- Książki Książki
- Podręczniki Podręczniki
- Ebooki Ebooki
- Audiobooki Audiobooki
- Gry / Zabawki Gry / Zabawki
- Drogeria Drogeria
- Muzyka Muzyka
- Filmy Filmy
- Art. pap i szkolne Art. pap i szkolne
O Akcji
Akcja Podziel się książką skupia się zarówno na najmłodszych, jak i tych najstarszych czytelnikach. W jej ramach możesz przekazać książkę oznaczoną ikoną prezentu na rzecz partnerów akcji, którymi zostali Fundacja Dr Clown oraz Centrum Zdrowego i Aktywnego Seniora. Akcja potrwa przez cały okres Świąt Bożego Narodzenia, aż do końca lutego 2023.rówki. Powiedz zatem - naprawdę musisz je widzieć tam na górze, w Gaiku, czy to są tylko jakieś księżowskie wymysły? Jan wyrzucił niedopałek w krzak dzikiej róży i przez chwilę patrzył, jak powoli dogasa. Przeszył go chłód. Z procesji i nabożeństwa żona wróciła dopiero po dziesiątej, płaszcz miała poplamiony woskiem. Zastała Jana na brzegu łóżka - spał na siedząco i czekał. Nie był w stanie położyć się sam ani przebrać w pidżamę. Bożena. Nazywa ją Bożka albo Boba. A ostatnimi czasy już tylko mameńka. Pomogła mu z rękawami i nogawkami pidżamy, nie przestając mówić, poruszona: - Wybacz mi, Janko. Wybacz. Nie wiedziałam, że to potrwa tak długo. Potem przykryła go grubą pierzyną, dbając o to, żeby guziki były po stronie nóg. Tego wymagał. Bał się, że w nocy wpełźnie mu na twarz jakiś pająk, bał się, że przez sen nieświadomie może go połknąć. Jan. Mówi do niego Jańcio. Czasami nawet tatuś. Rano nie będzie już pamiętać o tym, że go w nocy przebierała i układała do snu. Coś zamajaczy mu się o wosku na jej płaszczu, natychmiast pójdzie sprawdzić, ale niczego nie znajdzie. Sen. To był tylko sen. Potem wyruszy na poszukiwania Bożeny. Nigdzie jej nie ma, ani w łazience, ani na werandzie, ani nawet w kuchni, gdzie przecież urzęduje każdego poranka. Zawoła jej imię. A potem jeszcze: - Mameńko! Zamiast odpowiedzi usłyszy jednak tylko swoje własne ciche kroki w miękkich pluszowych pantoflach. Pierzyny w sypialni są porozrzucane, jakby poplątały się ze sobą, zagryzły, a Bożeny ani widu, ani słychu. Na wpół wyblakłym oleodruku w pozłacanej ramie siedzi mały półnagi Jezus z gołębicą w otwartej dłoni i skrzyżowanymi palcami. On też nie wie. Jan narzuci na ramiona jakąś zrobioną na drutach kacabajkę w brązowe i zielone paski, jak nic należy do żony, ale cóż z tego? Na głowę włoży beret i tak wystrojony wyjdzie w stronę tylnych schodów. Przedtem jednak, jeszcze na korytarzu, wspominając wczorajszy zachłanny wiatr, zapali papierosa. Szkoda każdej zapałki. Nocne wietrzysko ucichło, ale przemieniło się w deszcz. Leje jak z cebra, nad Gaikiem rodzą się kędzierzawe chmury i odlatują gdzieś na Náhač. - Skóry skupuję, skóry! - odezwie się z głośnika czyjś głos od strony ulicy, a Jan nieświadomie pogładzi się po rzadkich siwych włosach na głowie. Gdzie się podział ich kolor? I gdzież podziały się te włosy? Pogubił je po całej Europie, a teraz stracił kolejne dwa - zamotały mu się pomiędzy palce lewej ręki. Wtedy przypomniał sobie: zegarek wczoraj w nocy stanął wpół do czwartej, czas się zmienił. - Zajęcze, kozie, skórki skupuję! Głos muezina ze szczekaczki powoli cichnie, odzywa się z coraz większej oddali, aż wreszcie zupełnie zniknie. Ten Jan, Jan Hollý, to mój dziadek. Albo ściślej mówiąc - dziadzio. Obu tych pojęć strzegliśmy z powagą: dziadek w Mikulašu był dziadkiem, a ten z Trstína od zawsze był dziadziem. Z babciami było podobnie: jedna była babcią, a druga babusią. Czasem nachodzi mnie wielka ochota na snucie opowieści o nich wszystkich. Najbardziej o dziadziu. Chcę opowiedzieć całą jego historię, wszystko, o czym wiem, jedynie tu i ówdzie nieco podkoloryzować i wymyślić. Kiedy jednak już zdecyduję się zarysować to wszystko, przed oczyma zawsze przebłyśnie mi jedynie kilka szybkich obrazów, które stają się coraz bledsze i bledsze. Coraz mniej zostaje również słów, zlepiam je ze sobą, jedno z drugim, montuję zdanie po zdaniu, żeby z całej historii został przynajmniej szkielet. Za plecami jednak wciąż czyha na mnie jakiś dziwny strach, czyha i dyszy mi w kark, wciąż przypominając, że wszystkie te obrazy któregoś razu zbledną na dobre, słowa też się zagubią, wszystko po kawałku rozsypie się w ciemności. Jeden z tych obrazów wyglądał tak: dziadek zbija w szopie mały drewniany taboret, a kiedy gwóźdź się zegnie, klnie: - Kurna chata! Stoję obok niego. Bardzo mały. Oczy ledwo dosięgają do blatu warsztatowego stołu. Śmieję się, a przed ustami wirują mi trociny. O wszystkim zapomniałem, nawet te okruchy, które zostały mi w głowie, powoli znikają, bąbelki spadają na powierzchnię i rozpryskują się. Śmiechowi towarzyszy smutek, ze wspomnień zostają jedynie rozproszone, oskubane kurczęta. I pusty kurnik. I pusta szopa. Całe podwórko zatopiło się w zapachu wilgotnych więdniejących chryzantem. Jan palił niespiesznie i przestępował z nogi na nogę. Krzesło, które stało dwa kroki od niego, było mokre od deszczu, nie mógł na nim usiąść. Wtedy zauważył gwóźdź. Sterczał z drewnianej belki, która podpierała daszek nad tylnym wejściem. Zwyczajny przyrdzewiały gwóźdź. Być może sam go tam wbił. A co, jeśl
Produkt wprowadzony do obrotu na terenie UE przed 13.12.2024
Szczegóły | |
Dział: | Ebooki pdf, epub, mobi, mp3 |
Kategoria: | literatura piękna, powieść psychologiczna |
Wydawnictwo: | Książkowe Klimaty |
Wydawnictwo - adres: | redakcja@ksiazkoweklimaty.pl , http://www.ksiazkoweklimaty.pl , 51-504 , Marca Polo 11 /8 , Wrocław , PL |
Rok publikacji: | 2017 |
Język: | polski |
Zabezpieczenia i kompatybilność produktu (szczegóły w dziale POMOC): | *Produkt jest zabezpieczony przed nielegalnym kopiowaniem (Znak wodny) |
Zaloguj się i napisz recenzję - co tydzień do wygrania kod wart 50 zł, darmowa dostawa i punkty Klienta.