- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.na interpretować dowolnie, naciągając ją niczym gumkę, aby pasowała do rzeczywistości. Gdyby powiedział: "Jesteś żonaty, ale w twoim życiu jest jeszcze inna kobieta", może pomyślałbym: "Czyżby chodziło mu ". Gdyby powiedział: "Masz troje dzieci", może zacząłbym się zastanawiać, czy poza Folco i Saskią nie ma jeszcze gdzieś w świecie owoców mojej namiętności. Ale kiedy żona przyjaciela zaczęła tłumaczyć, nie wierzyłem własnym uszom. -- Mniej więcej rok temu miałeś zginąć gwałtowną śmiercią, ale uratował cię uś To prawda, ale skąd on mógł tak dokładnie wiedzieć o zdarzeniu, o którym nigdy nie wspominałem moim chińskim przyjaciołom? Zdarzyło się to w Kambodży dokładnie rok wcześniej. Wyjechałem stamtąd kilka dni wcześniej przed upadkiem Phnom Penh 17 kwietnia, by w Bangkoku -- wówczas oazie spokoju i luksusu, gdzie zatrzymałem się w hotelu Oriental nad rzeką Chao Paya -- zgrzytać zębami na samą myśl o przyjaciołach i znajomych zdanych teraz na łaskę i niełaskę Czerwonych Khmerów. To, że mnie nie było z nimi, odczuwałem jako osobistą porażkę, z którą nie mogłem się pogodzić. Wynająłem samochód, pojechałem do nadgranicznego miasta Aranyaprathet i rankiem 18 kwietnia przeszedłem po stalowym moście na drugą stronę granicy. O tym, jak mało wiedziałem na temat Czerwonych Khmerów, niech zaświadczy moje ówczesne przekonanie, że łatwo złapię jakąś okazję do Phnom Penh. Idąc drogą, mijałem tłumy spanikowanych Kambodżan, gnających w przeciwnym kierunku: na wózkach lub w samochodach pełnych stłoczonych ludzi i bagaży. Wszyscy byli przerażeni, wszyscy chcieli uciec do Tajlandii. Ktoś machał na mnie, abym zawrócił, ale tym się nie przejąłem. Do centrum Poipet wkroczyłem, kiedy z przeciwnego kierunku wchodzili do miasta Khmerowie. Żołnierze rządowi cisnęli broń, zrzucili mundury i czmychnęli; nie było żadnego oporu, żadnej strzelaniny. Pierwsza grupa Khmerów minęła mnie tak obojętnie, jakby mnie w ogóle nie zauważyli, ale już z następnym oddziałem było inaczej. Obskoczyli mnie, wymierzyli pistolety maszynowe i kazali ustawić się pod murem na rynku, z okrzykami: "CIA! CIA! Ameryka! Ameryka!", szykując się do rozstrzelania. Dotychczas widziałem powstańców kambodżańskich jedynie jako ciała leżące przy drodze czy na polu ryżowym. Po raz pierwszy oglądałem ich żywych; młodzi, świeżo po wyjściu z dżungli, z wysuszoną, szarą, zabłoconą skórą i dzikimi oczyma, poczerwieniałymi od malarii. "CIA! Ameryka!", nie przestawali wrzeszczeć. Byłem pewien, że zaraz mnie zabiją. Myślałem, że odbędzie się to szybko i bez bólu, a martwiłem się przede wszystkim tym, jak ta wiadomość przybije moją rodzinę. Instynktownie wyciągnąłem z kieszeni koszuli paszport i uśmiechając się, powiedziałem, nie wiem czemu, po chińsku: -- Jestem Włochem. Włoch, nie Amerykanin! Z grupki gapiów stojących za żołnierzami wyszedł mężczyzna o bladej, niemal białej skórze -- z pewnością miejscowy chiński sklepikarz -- i zaczął tłumaczyć na khmerski moje słowa: -- Jestem dziennikarzem, nie zabijajcie Poczekajcie na jakiegoś oficera politycznego, niech on Jestem Włochem! I wymachując paszportem, bez przerwy się uśmiechałem. Khmerowie opuścili lufy i przekazali mnie w ręce młodego oficera, który kilka godzin mnie wypytywał, co jakiś czas mierząc mi w twarz, w nos lub między oczy z wielkiego chińskiego pistoletu. Przed zmierzchem pojawił się na scenie jakiś starszy, ważniejszy oficer. Przez kilka długich minut rozmawiał ze swym podkomendnym, a potem zwrócił się do mnie w nienagannej francuszczyźnie, że z radością wita mnie w wolnej Kambodży, że dni są historyczne, wojna się skończyła, a ja mogę wracać do domu. Jeszcze tego wieczoru leżałem w pięknej, chłodnej, jedwabnej pościeli w hotelu Oriental w Bangkoku. "Jeśli ktoś mierzy do ciebie z karabinu, uśmiechaj się", powtarzałem odtąd dzieciom; zdaje się, że to jedna z nielicznych lekcji życiowych, jakie mogłem im przekazać z czystym sumieniem. Tyle że nauczyłem się czegoś jeszcze. Prawdziwy strach, jak zwykle, pojawił się dopiero potem. Całymi miesiącami dręczyły mnie zmory senne; wielokrotnie powtarzałem w wyobraźni całą scenę w zwolnionym tempie i nie zawsze kończyła się szczęśliwie. To doświadczenie z pewnością zostawiło we mnie swoje ślady. Jak jednak mógł je dojrzeć stary chiński wróżbita w swym małym, zaniedbanym mieszkanku w Hongkongu? Gdyby ranił mnie nóż albo kula, na ciele pozostałaby blizna dostępna dla wszystkich oczu. Jakie jednak oko mogło wypatrzyć bliznę, którą Khmerowie zostawili we mnie, sam nawet nie wiem gdzie? Kolejny zbieg okoliczności? Tym razem nie tak łatwo było w to uwierzyć. Teraz Chińczyk zaczął mówić o moich związkach z pięcioma naturalnymi elementami: ogień, wod
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | biografie, wspomnienia, literatura faktu i reportaż |
Wydawnictwo: | Zysk I S-Ka |
Rok publikacji: | 2014 |
Liczba stron: | 376 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.