiej się rozwija. Obserwacje, komentarze i lajki sypią się pod każdym wpisem. Jej wiedza i interesujące tematy, które porusza, podbijają internet. Ludzie ją chwalą, pytają, wysyłają e-maile. Na dodatek związek tej zdolnej kucharki zmierza w dobrym kierunku. Pozostaje jednak pytanie, czy będzie w stanie zaakceptować i dostosować się do drobnych różnic między nią a jej partnerem?
Co słychać w życiu zakręconej kobiety w kwiecie wieku?
Czy jej historia zakończy się happy endem?
Jak możecie dowiedzieć się z mojej recenzji poprzedniego tomu, bardzo mi się podobał. Nic więc dziwnego, że z niecierpliwością czekałam na możliwość sięgnięcia po drugą część przygód pozytywnie zwariowanej Lukrecji. Dodatkowo okładka ciągle zachęcała mnie do czytania. Gdy w końcu otworzyłam powieść Laury Adori na pierwszym rozdziale, momentalnie przypomniałam sobie, dlaczego tak bardzo uwielbiam główną bohaterkę. Mimo drobnych mankamentów, które dostrzegłam w książce, bardzo miło spędziłam przy niej czas. Zanim się spostrzegłam, już skończyłam czytać, a przez to, w jaki sposób została zakończona historia, miałam ochotę na więcej.
Zacznę od cechy, której nie umiem przyporządkować ani do zalet, ani do wad. Jest nią to, w jaki sposób została napisana ta powieść. Ogólny styl bardzo przypadł mi do gustu ze względu na lekkość i niezwykłą barwność. Zauważyłam jednak, że Laura Adori stara się między wierszami przemycać dla czytelnika interesujące ciekawostki. Niestety w niektórych momentach sprawiło to, że dialogi stawały się odrobinę sztuczne. Przynajmniej ja nie mogłabym sobie wyobrazić w prawdziwym życiu takiej wymiany zdań. Z drugiej strony wspaniale było poznawać różne fakty dotyczące kuchni, jogi i wielu innych dziedzin życia.
Ogromnie przypadło mi do gustu poruszenie w książce tematu blogów, influencerów i związanych z tym kwestii. Autorka na przykładzie Lukrecji przedstawiła czytelnikom kilka faktów. Pokazała, że trudno jest znaleźć osoby, które mogłyby być zainteresowane naszymi tekstami. Nie łatwo również wybić się wśród innych blogów o podobnej tematyce. Wystarczą jednak kreatywne pomysły i pasja, a wszystko się uda. Pisarka opisała także to, ile radości daje dzielenie się z innymi swoimi przemyśleniami, pomysłami, osiągnięciami. Pisanie dla osób, które rzeczywiście to ciekawi, to coś wspaniałego.
Nie mogłabym nie wspomnieć o tym, jak przedstawiono w tej książce pasję. Dzięki fragmentom tego tekstu uświadomiłam sobie, że każdy człowiek potrzebuje w swoim życiu jakiegoś hobby, któremu w wolnych chwilach może poświęcać się bez reszty. Bez różnicy, czy będzie to gotowanie, joga, czytanie książek, czy cokolwiek innego. Powinniśmy znaleźć coś, co nas interesuje i rozwijać się w tym kierunku, jak tylko możemy.
Myślę, że każda kobieta powinna brać przykład z Lukrecji i jej przyjaciółek. Mimo tego, że były w kwiecie wieku, umiały cieszyć się życiem, rozwijać się i poświęcać się swoim pasjom. Odnajdywały radość w nawet najdrobniejszych rzeczach, gestach, chwilach. Zazwyczaj nie przejmowały się tym, co pomyślą o nich inni i po prostu spełniały swoje marzenia. Bardzo im tego zazdroszczę i mam nadzieję, że ja kiedyś również taka będę.
Warto również zauważyć, że w "Owocach Lukrecji" miłość nie gra pierwszych skrzypiec. Uczucie jest ważne, ale nie najważniejsze. Nie przyćmiewa innych wątków. Główna rola należy do tytułowej bohaterki i to ona jest najistotniejsza.
Myślę, że drugi tom przygód zwariowanej Lukrecji zdecydowanie dorównuje pierwszemu. Historia okazała się bardzo ciekawa i intrygująca. Połączenie pasji, romantyzmu i szczypty tajemnic to strzał w dziesiątkę. Dzieło Laury Adori pozwala na kilka godzin zapomnieć o otaczającym nas świecie, aby strona po stronie poznawać kolejne losy zjawiskowej wielbicielki smaków.