- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.o dziś, choć powstała długo przed samym budynkiem ratusza. Widziałam kiedyś starą rycinę z rynkiem Sensburga z 1822 roku, na której ta strażnica była jedynym budynkiem. I właśnie przebywających w niej śmiałków poproszono o zabicie niedźwiedzicy. Polowanie udało się połowicznie, bo myśliwi obcięli zwierzęciu przednią łapę. Przestraszona olbrzymka uciekła lasami na Kętrzyn, w pobliżu którego skonała. I Kętrzyn, ówczesny Rastenburg, ma w swoim herbie niedźwiedzicę bez przedniej łapy. Bośniacy z Sensburga przynieśli obciętą łapę burmistrzowi. Ten kazał przybić ją na drzwiach ratusza. Tak stała się herbem miasta. Brr, krwawa historia, dziś zupełnie niemożliwa, bo kto by teraz łapę niedźwiedzia do drzwi przybijał? Ekolodzy by to zaraz nagłośnili, i bardzo słusznie. Zresztą niedźwiedź brunatny jest pod ochroną! Opowiedziałam tę historię Hansowi, a właściwie przypomniałam, bo znał ją z dzieciństwa. - Popatrz, i nadal ta łapa wisi na drzwiach ratusza. Tyle że rzeźbiona - zaśmiał się mój teść. - I nalewka miodowa też przetrwała. Już wtedy otrzymała nazwę niedźwiedziówka, z litewskiego meschinkes. Ludzie ją robili, pili na rozgrzewkę i dla zdrowia oraz podawali zacnym gościom, co by nama nie zachorzali. - Naprawdę? Ciekawe, jak ta wódka smakuje? - Kiedyś był to likier. Mogę ją zrobić, dawniej wiele razy ją przyrządzałam ze spirytusu, miodu i soku cytryny. Jest pyszna. Rozgrzewa. - Zrób koniecznie. Popróbuję tej sensburgskiej wódki. - Skoro już tu jesteśmy, zajdźmy do apteki, muszę kupić leki. - Jasne, chodźmy. Nie spieszy nam się przecież. Zaszliśmy do tej apteki, która była najbliżej. Tuż za ratuszem, w szeregu starych kamienic - nazywa się Pod Orłem. To pierwsza w mieście apteka. Do dziś można w niej zobaczyć elementy dawnego wystroju. Lady, półki, a na nich brązowe buteleczki o pięknych kształtach. Weszliśmy do środka. Nabrałam w płuca powietrze. W starym wnętrzu pachniało jak dawniej, gdy byłam mała i z mamą przychodziłam tu z receptami. Był to zapach starego pomieszczenia, robionych leków, drewna i czegoś jeszcze, ulotnego, trudnego do nazwania. Nie wiem, czy Hans również pamiętał ten zapach, czy przed wojną w aptece pachniało tak samo? Ja pamiętałam. Spojrzałam na dół. Podłoga też była ta sama, co kiedyś, z dobrze zachowanej kamiennej mozaiki. I moje myśli, pod wpływem zapachu i klimatu tego miejsca, pobiegły wstecz, do czasów mego dzieciństwa. Robienie zakupów w tej aptece było wtedy bardzo skomplikowane. Najpierw stało się w jednej kolejce do okienka z eskulapem. Pani za ladą przyjmowała zamówienie na leki i pisała ceny na karteczce. Potem z tą karteczką szło się do kasy, która stała w rogu pod oknem. Tam się płaciło i wracało do okienka. Farmaceutka wydawała leki, a dowód wpłaty nabijała na ostry, metalowy szpikulec, przymocowany do drewnianej podstawki. Pod koniec dnia karteczki już nie mieściły się na druciku. Kolejki w aptece były zawsze. Najdłuższe, gdy przywieźli watę. Oj, co się wtedy działo! Pamiętam, że niektóre nauczycielki zwalniały nas z lekcji, by im tę watę wystać w kolejce. Ja jeszcze wtedy nie rozumiałam, po co im tyle waty. Na choinkę? Świadomość przyszła potem. Z tą wacianą choinką to pamiętam jeszcze inną opowieść. Babcia wysłała moją koleżankę do apteki po watę. Bo chciała udekorować nią świąteczne drzewko. Koleżanka stała oczywiście w kolejce, a kiedy wróciła, oznajmiła babci: - Waty nie było, ale pani mi dała podpaski! Na szczęście był to ten rodzaj środków higieny, złożony z kiepskiej jakości skłaczonej waty, zawiniętej w gazę. Dziś nie do pomyślenia, by coś takiego sprzedawać. Babcia koleżanki wyciągała z gazy białe kłębki i przyczepiała na gałązki, śmiejąc się przy tym do rozpuku. Teraz jest w aptece jedna pani do wszystkiego: wydaje leki, wylicza resztę i jeszcze doradza. Tak jak dziś, gdy kupuję syrop przeciwkaszlowy dla Martina. - Kaszel suchy czy mokry? A osoba dorosła czy dziecko? Jeśli kaszel trwa już dłużej, warto iść do lekarza. Może to coś poważniejszego. Dziękuję pani za troskę, to miłe. Martin ma tylko zwykłe przeziębienie, pewnie złapał coś od swoich uczniów. Byleby tylko mnie lub Hansa nie zaraził! Wychodzimy. Mój teść jest wyraźnie wzruszony. Opowiada, że przypomniały mu się jego pierwsze wagary, które spędził w pobliżu tej apteki. Nie poszedł na lekcję muzyki, usiadł na schodach przed wejściem do domu nauczycielki i obserwował, jak mleczarz nalewa biały płyn do podstawianych przez mieszkańców baniek. Jak ludzie zajeżdżają tu wozami, zaprzężonymi w konie, i idą do apteki po leki lub bandaże. Tych bandaży w Sensburgu na szczęście nie brakowało. Uprawa lnu była tu bardzo popularna, niektórzy mieszkańcy miasteczka i okolic z tego tylko żyli. Apt
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść społeczno-obyczajowa |
Wydawnictwo: | MG |
Rok publikacji: | 2010 |
Liczba stron: | 376 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.