-
Książki
Książki -
Podręczniki
Podręczniki -
Ebooki
Ebooki -
Audiobooki
Audiobooki -
Gry / Zabawki
Gry / Zabawki -
Drogeria
Drogeria -
Muzyka
Muzyka -
Filmy
Filmy -
Art. pap i szkolne
Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.stwo, ale tego nawet nie można podarować, to się nie nadaje. Gdybym jednak sprzedał kawałek małżeństwa, całe małżeństwo miałoby już jakiś sens. A może ma? Wydaje mi się, że zacząłem sprawę załgiwać, nawet już myślę o fabułce. A może by jakąś przygodę opisać, pieprzyka przydać? Tak, trzeba sklecić fabułkę, ale z czego? - z życia? Nic się nie dzieje. Szkoda, że moja żona nie chce pisać pamiętnika. Namawiałem ją nawet, bo przecież bardzo by mi się przydał, ale nie i Uparte zwierzę. W końcu przyznała się. Owszem, zapisała cały zeszyt, więcej - dwa zeszyty, ale wtedy była jeszcze dziewczynką. Dwa zeszyty takich głupich historyjek, dlatego zniszczyła, spaliła i nie ma. Ale przecież ja i tak dobrze czuję jej pisanie, nie pomyślane jeszcze, a przecież już prawdziwe. Gotowe. I wcale mi to nie przeszkadza, 11 lipca 1972 Jesteśmy w jednej z mniej znanych nadmorskich miejscowości. Filip znika coraz częściej. Nie ma go czasem przez pół dnia. Jemu to nic nie szkodzi, że ja się wszystkiego domyślam. Joasia rozwija się prawidłowo. Morskie powietrze jej służy. Rośnie i ma apetyt. - Tak chyba mogłaby napisać. Coraz trudniej mi odpoczywać. Po dniu odpoczynku wpadam w depresję. Świadomość tego, że przeżyłem dzień, po którym nic nie pozostało, wpływa na mnie przygnębiająco. Wszystko mnie wtedy drażni. Najgorsze są ostatnie godziny przed snem, kiedy jest za późno, by brać się do czegokolwiek i robota rozłazi się w palcach. Gry z żoną znudziły mnie, bo były zawsze przeciwko żonie. Ona jest zwyczajna, ja jestem za mało szalony. Chciałbym gdzieś daleko uciec, ale nie potrafię. Wracam jak piłeczka na gumce. Znowu leżę na przykrótkim dla mnie łóżku. Leżę i liczę krowy na suficie. Rozlazły się wychudłe, smukłe i inteligentne. Noszą zielone okulary i żyją w zakamarkach południowych cieni wielkiego klonu. Klon rozrósł się pod oknem i rozlewa odbicie swoich gałęzi na przybrudzonej bieli sufitu. Sufit - moja najdalsza ucieczka. Ile razy potłukłem się solidnie o semantykę rzeczy i z rozkwaszonym nosem gramoliłem się na łóżko - uspokajał mnie sufit. Łóżko i tą nad głową biała plama, na której można by pisać bez końca pędzlem wyobraźni - to są moje dwa najsympatyczniejsze przedmioty. Ot, dziwne, jestem przecież człowiekiem chorym na ruchliwość. Południowe słońce wpełza pod firankę, a ja już czuję, jaki to będzie okropny dzień. Nie wolno mi napisać ani jednego wiersza, ani jednej linijki. Przyjechałem tu odpoczywać, oglądać morze, wdychać jod, dużo jodu. A tam, w Warszawie, puste beze mnie redakcje. Wypoczywają. Wielcy znajomi chodzą bezpiecznie po wymarłych ulicach stolicy, mają nawet nadzieję na wyjazd. - Dzień dobry panie redaktorze - to ja. - Twarz mu się kurczy, uśmiech całkiem odlepia, strzepnął go ręką. - To ja, panie redaktorze. Pan mnie nie poznaje? Przynoszę panu nowy poemacik. - Twarz napadniętego jeszcze bardziej szarzeje. Ma minę człowieka cierpiącego na niestrawność. Patrzy na moje dzieło, marszczy się. - Tytuł zachęcający, owszem, owszem, przeczytamy, przeczytamy. Ale, ale - jaki jest pana żeby to panu w razie czego, pan aha i nazwisko, bo mi całkiem wyleciał Tak, puste kosze wielkich redakcji. Bezkarnie po ulicach chodzą redaktorzy. Mają nawet nadzieję na wyjazd. A ja dzisiaj znów nic nie napisałem i nic im nie wtarabanię, żadnego wiersza, eseju, spontanicznej dramatycznej scenki, nie wrzepię im, nie wrzepię się w nich, nie popróbuję, nie popróbuję... Krowy na suficie rozsiadły się po turecku i żrą żołędzie. Wtuliła się w nie uśmiechnięta staruszka i głaszcze je po widelcach kręgosłupów. Naści moje wyalienowane, naści moje frustratki, zaraz dam wam na deser Picassa. Drzwi otwierają się. Przez próg ostrożnie i rozważnie przechodzi Joasia, a za nią ta znajoma pani - moja żona. 14 lipca 1972 Filip na pewno ma jakąś dziewczynę. Nic mnie to nie obchodzi. Żeby się tylko więcej zajmował dzieckiem. Ale on się zajmuje tylko sobą. Czasem wydaje mi się, że to jest zupełnie ktoś inny; nie ten sam człowiek, którego kiedyś... Filip wciąż mi powtarza, że nie ukrywał przede mną swoich wad i zalet. Może to i prawda, ale cóż z tego? On widzi tylko koniec swojego nosa. Joasi nie kupił jeszcze żadnego prezentu, a Joasia niedługo skończy dwa lata. - Jeszcze nie wstałeś? Kawa całkiem wystygła, masło się rozpuściło, w dżemie siedzi - Dzień dobry, żono. - Kąpałyśmy się. Całkiem ciepła woda. Wiesz, Joasię jeden chłopczyk uderzył łopatką w czoł bo go ugryzła. - A fe. Daj mi kanapkę. Nie reaguje. - Jak ślicznie dziś wygląda mój kochany krowiniec - uśmiecham się do niej. Nie reaguje. - Jedziemy do Sopotu. - Widać, że postanowiła nieodwołalnie. Po głosie łatwo poznać, że postanowienie to dotyczy oczywiście tylko jej i Joasi, b
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, inne |
Wydawnictwo: | SAGA Egmont |
Rok publikacji: | 2021 |
Liczba stron: | 130 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.