- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.to ino kucnąć, spuścić portki i załatwić swoją potrzebę. Jak w to nos wrazi, to do krzty straci wek i nie pójdzie dali. Śmiał się razem z nami, aż łzy wezbrały mu w kącikach małych oczek, ale mimo to obstawał przy skuteczności swojego sposobu. - To jes święta prawda, panowie. Jakby się wam co trefiło, sami zobaczycie. To już jes przezwarunkowo dobre! Na szczęście nic nie ,,trefiło" się nam owego pięknego dnia i nie mieliśmy okazji wypróbować rady Wicentego. Tylko dwie sarny przeskoczyły nam drogę pod szczytem, a na wielkiej polanie przecięliśmy sznureczek rozważnie odmierzonego lisiego śladu. Niemniej wieczór upłynął pod znakiem leśnych spraw i łowieckich przygód. Wicenty i w tej dziedzinie miał bogate doświadczenie. Wprawdzie tutejsze góry opustoszały już ze zwierzyny, ale pamiętał ze swoich lat dziecinnych, jak nikt nie ważył się iść w las bez siekiery, jak zimą wilki podchodziły pod samą wieś i porywały bydło z obór, a latem trzeba było po nocach pilnować pól ziemniaczanych, pustoszonych przez dziki. Dziki tu były ,,straśne". Ojciec Wicentego ubił kiedyś w Szczypkowych potokach takiego smoka, co samego ryja miał półtora metra. Zasolili później ,,mięso" do beczek i przez cały rok mieli co jeść, a ze skóry zrobili siedzenia do bryczki. A sarnów co tu było, to niepodobnie! Ludzie łapali to na oka, a już w święta nie było chałupy, żeby nie warzyli sarniny. Poniektórzy robili sobie z sarniej skóry kabaty, bo to mięciućkie, a mocne. Ale raz to było śmiesznie. Szli chłopy z Wiśniowe do Pcima na jarmak i prawie przechodzili przez Lubogoszcz. Słyszą, a tu w gąstwinie pod małym szczytem cosi tak żałośnie becy. Zaczęli szukać i znaleźli młodziutką sarenkę, taką, powiedzieć, jak kózka. Chwyciła się na oko za szyję i już była do krzty słaba. Patrzy na nich tak miłosiernie, że aż im się zrobiła litość. Spodobała im się. Mówią: ,,Puścimy toto, niek lace". Ale wójtowi, co z nimi był, tak się udała, że postanowił zabrać ją do domu i chować przy gadzinie. Wtedy ludzie nosili jeszcze takie szerokie pasy, co to w nich były kieszonki na pieniądze i na tabak. Wójt miał właśnie na sobie taki pas, a w nim czterdzieści reńskich, co je zabrał, żeby kupić we Pcimiu krowę. Założył to sarnie na kark, jak obrożę, i wiedzie ją na dół. No i pięknie. Uszli tak kawałek pomalućku, sarna skrzepiła się trochę za ten czas i nagle jak nie skoczy! Wójt ino kopytami wierzgnął, a ta poszła! Co się jej naszukali, nagonili, to szkoda gadać. Aż dopiero za dwa roki upolował ją myśliwy w hrabskim lessie koło Poręby. Miała jeszcze na szyi ten pasek, ale pieniądze musiała przepić, bo kieszonki były do krzty puste. - Ej, było tu zwierzyny rozmaitej, było, ale i tak nie tyle, co w W kuchni ściemniało się już, kiedy wraz z Wicentym porzuciliśmy przetrzebione beskidzkie lasy, żeby przenieść się w potężne puszcze Nowego Świata. Było nam ciepło i zacisznie, nogi i ramiona mieliśmy ciężkie od przyjemnego zmęczenia. Na blasze skwierczał i pryskał topiący się tłuszcz, a jego gęsta woń przydawała jeszcze jedno łagodne brzemię naszej ociężałości. Tylko pręgowany kocur nie poddawał się temu nastrojowi błogiego odpoczynku. Rozdrażniony zapachem niedostępnej kolacji, ocierał się o róg pieca i wtrącał się do rozmowy miauczeniem coraz głośniejszym, coraz bardziej nabrzmiałym irytacją. - Będziesz ty cicho, bestyjo! - upominał go Wicenty, ale skutkowało to najwyżej na parę sekund. - Poczekaj, zrobię ja z tobą porządek, diasku - rzekł. Wziął z kąta siekierę i wywijając nią groźnie, otworzył drzwi. - Kyciuś, do pola! - ryknął, aż wszyscy trzej podskoczyliśmy na naszych stołkach. Puszysta smuga śmignęła przez kuchnię i drzwi zamknęły się z trzaskiem. Mogliśmy słuchać dalej bez przeszkód. Najbardziej ,,burżujskim" okresem w życiu Wicentego były czasy, kiedy prowadził taksówkę. W każdą niedzielę zabierał wtedy żonę i jechali sobie na wycieczkę, odpocząć od miejskiego zgiełku. Razu pewnego wszakże jedna z tych wypraw omal nie skończyła się tragicznie. Zatrzymali się na szosie, gdzieś w stanie Wisconsin, i zostawiwszy samochód, zapuścili się w las, który w tym miejscu był bardzo piękny i dziki. Rosło tu nieprzebrane mnóstwo borówek, takich ,,ślicnyk" i wielkich jak ,,źrały angryst". Zbierali je idąc coraz dalej i dalej, aż wreszciej zabłąkali się w okropnym gąszczu, wśród pni obrosłych mchem i paproci wysokich na chłopa. Żona Wicentego szła przodem. Parę razy nawoływał ją, żeby zawróciła, ale ona ,,waryjowała" za tymi borówkami. Ciągle jej było mało. Nagle wyszli na jakąś wielką polanę. ,,Popatrz, Wicuś - mówi żona - tu ktosi mieszka czy co?" Rzeczywiście, pod drzewami z drugiej strony coś jakby wioska. Małe domki, właściwie raczej
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | dla dzieci i młodzieży, literatura młodzieżowa |
Wydawnictwo: | Cyfrant |
Rok publikacji: | 2013 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.