- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.rokich, że mógł objąć pień garbatej gruszy, i sile, która pozwalała mu gołymi rękami wyrywać drzewa z korzeniami. Tylko nogi miał krótkie i cienkie jak u dziecka, więc trudno mu było dźwigać na nich potężny tors. Na szesnaste urodziny ojciec przyniósł mu zabiedzonego źrebaka. Ktoś zostawił go w lesie, bo nie wierzył, że cherlawy koń przeżyje, a stary Karpowicz, odkrywszy, że jeszcze dycha, zabrał go do domu. Ignacy karmił go gotowanymi ziemniakami, a w nocy ogrzewał własnym ciałem, więc konik szybko stanął na nogi, które od tej pory znakomicie służyły Ignacemu. Miał białą sierść w czarne łaty lub odwrotnie, co tutejsi nazywali krowim umaszczeniem, no i niewiele urósł, być może przez chorobę w wieku źrebięcym, więc młodemu Karpowiczowi łatwo było na niego wsiąść. Niedługo później ojciec poszedł do lasu i już nie wrócił, a Ignacy został jedynym i ostatnim Karpowiczem w Zrębach. Tak jak jego tato, dziad i przodkowie, których pamiętały jedynie najstarsze drzewa, Ignacy zajmował się karczowaniem. W niewielkiej wsi pośrodku przeklętego lasu na bagnie umiejętności Karpowiczów zawsze były bardzo potrzebne. Usuwanie korzeni starych drzew jest jak wyrywanie zębów, trzeba to robić z wyczuciem. Podkopać, podważyć i ciągnąć z siłą, ale ostrożnie, nie szarpiąc, żeby karpa wyszła w całości, nie robiąc w ziemi zbyt dużej rany. Jeżeli ktoś to zrobi niefachowo, to będzie z tego więcej szkody niż pożytku, więc wszyscy wiedzieli, że najlepiej do tej roboty zawołać Ignacego. Za pracę płaciło mu się ziemniakami i było to jego jedyne pożywienie. Zabierał na Lisie Jamy każdą wydobytą z ziemi karpę, którą potem palił. Taki korzeń płonął długo, dawał dużo ciepła i znakomicie utrzymywał żar potrzebny do pieczenia ziemniaków. Wiernego konia dosiadał na oklep. Było to niepozorne, ale bardzo sprytne zwierzę, które zawsze znalazło dobre miejsce, by jeździec mógł zsiąść wygodnie i nie narażając się na śmieszność, bezpiecznie stanąć na ziemi. Jeżeli nie było w pobliżu jabłonki z niską gałęzią, opartej o ścianę drabiny lub chociaż niskiego płotu, potrafił przysiąść na zadzie jak pies, a wtedy Ignacy z gracją się z niego zsuwał. Pracowali też razem. Jeden ciągnął liny przywiązane do korzeni, a drugi kopał, rąbał, podważał i gadał sam do siebie. Szło im różnie. Czasami przy jednej karpie spędzali kilka dni, podczas gdy inna wychodziła z ziemi lekko jak ząb mleczny. Nieumiejętnie wyciągnięta karpa psuła ziemię. Rana nie zarastała trawą, a błotnisty dół robił się coraz głębszy. Pozostawione w ziemi resztki drzewa gniły, co prowadziło do powstania bagna, najpierw niewielkiego i pozornie niegroźnego, ale w głębi zaraza rozprzestrzeniała się tak szeroko, jak sięgały korzenie. Rozwijała się niepostrzeżenie, aż w końcu, po jesiennych deszczach lub wiosennych roztopach, ziemia robiła się miękka i uginała się pod stopami, jakby człowiek chodził po słabo napompowanym balonie. Pod cienką warstwą splątanych traw bagno czyhało na nieostrożne zwierzęta. Wieczorami Ignacy lubił leżeć na nagrzanej słońcem trawie i patrzeć w niebo. Znał się na chmurach i na ich podstawie przewidywał pogodę. Był pewien, że jutro będzie wiało, a wiatru nie lubił, bo ogień jest wtedy niespokojny, a ognisko daje niewiele ciepła. Zamknął oczy i wsłuchał się w to, co pod spodem. Szelest liści, chrabąszcze, pędraki, świerszcze, całe to hałaśliwe życie dokazywało na najniższym poziomie stworzenia. Bose stopy grzał przy ogniu, który mruczał, wprawiając ciało w przyjemne drżenie, łaskotał pięty ciepłymi falami i trzaskał zawadiacko, jakby się rozpychał, układał wygodniej w piaszczystym zagłębieniu. Po drugiej stronie ogniska roztaczał się widok na Zręby: nieregularnie rozstawione budynki i żółtą drogę, która próbowała połączyć je w coś przypominającego wieś. Późne słońce odbijało się w stawie, który nigdy nie zamarzał ani nie wysychał i od którego rozchodziła się sieć rowów melioracyjnych. Na pograniczu ludzkiego i dzikiego Ignacy czuł się najbardziej u siebie. Podobnie jak lisy, które w kolczastych zaroślach znajdowały schronienie przed ludźmi. Ignacy też ich unikał, bo trzeba było z nimi gadać. Na szczęście na Lisie Jamy przychodziły tylko małe dzieci, które dopiero uczyły się mówić, no i Michał, który znikał babci Poli w porze dojenia. Ignacy nie zwracał na niego uwagi, więc chłopak mógł siedzieć i gapić się w ogień tak długo, jak chciał. Wokół ogniska leżało kilka karp różnej wielkości i gatunku. Każdej nocy Ignacy wybierał jedną, niezbyt mokrą, żeby było dużo żaru i mało dymu, ale też nie za suchą, żeby się zbyt szybko nie spaliła. Pnie najstarszych drzew mogły płonąć całą noc, dając ciepło i opowiada
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, saga rodzinna |
Wydawnictwo: | SQN Sine Qua Non |
Rok publikacji: | 2021 |
Liczba stron: | 304 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.