Beth Cornett żyje w myśl Pisma Świętego. Ta zagorzała chrześcijanka ma gołębie serce. Służy pomocą potrzebującym, nie oczekując niczego w zamian. Ma tylko siostrę Lily, dla której zrobi wszystko, aby ta była szczęśliwa. Już wystarczy im zmartwień i trosk - przede wszystkim strachu i bólu.
Małe miasteczko Treepoint jest ciche i senne. Niestety spokój burzy pojawiający się gang motocyklowy The Last Riders. Nikt nie wie, gdzie mają swoją siedzibę a mieszkańcom nie spieszno się tego dowiedzieć - wolą trzymać się od nich z daleka. Niestety Beth nie miała takiego szczęścia - los postanowił pokrzyżować ścieżki jej i Razera, jednego z motocyklistów.
Czy Beth zaryzykuje? Czy Razer złamie dziewczynę? Co się wydarzy? Czy aż tak różne dwa światy mają szansę na jeden kierunek w przyszłość?
Kluby motocyklowe. To kolejny motyw, który uwielbiam w powieściach, a od którego niegdyś stroniłam.
"Razer" to pierwsza powieść autorki, jaką miałam okazję przeczytać. I mam z nią niemały problem. O co chodzi? Jednym zdaniem: fajny pomysł na fabułę, niestety gorsze wykonanie. I już to rozwijam podając moim dobre i słabsze strony powieści.
UWAGA - spojlery.
Przede wszystkim wspomniany wyżej pomysł na fabułę. Same punkty przebiegu wydarzeń były fajne. Trzymało się wszystko razem i było spójne.
Spodobała mi się kreacja głównej bohaterki. Jej przeszłość i to, jak te wszystkie wydarzenia wpłynęły na jej zachowanie. Sympatyczna, empatyczna, z sercem na dłoni. Nawet chwile zwątpienia i ta łatwowierność, czy nawet uległość nie gryzła mi się z całością jej postaci. Beth wyszła realnie i prawdziwie.
Razer to typowy bad boy. Widziałam także troskę i empatię. Rozwiązły motocyklista czerpiący przyjemność ze zbliżeń z kobietami.
Drażniło mnie u niego, zresztą u wszystkich członków gangu, to, że najchętniej kopulowaliby ze wszystkimi na raz. Żebyśmy się tylko źle nie zrozumieli. Rozumiem orgie w klubach, tylko zabrakło mi znanego w innych powieściach tego typu poszanowania kobiety jako osoby a nie tylko środka do ujścia pożądania. Zabrakło mi po prostu równowagi między żądzą a chęcią jakiejkolwiek stabilizacji, czy zaniechania przyzwyczajeń nawet, mając jakieś inne relacje z kobietą, która nie należy do klubu. Ciężko mi to ująć w słowa tak dokładnie.
Tym bardziej nie jestem w stanie zaakceptować zasad, jakie trzeba spełnić aby zostać członkiem bikerów. W ich myśl ich bikerzy po prostu szukają kobiet lekkich obyczajów w jednym, wiadomym celu, aby mieli je na zawołanie i na wyłączność.
Za mało także dla mnie było ich codzienności. Była jakaś tam mała wzmianka ale to zbyt skąpo mając na uwadze te wszystkie orgie.
Jakiś taki chaos straszny w tej powieści. Mam wrażenie, że znalazło się tutaj wszystko to, co akurat wpadło do głowy i zostało opisane po łebkach. Bez zagłębiania się w wątki, bez dopracowania wydarzeń. Na palcach jednej ręki mogę wymienić te, które naprawdę mi się podobały z całym dopracowaniem; które były nasiąknięte emocjami; które budziły ciekawość i dostarczały adrenaliny. Budowały porządane napięcie i powodując, że akcja nabierała fajnej dynamiki.
Sceny uniesień były. I o ile orgie były trafne, o tyle między główną parą bohaterów wyszły dla mnie zbyt szybkie i bez głębszych emocji. Jeden był taki moment, kiedy faktycznie coś zaczęło się pojawiać konkretnego. Niestety jak szybko się pojawiło, tak szybko znikło.
Motyw drastycznych wspomnień poruszył mnie i pobudził moją wyobraźnię. Serce mi się krajało czytając te bestialstwa.
Motyw postaci Deana totalnie dla mnie niezrozumiały. Raz tak, a raz inaczej. To ma być pastor? To jego podejście do Beth i Razera? Nie grało mi to po prostu.
Tak jak wrzucony dosłownie na chwilę Cash, który coś tam wniósł ale nic więcej nie dodał. Można było go śmiało pominąć.
Jestem ogromnie za to zaintrygowana Lily. Ta dziewczyna i jej zalążek historii wzbudziły moją ciekawość. Chciałabym się jej z bliższa przyjrzeć.
I cóż mogę napisać na koniec? Jestem ogromnie zawiedziona. Liczyłam na dobrą lekturę. Dopracowaną i w miarę prostą historię miłosną w świecie bikerów. Ta tutaj przedstawiona dla mnie okazała się sztywna i momentami sztuczna. Przekoloryzowana. Przekombinowana. Mało emocjonalna. W większości czasu mnie drażniła i męczyła. Abym mogła ocenić ją wyżej niż 4/10 to wszystkie wrzucone wątki musiałyby zostać rozbudowe. Ale dam autorce szansę i skuszę się na kolejny tom. Mam nadzieję, że okaże się lepszy.
A czy mogę wam polecić tę lekturę? Jeśli nie jesteś wymagającym czytelnikiem to jak najbardziej.
Współpraca: Wydawnictwo NieZwykłe
#recenzja
Opinia bierze udział w konkursie